Strony

niedziela, 19 listopada 2017

Oczami wędrowca - Ciechania

Witajcie!

Chcieliśmy dziś zabrać Was na spacer po wyjątkowym miejscu. Wyjątkowym tym  bardziej, że nie otwartym dla masowego ruchu turystycznego.
Kiedyś była tutaj ludna wioska, stały cerkwie, na cmentarzach modlono się za tych, co odeszli. Ludzie tutaj żyli. Wystarczyła jednak wojna, by wymazać to miejsce z ludzkiej pamięci... Dzisiaj królują tutaj drzewa, ptaki i ... misie.
Zapraszamy na spacer po Ciechanii.

Tereny wsi znajdują się na uboczu, w dolinie ukształtowanej przez potoki Zimna Woda i Hucianka. Od północy wioska sięgała niemal drogi z Krempnej do Ożennej, a od południa - dochodziła prawie do granicy państwowej. Od wschodu i zachodu zamykały ją wzgórza - Nad Tysowym (713 m n.p.m.) oraz bezimienne o wys. 688 m n.p.m.

Tychania na pierwszej mapie von Miega (1763-87) /źródło: www.mapire.eu/

Przejdziemy jak zwykle do historii:

Nie bardzo wiadomo, kiedy lokowano osadę. Tychania, bo tak brzmi jej "oryginalna" nazwa istniała już w XVI wieku (wzmiankowana po raz pierwszy w 1581 roku) i była wtenczas własnością słynnego rodu Stadnickich. Nazwę można tłumaczyć jakie ciche miejsce, zacisze. I na prawdę nie wiemy kto zajmował się "przekładem" nazw oryginalnych na polskie, ale Tychanią / Ciechanią obszedł się paskudnie... Ale nie jest to jedyna taka sytuacja - na mapach z XIX wieku również widnieje nazwa Ciechanie.

Listopad 2015 roku witał nas gęstą mgłą...

Niewiele wiadomo o dziejach tej wioski w jej początkowym okresie. Ulokowana bowiem na uboczu, otoczona lasami, nikogo specjalnie nie interesowała. Mieszkańcy mieli dość dobry kontakt z sąsiadami z Węgier (obecnie Słowacja) przez przełęcz Tepajec wiodła droga do Havranca. Chociaż bliżej na pewno było do Żydowskiego czy do Ożennej. Wedle tzw. pierwszej mapy von Miega w Tychanii (na mapie Tychin) działały wtenczas dwa młyny wodne, wiodły stąd drogi m. in. do Polan czy Żydowskiego. Była to więc lokalizacja strategiczna. Kilka wieków później niestety to dostrzeżono.. Wieś spokojnie się rozwijała, przybywało mieszkańców. Dużo trudności wiązało się z komunikacją, bowiem miejska droga była bardzo podła, i jak to często na Beskidzie Niskim - prowadziła częściowo korytem strumienia, częściowo podmokłym terenem.
W XIX wieku wieś była własnością braci Thonet z Wiednia. Okoliczne lasy zapewne po części zaopatrywały ich tartaki i fabryki mebli. Wedle spisu z 1880 roku, żyło tutaj 340 grekokatolików (Rusinów - Łemków). Była to więc nie najmniejsza wioska.

Krzyż przydrożny z 1906 roku
W tym roku niestety krzyż upadł

To były czasy spokojne dla mieszkańców, chociaż życie w górach trudne, a mieszkańcy żyli biednie. Ziemia tutaj nie nadawała się zbytnio do uprawy, pozostawała hodowla, oraz rozsądne wykorzystywanie lasów, a także praca zarobkowa poza wsią - na Węgrzech, lub też w Ameryce.
W Ciechani mieściła się siedziba parafii grekokatolickiej, do której należało także Żydowskie. Ostatnią świątynię unicką wzniesiono tutaj w roku 1790. Jednak Cerkiew istniała tutaj wcześniej - widać ją chociażby na pierwszej mapie von Miega. Wspomniana świątynia należała do typu zachodnio - łemkowskiego. Była drewniana, trójdzielna, orientowana, nad babińcem wznosiła się dzwonnica. Dach kalenicowy, kryty blachą. Przy cerkwi oczywiście ulokowano cmentarz, a nieco wyżej drugi. Od 1880 roku niewiele zmieniła się liczba mieszkańców - w 1900 roku było ich 453, mieszkających w 75 domach. Zresztą liczba mieszkańców potem spadła -w 1898 było tutaj 414 mieszkańców (w tym 4 Polaków).

Bobrowe królestwo...
Blokada na drodze :)


Spokój minął w roku 1914. Wybuchła Wielka Wojna, wkrótce wojska austro - węgierskie cofały się pod naciskiem oddziałów carskich. Jednak wkrótce dostrzeżono wielkie znaczenie przełęczy beskidzkich - wiodła nimi droga do Budapesztu, droga do Nizin Węgierskich, na których armia rosyjska, chociaż mocno dotychczas obita, mogła "rozwinąć skrzydła" i zmusić Austro - Węgry nawet do wycofania się z wojny. Walki więc w tym rejonie były ciężkie, i nie oszczędziły także Tychanii. Zabudowa mieszkalna została niemal kompletnie zniszczona, przetrwała tylko cerkiew. Jednak po 1915 roku, kiedy to odepchnięto Rosjan, sytuacja się ustabilizowała i można było myśleć o odbudowie. Sprawa nie była prosta. W roku 1918 odrodziła się Polska, ówczesnemu pokoleniu Rusinów już kompletnie nie znana. Granica oddzieliła ich od Czechosłowacji, a nowe państwo zmagało się z wieloma problemami - scaleniem trzech zaborów, odbudową nowego kraju, i z sąsiadami, chcącymi szybko zetrzeć wschodzące państwo. Mieszkańcy gór musieli więc radzić sobie sami. I udało się w ciągu kilku lat wieś odbudować.

Fundamenty PGR-owskiej owczarni. We mgle drzewa - tam są ruiny strażnicy niemieckiej
Po samej strażnicy pozostało niewiele

Zmiana państwa niewiele wniosła w życie mieszkańców. W Ożennej i Polanach działały strażnice SG (potem KOP), i utrudniały swobodną komunikację z Rusinami ze Słowacji - trzeba było poruszać się przejściami granicznymi , mieć przepustki etc. Jednak mieszkańcy zajmowali się tym co dotychczas. Ważniejsze wydarzenia miały tutaj miejsce w 1928 roku. Część mieszkańców, około 1/3 przeszło na prawosławie. Ponieważ wyznawcy prawosławia nie mogli korzystać z unickiej cerkwi, postawili własną świątynię - czasownie, w której odbywały się nabożeństwa. Dobre dotychczasowe relacje popsuły się. Pogorszyły się jeszcze po tragicznym zajściu - w roku 1929 zorganizowani sprawcy napadli na unicką plebanię w Tychani, i zamordowali księdza Danyiła Pyroha oraz jego córkę Marię (w niektórych źródłach spotyka się też imię Olga, chociaż na nagrobku wyryto to pierwsze imię). Grekokatolicy posądzili o udział w zajściu wyznawców prawosławia, a Ci z kolei zrzucali winę na Polaków z Huty Polańskiej. Do końca sprawy nigdy nie wyjaśniono. Mówiono, że mordercy mogli pochodzić z Havranca, a według innej wersji - z Krakowa...
W roku 1931 naliczono we wsi tylko 396 osób i 65 domów.
Na cmentarzu przycerkiewnym


Po samej cerkwi z 1790 roku niewiele pozostało

W roku 1939 wybuchła kolejna wojna światowa. Mieszkało tutaj wtenczas 5 Polaków i 425 Łemków (dane prawdopodobnie zawyżone). Już od 1 września w okolicy toczono potyczki - to oddziały słowackie ostrzeliwały pograniczników. Jednak czas okupacji przeszedł w miarę spokojnie. W Ciechanii na stałe ulokowano placówkę Grenzschutzu - zbudowano tutaj strażnicę, której ruiny jeszcze kilka lat temu były zauważalne. Złe dopiero miało nadejść.. W roku 1944 w okolicach toczono ciężkie walki - Armia Czerwona próbowała przebić się na Słowację, by wspomóc powstanie przeciwko Niemcom. Jednak wojska niemieckie solidnie przygotowały się do obrony, a jesienna pora (wrzesień) i ogólne zmęczenie oddziałów Armii Czerwonej nie ułatwiały zadania. Ciechania była jednym z rygli pozycji niemieckich, chroniła ważne dla okupanta w tym rejonie drogi m. in. na Jasło. Stąd walki tutaj były zaciekłe. Artyleria, czołgi, lotnictwo... Z Ciechanii pozostała tylko postrzelana cerkiew, zabudowa mieszkalna spłonęła. Mieszkańcy mieli w pamięci jeszcze walki Wielkiej Wojny, ledwie odbudowali swoje domostwa, a tymczasem historia się powtórzyła!
Drugi raz mieszkańcy nie podjęli trudu odbudowy wsi. Skorzystali z okazji, i wyjechali dobrowolnie na Ukrainę w 1945 roku. Wszak tyle im obiecywali komisarze radzieccy.. Zapewne jednak nad tą dobrowolnością można deliberować..
Nie wiadomo kiedy i ilu mieszkańców wyjechało, bo Ciechania nie figuruje w żadnych dokumentach komisji repatriacyjnej...

Grób ks. Danyiła Pyroha i jego córki - przed remontem
I ten sam grób po tegorocznym remoncie

Po wojnie działał tutaj PGR w Ożennej, pobudowano tutaj fermy i owczarnie. Po upadku PGR tereny przejął słynny Igloopol, który jednak również przestał działać. Dzięki owym gospodarstwom Ciechania nie zarosła lasem, przetrwały liczne łąki.
W roki 1995 teen wsi włączono w granice MPN. Szybko dostrzeżono bogactwo przyrodnicze tych rejonów. Z tego powodu w roku 2005 zamknięto dolinę Ciechani dla ruchu turystycznego, a prowadzący tędy niebieski szlak graniczny przesunięto do Ożennej. Wywołało to wielką wojnę między dyrekcją MPN a rzeszą turystów. Sami w sumie trochę tym faktem się martwiliśmy. Ale po odwiedzeniu doliny sami jesteśmy za ograniczeniem ruchu turystycznego w tym rejonie. Stał się on ostoją dla wielkich drapieżników, m. in. niedźwiedzi, ale także dla drapieżnych ptaków, w tym słynnych orlików - na okolicznych łąkach znajdują dużo pożywienia. Bogata jest fauna bezkręgowców. Zobaczyć tu można i wrzosowiska, i torfowiska, jak również wilgotne łąki. Dodatkowo okoliczne lasy, mają w dużej mierze naturalny charakter, a wiele drzew ma ponad sto lat. Obszar ten należy do najcenniejszych obszarów przyrodniczych w parku. Jest to też wyjątkowo piękne miejsce, idąc doliną można zasmakować.. raju 😊
Na cmentarzu wiejskim - zdjęcia "świeże" (2017 r.)



Tutaj mocno już poszczerbiony Św. Mikołaj

To miejsce na prawdę zasługuje na ochronę. Tu zobaczycie prawdziwe królestwo bobrów - i nawet nie przejdziecie przez nie suchą stopą. Tu podziwiacie piękne krajobrazy, kwieciste łąki, fruwające ptaki, motyle. Świeże powietrze, potężne wiekowe drzewa - wszystko to łączy się w coś nieprawdopodobnego, wyjątkowego. Dlatego też (naszym zdaniem) masowy ruch turystyczny w tym regionie zakłóci spokój tej doliny. I chyba obecna opcja, tj. kilkakrotna możliwość odwiedzenia doliny w roku jest odpowiednia. No może ewentualnie weekendy jeszcze można by w to włączyć, ale pod dużymi obwarowaniami, w tym odnośnie liczby odwiedzających. Ale to oczywiście nasza opinia. I tu od razu zaznaczamy - wchodzimy tam tylko na początku listopada, kiedy jest to legalne. I mimo nieciekawej pogody - nigdy nie żałujemy.

W tym roku mgła była łaskawsza..

gdzieniegdzie można jeszcze zobaczyć ślady po dawnej zabudowie

Wróćmy do Tychanii /Ciechanii. Co pozostało po dawnej wsi?

Do Ciechanii wejść można od  strony drogi Krempna - Ożenna. Tam można pozostawić ewentualnie pojazd, i zejść sobie spokojnie na dół. Schodząc, zobaczycie po prawej stronie piękny krzyż przydrożny z 1906 roku. Jedyny, jaki ocalał. Niestety w tym roku upadł, ale są ponoć plany by w 2018 roku go odrestaurować. Oby!

Z rana mgły jeszcze nie pozwalały na dalekie obserwacje

Idąc dalej, zobaczycie piękne jeziorka bobrowe - liczne tamy na potoku mocno zmieniły krajobraz i warunki. Nawet drogą przepływa woda, i chcąc nie chcąc, trzeba się w niej wykąpać. Ale warto, bo po wyjściu na wzniesienie zobaczycie wspaniałe widoki - łąki, łąki, dalej lasy.. Zobaczyć też można ruiny dawnej strażnicy niemieckiej - kilka lat temu wedle oglądanych przez nas zdjęć jeszcze sporo budynku było zachowanego. Dzisiaj o miejscu tym bardziej wspominają tylko rosnące tu kępą drzewa, dziury i wyniesienie terenu. Bardzo szkoda że obiekt rozebrano, prezentował się na pewno ciekawie.. Obok, tuż przy drodze pozostały fundamenty owczarni z okresu powojennego...
Jeśli pójdziecie dalej, to wkrótce zejdziecie do doliny. Po lewej stronie, na stokach wąwozu zobaczycie sztucznie podwyższony teren, zniwelowany, z całkiem pokaźną, chociaż częściową zawaloną piwniczką. Jest to miejsce po dawnej plebanii unickiej. Musiał to być znaczny budynek.. Na prawo od niej, za potokiem, jakieś kilkadziesiąt metrów od drogi zobaczycie kępę starych drzew. Tam kiedyś stała cerkiew unicka p.w. św. Mikołaja. Rozebrano ją po wojnie.. Do dziś zachowały się ślady podmurówki. Obok jest kilka nagrobków kamiennych, mocno podniszczonych. Jest tu też grób wspomnianego parocha i jego córki, zamordowanych w latach 30. W tym roku go odnowiono i zabezpieczono. Upodobał go sobie bowiem ... borsuk, i w jego wnętrzu wykopał norę. Jest tu też metalowy krzyż. Przez jakiś czas wisiała na nim tabliczka z informacją, że spoczywają tutaj polegli czerwonoarmiści. Jednak obecnie tabliczki tej już nie ma.


Terenowa Stacja MPN 

Powyżej cmentarza przycerkiewnego znajduje się cmentarz wiejski. Na nim również zobaczycie kilka pięknych nagrobków, chociaż mocno zniszczonych, noszących ślady walk toczonych tu w 1944 roku. Warto zapalić świeczkę, pomodlić się.
Wracamy na drogę. Odnośnie drogi - budowano ją już po wojnie (w latach 60 lub 70). Nie były to proste prace, ponoć koparki co rusz trafiały na niewypały, amunicję strzelecką, miny. Droga wiejska była mniej regularna, szła często doliną... Ale idąc nową drogą dojdziecie aż do chatki MPN. Jest to terenowa placówka badawcza. Po drodze mija się stare jabłonie, przyczółki mostu.. Koło stacji badawczej stały dawniej budynki PGR, w latach 90 rozebrane. Po przejściu nieco dalej dochodzimy do ostoi niedźwiedzia brunatnego - informuje nas o tym tabliczka. Dalej już nie idziemy...



Największe wrażenie na człowieku tędy wędrującym robi... cisza. Jest tu bardzo cicho. Nie słychać tu samochodów, pił leśnych, krzyków. Czasem śpiewają tylko ptaki, zachrzęści gałązka pod nogą zwierzęcia, kraczą gawrony i kruki. Szumi woda w potoku, szeleszczą pod butami opadłe liście.
Tutaj można poczuć namiastkę prawdziwej, nieskażonej natury. Park dba o te tereny - regularne wykaszanie chroni łąki przed sukcesją, pracownicy oczyszczają też cmentarze. Miejsce ogólnie spokojne, i takie powinno zostać.
Czy polecamy Ciechanię turystom? Nie. Bo to nie jest miejsce dla osób szukających atrakcji turystycznych, ale dla tych, którzy lubią ciszę, spokój i odludzie pozbawione dróg i mostów. Nie jest to miejsce dla dużych ekip, które chcą swobody - tutaj przyroda wyznacza własne prawa. I trzeba ich przestrzegać.

Mamy nadzieję, że wpis się Wam spodobał. Zapraszamy do nas w przyszłości.

Pozdrawiamy!




Źródła inf.:

Grzesik W., Traczyk T., Wadas B., 2012, Beskid Niski od Komańczy do Wysowej.
Luboński P., (red.), 2012, Beskid Niski, przewodnik dla prawdziwego turysty.
Kłos S., 2010, Krajobrazy nieistniejących wsi.
www.grupabieszczady.pl
www.beskid-niski-pogorze.pl
www.cerkiewne.tematy.net
www.apokryfruski.org
pl.wikipedia.org




6 komentarzy:

  1. Szliśmy tamtędy z Huty Polańskiej, ale to było ćwierć wieku temu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się to miejsce zmieniło tak patrząc po zdjęciach?

      Usuń
    2. Przybyła chatka MPN, reszta? Trudno powiedzieć - Na pewno odsłonięto krzyże, bo były potwornie zarośnięte.

      Usuń
  2. Ciekawie opisana historia kawałka nasze ziemi. Ile to jeszcze historii zapomnianych noszą te ziemie. Mimo, że żyję już długo nigdy w tych stronach nie byłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś warto to nadrobić ;) Myślę że nie pożałujesz.

      Pozdrowienia!

      Usuń
  3. Witaj Julijan.
    Fajnie tak sobie powędrować, choć wirtualnie, ale to zawsze coś. Zwłaszcza, że to moje klimaty.
    W rewanżu zapraszam na pałacowe salony.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy serdecznie za przeczytanie artykułu :) Mamy nadzieję że Ci się spodobał :) Prosimy, zostaw komentarz, i podziel się z nami opinią na temat wpisu, strony itd.
Na komentarze anonimowe nie odpowiadamy!