wracając po wakacjach mamy w głowach pełno wspomnień związanych z tym czasem. I mimo, że był to dość szalony okres w naszym życiu znaleźliśmy nieco czasu na wędrówki po Niskim. Jedną z nich było przemierzenie żółtego szlaku od Tylawy do Baraniego. Niestety z braku czasu i niedoborów fizycznych nie przeszliśmy na raz tego szlaku. Choć ma to chyba swoje plusy.
kościół (dawna cerkiew) p.w. Wniebowzięcia MB |
Więc od początku. Jako tako szlak w Tylawie zaczyna się od przystanku znajdującego się przy skrzyżowaniu dróg w kierunku na Barwinek i na Komańczę (897). My naszą wędrówkę zaczęliśmy od kościoła p.w. Wniebowzięcia MB (dawniej cerkiew greckokatolicka p.w. Bogurodzicy) z 1787 roku. Jednak polecamy cofnąć się niewielki kawałek drogi by zobaczyć kaplicę prawosławną p.w. Narodzenia Przenajświętszej Bogurodzicy wzniesioną w miejscu czasowni prawosławnej rozebranej w 1946 r. Jest to o tyle ważne miejsce, że w Tylawie zaczęła się Schizma Tylawska. Wracając do cerkwi unickiej zawiera podobno piękny XVIII wieczny ikonostas, którego niestety nie udało nam się zobaczyć. Niestety ten odcinek szlaku nie należy do najprzyjemniejszych, ponieważ prowadzi wzdłuż krajowej 9-tki, będącej częścią trasy europejskiej E 371. Jednak za drugim przystankiem (nie licząc tego na skrzyżowaniu) niemal na przeciwko restauracji Domenico z zajazdem i sklepem jest zejście na bardziej spokojniejszą część trasy. Zejście jest dobrze oznaczone więc nie ma się co obawiać, że je przeoczycie. Po drodze miniecie dwa krzyże, właściwie ukryte za nasypem drogowym.
na szlaku... |
Tu zaczyna się dobra kamienista droga, tak, że jeżeli ktoś ma potrzebę może spokojnie poruszać się czterema kołami, aż do szlabanu który znajduje się ok. 500 metrów przed kaplicą w Smerecznym. My swój środek transportu zostawiliśmy pod kościołem (cerkwią) i serdecznie polecamy piesze przejście tego odcinka, ponieważ jest bardzo malowniczy.Jeżeli zaś chodzi o rowery (szlak ten od zejścia biegnie równolegle z zielonym rowerowym) to o ile na tym odcinku może nie być większych problemów, o tyle na dalszej trasie może już problem się pojawić. Wskazana jest dobra kondycja i wyposażenie. Mieliśmy okazje spotkać starszą parę, która była bardzo rozczarowana stanem i skalą trudności "ścieżki rowerowej". Być może byli pierwszy raz w Beskidzie Niskim, który niechlubnie słynie z niezbyt dobrych ścieżek rowerowych. Ale wracając do trasy. Przemierzaliśmy ją w piękne słoneczne przedpołudnie. Wokoło wszystko mocno pachniało rozmaitym zielem. Tak wędrowaliśmy sobie, aż do kaplicy w Smerecznym. W sumie z zamysłu autorki - Margarity Sandowycz - Bąkowskiej miało być to skrzyżowanie chaty łemkowskiej z dzwonnicą. W środku znajduje się faktycznie dzwon z nazwą wsi. Drugi taki obiekt znajduje się w Regietowie Wyżnym. Jednak tak na prawdę nie wiemy obecnie gdzie zaczynało się, a gdzie kończyło Smereczne. Próbowaliśmy szukać pozostałości ruin strażnicy niemieckiej, ale lato nie jest najlepszym okresem do tego rodzaju wypraw. Coś udało się nam znaleźć, ale do dnia dzisiejszego nie jesteśmy pewni co to :)A wielka szkoda. Jedynie co wiemy o Smerecznym to m.in. to, że powstało w XVI wieku. W 1880 liczyło zaledwie 158 mieszkańców. Została zniszczona doszczętnie podczas bitwy dukielskiej 1944 roku. Sami zaś mieszkańcy wyjechali rok później na Ukrainę.
kaplica w Smerecznym |
Dalej droga pnie się pod górę i to dość ostro. Jednak bytnością tego wzniesienia na tym miejscu nie byliśmy zdziwieni, gdyż z mapy dostrzegliśmy, że znajduje się tam punkt widokowy. Jak na Niski - punkt całkiem przedni. Pogoda nam sprzyjała, więc widoki były przepiękne.Ale jak to w górach jest reguła - jest pod górkę - będzie z górki. Myślę, że w życiu też tak jest:). W sumie to szliśmy środkiem łąki, mimo, ze znaki biegły skrajem. Mieliśmy je jednak cały czas na oku-a po co nadrabiać drogi? Poza tym wiedzieliśmy, że mamy przekraczać granicę Magurskiego Parku Narodowego oznaczonego przez tablicę. I praktycznie od tej magicznej granicy zaczynają się trudności z poruszaniem. I nie mam tu na myśli, że nagle nogi odmówiły nam posłuszeństwa (choć one też coś tam się sprzeciwiały) tylko spotkaliśmy wszędobylskie pokłady błota. Co dosłownie parę kroków musieliśmy przeskakiwać błotko czy też omijać kałużę. Ale bez tego nie było by tak wesoło. Z nami jak z dziećmi brudne=szczęśliwe. Przez ten czas rozglądaliśmy się uważnie, ponieważ szukaliśmy cerkwiska w Wilszni. O ile cerkwisko udało się nam chyba znaleźć, o tyle niestety nie odnaleźliśmy cmentarza. Na miejscu dawnej wsi znajduje się tablica z opisem miejscowości, która nieco nam pomogła, ale i pogmatwała w głowach -a może to z gorąca nie mogliśmy się skupić? Ale kto wie może jeszcze wrócimy w tamte tereny w innym czasie z bardziej sprzyjającą pogodą. Na pewno jesienia, gdy roślinność nie jest taka bujna. Po jakimś niedalekim odcinku dochodzimy do jednej z niewielu pozostałości po Wilszni a mianowicie do krzyża przydrożnego. Za nim niemalże po paru krokach znacznie poprawia się droga, która wiedzie do Olchowca. Ale Olchowiec to inna historia
Do Olchowca pojechaliśmy na kermesz wiosną. W sumie to od zawsze byliśmy ciekawi jak to wszystko wygląda. I szczerze jest to bardzo podobne do "naszych" odpustów. Cóż jakoś byliśmy przekonani, że jest to bardziej religijne niż komercyjne wydarzenie. Niemniej jednak warto być na tej imprezie. Ale do rzeczy. Tuż obok cerkwi, która swoją drogą jest urocza, znajduje się kamienny mostek (który jest obecnie remontowany), a który urzekł Kubę. Na wejście na szlak czekaliśmy na naszego dobrego znajomego, który przyjechał wraz z swoim kolegą. Nasz kochany artysta nieco się zagubił na Beskidzkich ścieżkach i wyruszyliśmy później niż zamierzaliśmy jednak humory nam dopisywały. Tutaj spory kawałek drogi przemierzyliśmy samochodami. Ale to dlatego, że chcieliśmy nadgonić nieco czasu. Naprzeciwko jakiejś agroturystyki zostawiliśmy nasze cztery koła i ruszyliśmy na wędrówkę zdobywać Baranie.
Śliczna salamandra, którą spotkaliśmy po drodze na szczyt |
Droga na nie jest całkiem przyjemna i porównując do innych szczytów z Korony Beskidu Niskiego stosunkowo łatwa. Bardzo urocza i urozmaicona potoczkami, z których spragnieni świeżej wody korzystaliśmy. Droga wiedzie cały czas wiedzie przez las, a w lesie natknęliśmy się na jednego z jego mieszkańców, a mianowicie smoka karpackiego czyli salamandrę plamistą. Przeurocza gadzina. Tak naprawdę wzniesienie i jakiekolwiek wchodzenie pod górkę zaczyna się pod koniec trasy. Oczywiście szczęśliwi zdobyliśmy ten szczyt i jakie było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy na górze turystów, którzy spali w tamtejszej chatce. Chatka jak na turystyczną - bardzo przyjemna. Na Baranim nie można pominąć tego, że znajduje się wieża widokowa, której stan na maj 2016 roku był bardzo zły. Prowadzą na nią dwie drabiny po których strach wejść. Podesty na których się stoi i podziwia widoki też nie są zbyt pewne i najbezpieczniej jak znajduje się na jednym maksymalnie dwie osoby. Widoki owszem warte były tego by wyjść na to ustrojstwo, jednak mamy nadzieję, że w najbliższym czasie stan tej wieży poprawi się znacząco. Podczas odpoczynku na górze uzupełniliśmy zasoby straconej energii. A po zejściu z niej przeszliśmy się po kramach i jednocześnie rozstaliśmy się z naszymi znajomymi. Sami zaś postanowiliśmy zbadać drogę do Wilszni. W tym dniu dotarliśmy jedynie do krzyża, przed którym zmienia się bardzo dobra droga na nieco gorszą. To co pozostało po dawnych mieszkańcach to kilka przydrożnych krzyży. Prócz tego droga jest dość monotonna prosta, ale pełna pięknych widoczków.
Jeżeli chodzi o oznakowanie, to raczej nie ma problemów. Znaki są w dobrym stanie, czytelne i malowane w odpowiednich odległościach. Szlak jest w dobrym stanie technicznym, prócz odcinka MPN - ale myślę że o ile my to możemy wybaczyć i błoto stanowiło dla nas dodatkową atrakcję, o tyle rowerzystom, których spotkaliśmy szczerze współczujemy takiej przeprawy.
Orientacyjne czasy przejścia:
Olchowiec - Baranie: 1h 45min
Tylawa - Olchowiec: 2h 15min
Łączna długość szlaku wynosi około 15 kilometrów.
Na dzisiaj to tyle, serdecznie pozdrawiamy i życzymy udanych wędrówek po beskidzkich szlakach.
Pozdrawiamy
Źródła:
Luboński P., 2012, Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty
www.beskid-niski-pogorze.pl
Mapa turystyczna Beskid Niski, 2015, skala 1:50 000, Wyd. Compass
"wspomnienia własne"
Excelente trabalho com belas fotografias, gostei.
OdpowiedzUsuńUm abraço e bom Domingo.
Andarilhar
Ładny szlak, dawno temu sam jeździłem tam rowerami (jeszcze dawniej pieszo). Rzecz jasna trasy są bardzo rowerowe, ale dla rowerów crossowych trekkingi czy szosówki tam padają.
OdpowiedzUsuńZgadzamy się z Tobą zdecydowanie. Ale nawet najlepszy rower nie zastąpi tu umiejętności i kondycji..
UsuńPozdrowienia!
Witaj Julijan.
OdpowiedzUsuńJak zwykle kolejna niezwykła wędrówka.
Mam nadzieję, że zdążę jeszcze przed Panem Bogiem te miejsca odwiedzić.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Tutaj można odpocząć, odetchnąć... Więc polecamy serdecznie ;)
Usuń