Dawno nie było tutaj nic o legendach - czas to zmienić.
Przedstawiamy Wam krótką, ale piękną legendę :)
Pochodzi ona z dzieła Andrzeja Potockiego "Legendy łemkowskiego Beskidu", i opowiada o nie tak bardzo odległych Nam czasach. A Ci, którzy historię Beskidu Niskiego znają, raz dwa skojarzą fakty w niej zawarte :)
Miłej lektury :)
O daliowskim dzwonie
Istniało z dawien dawna przekonanie o nadprzyrodzonej mocy dzwonu ze starej daliowskiej cerkwi. Wierzono bowiem, iż w czas oberwania chmury, gradobicie czy innych kataklizmów związanych z pogodą należy bić we dzwon, bo wówczas żywioł tracił swoją siłę i złe moce, które go przywiozły, odstępowały od wsi. Trzeba Wam bowiem wiedzieć, iż dla nich bardzo nieznośnym wydawał się dźwięk tego cerkiewnego daliowskiego dzwonu, podobnie jak i dla czarownic, i tych wszystkich innych, co diabłu zaprzedali swoją duszę. Jak daleko rozchodził się jego głos, tak daleko objawiał swoją moc.
Piekielne moce nie chciały jednak dać za wygraną i postanowiły daliowską cerkiew spalić. Ponad siedemdziesiąt lat temu, na kilka dni przed świętami Wielkiej Nocy, piorun z jasnego nieba strzelił w nią i zanim ktokolwiek zdążył uderzyć w dzwon na trwogę, ogień objął już całą świątynię. Powiadano, że to pewnie także dlatego się tak stało, bo zawitka* jeszcze kilka dni wcześniej dziecko zaraz po urodzeniu zabiła. W takim bowiem razie na wieś, gdzie doszło do dzieciobójstwa, spadało na ogół nieszczęście. W jakiś czas potem cerkiew odbudowano, ale tym razem nie złe siły, ale źli ludzie zabrali dzwon, co mocą swego dźwięku przez całe wieki okolicę ochraniał. Zdarza się bowiem, że i zło na jakiś czas może zatriumfować. Cerkiew na jakiś czas zamieniono na magazyn i wydawało się, że los jej został bezpowrotnie przesądzony, a jednak wróciła do swoich wiernych, bo wolą Bożą jest, by w niej modlili się do Niego.
Cerkiew w Daliowej, zbudowana w 1933 roku, na miejscu starszej, która spłonęła w 1931 roku. Dzisiaj nie było złowrogich chmur nad cerkwią... |
Ta legenda jest nam bardzo bliska. I ma w sobie coś prawdziwego. Pogoda tutaj bowiem prawdziwie jest "szatańska" i gwałtowna, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze. A jednak - w Daliowej witało Nas słońce, podczas gdy w sąsiednich wsiach wiatry, deszcze i chłód szarpały nami jak papierowym latawcem. Kto wie, może i w tej nowej cerkwi daliowskiej pozostała cząstka "starej" mocy, i mimo utraty dzwonu, dalej chroni swych mieszkańców przed"złym" ?
Pozdrawiamy serdecznie
* zawitka, czyli Panna z dzieckiem.
** Legenda pochodzi z: A. Potocki, 2007, Legendy łemkowskiego Beskidu
Fakt - pogoda tam potrafi sprawić niesamowite niespodzianki - sam już raz zejście zamieniłem na spływ...
OdpowiedzUsuńlegenda istotnie piękna a dźwięk dzwonu... nawet jeśli deszczu i gromów nie odpędzał, to przynajmniej dawał ludziom odczucie że nie są sami. A to bardzo pomaga.
zdecydowanie. I to jest chyba największa moc każdej legendy - dawanie oparcia, i tłumaczenie tego, co niezrozumiałe :)
UsuńPozdrawiamy ;)
Piękna legenda :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was gorąco :)))))
i My pozdrawiamy :)
Usuńi dziękujemy za odwiedziny ;)
Fantastyczna opowieść, fantastyczny obraz:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńdziękujemy bardzo serdecznie ;)
Usuńi także pozdrawiamy ;)
Witam!
OdpowiedzUsuńBardzo fajna legenda i ta cerkiew. I jednych i drugich trochę znam.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Ja miałam wyśmienitą pogodę w Daliowej...a co do legendy to nie słyszałam o niej...a cerkiew jest przepiękna...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńFajna ta legenda. Wiele takich słyszałem w Bieszczadach.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
no takie legendy są częścią tej ziemi, podobnie jak cerkwie i przydrożne krzyże :)
Usuńpozdrawiamy Cię Michale ;)