Zanim wejdziesz, przeczytaj :)

1) Materiały wykorzystane przez nas ( zdjęcia, rysunki, opisy ) służą tylko celom dydaktyczno - informacyjnym, nie czerpiemy z działalności żadnych korzyści. Wykorzystujemy materiały zarówno własne, jak również pozyskane w internecie, lecz tylko by ukazać czytelnikom piękno naszego świata :). Materiał internetowy pozyskujemy legalnie (nie jest on zastrzeżony prawami autorskimi, pochodzi ze źródeł masowych i edukacyjnych) - nie kradniemy niczyjej pracy. Jeśli jednak znajdziesz u nas swoje materiały bez wyraźnej zgody (mogło zdarzyć się niedopatrzenie z naszej strony) i poczujesz się urażony - prosimy, poinformuj nas, a natychmiast znikną one z naszych łamów :)
2) Blog nie ma charakteru naukowego. Jest to strona popularyzatorska. W miarę naszych możliwości (i ponieważ historia to nasze hobby) staramy się jak najwięcej umieszczać informacji historycznych oraz korzystać z literatury tematycznej, niemniej nie gwarantujemy "nieomylności" :)
3) Ilustracje opatrzone znakiem wodnym są naszą prywatną własnością. Jeśli znalazłeś tutaj przydatną ilustrację - napisz do nas. Podobnie rzecz ma się z zamieszczanymi tekstami.

Komentarze

Przywracamy możliwość komentowania wpisów na blogu. Oczywiście przypominamy, że komentarze anonimowe nie będą mogły liczyć na odpowiedź :)

niedziela, 15 maja 2016

Na Świętej Górze Łemków - Góra Jawor

Witajcie!

Dzisiaj chcemy pokazać Wam miejsce wyjątkowe, niepowtarzalne. Jedyne takie w Beskidzie - i na południu Polski. Przed laty działy się tutaj wielkie rzeczy, a echa tych wydarzeń do dziś nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Chcemy zabrać Was na górę Jawor, leżącą na granicy ze Słowacją.

droga na Górę Jawor
Na wstępie nakreślimy kilka słów o samej górze. Nie jest to wzniesienie bardzo wysokie, Jawor bowiem osiąga tylko 723 m n. p. m. a i stoki góry są stosunkowo łagodne. Jawor położony jest w obrębie Gór Hańczowskich, na granicy Polski i Słowacji, około 3 km na południe od Wysowej-Zdroju. Chociaż górna partia wzniesienia porośnięta jest lasem, to jednak nie jest to niedostępne miejsce. Prowadzi tutaj wygodna, szutrowo - leśna droga, pozwalająca na spokojne dotarcie na szczyt. Wytyczoną tędy ścieżką spacerową wędrują liczni wysowscy kuracjusze, pielgrzymi, wędrowcy, a i mieszkańcy Wysowej i okolic chętnie odwiedzają to miejsce pieszo bądź na rowerze. Las jest w większości tworem powojennym, powstałym po wysiedleniu miejscowej ludności. Ważnym elementem jest tutaj buczyna. Wiele buków rosnących przy drodze jest fantazyjnie poskręcanych przez czas i wiatr.. Sam szczyt zaś porasta las iglasty, w dużej mierze złożony z sosny. Również i słowacka strona porośnięta jest częściowo lasem, tutaj jednak jest to już las iglasty i mieszany.
Jak wspomnieliśmy na szczyt wiedzie ścieżka spacerowa. Prowadzi ona od cerkwi, początkowo drogą asfaltową, później zaś szutrową. Większa część drogi idziemy (lub jedziemy) między łąkami. Szczególnie latem warto się tutaj wybrać, kiedy kwitną polne kwiaty i trawy, a w powietrzu unosi się zapach ziół...Raz trzeba nawet przejść przez potok, ale spokojnie - obok jest kładka, a sam potok zazwyczaj płynie ciurkiem, i jest wyłożony dla wygody betonowymi płytami.
Równie pięknie jest jesienią, kiedy drzewa pokryte są kolorowymi liśćmi. Szczególnie buczyna przyciąga wzrok paletą barw.. Sama droga zaś nie jest wymagająca, i nie wymaga zbytniej kondycji. Jeśli lubicie piękną przyrodę, spokój, ciszę, a nie preferujecie zdobywania "morderczych" szczytów - to miejsce jest w sam raz dla Was!  Odnajdą się utaj nawet miłośnicy Nordic - Walking, gdyż za sprawą UE wytyczono tutaj takową ścieżkę, chociaż z tego co pamiętamy to jedyne co dodano to - kilka tabliczek z informacją że dodała je UE właśnie.
Za to widoki na Wysową są wspaniałe - można stąd podziwiać np. słynną Biawenę, bielejącą niczym żagiel na horyzoncie.


Jednak nie tylko aspekty przyrodnicze sprawiają, że miejsce to jest wyjątkowe. Na specyfikę tego miejsca wpłynęły wydarzenia z lat 20. XX wieku.
Był rok 1925. Polska od kilku lat cieszyła się ciężko wywalczoną niepodległością. Na południu graniczyła z Czechosłowacją. Granica państw biegła między innymi przez Beskid Niski, a jednym z granicznych szczytów była góra Jawor. Od ponad stu lat nie istniała żadna granica polsko - słowacka. Po I rozbiorze na dawnym pograniczu zatarły się częściowo ślady dawnej granicy, a mieszkający tutaj Łemkowie zakładali po "drugiej stronie" rodziny, kupowali grunty, zaopatrywali się w potrzebne materiały.. Niepodległość Polski przyniosła więc naturalnie pewne ograniczenia, do których nie łatwo było przywyknąć Łemkom, wędrującym dotychczas swobodnie sobie tylko znanymi ścieżkami. Dzięki tym ścieżkom zresztą dość skutecznie udawało się im omijać posterunki Straży Granicznej, i przechodzić na słowacką stronę. W ten sposób odwiedzano rodzinę czy np. udawano się na odpust. Tak też i było w tej opowieści. Trzy Lemkynie z Wysowej: Glafiria Demiańczyk, Teodozja Demiańczyk oraz Maria Gawlik wracały z odpustu w Gabultovie.  Co prawda był to odpust w rzymskokatolickim kościele, ale Łemkom greckokatolickiego wyznania wcale to nie przeszkadzało, i często brali udział w takich wydarzeniach. Trasa co prawda wiodła głównie przez lasy, jednak zawsze istniało ryzyko przyłapania "na gorącym uczynku" przez pogranicznika, a przecież nikt kłopotów mieć nie chciał. Pobożne Lemkynie więc prosiły więc o opiekę w drodze i szczęśliwy powrót do domu. Kiedy tak się modliły, idąc już po polskiej stronie, zobaczyły dziwną jasność (wędrowały nocą), silne światło rozświetlające teren. Początkowo przeraziły się nie na żarty, myśląc że tym razem przyłapali je strażnicy. Ale kiedy po jakimś czasie nic złego się nie działo, a światło zgasło, zastygłe w bezruchu kobiety ruszyły dalej, żegnając się potrójnym znakiem krzyża. Na drugi dzień jednak ciekawość nie dała im spokoju i postanowiły wrócić w miejsce dziwnego wydarzenia. Jednak młodą Marię Gawlik pozostawiono we wsi, a z Glafirią i Teodozja ruszyła Marta, również nosząca nazwisko Demiańczyk. I tym razem kobiety wybrały się w to miejsce nocną porą, a sytuacja się powtórzyła - znów kobiety oświetliła wielka jasność. Szybko wieści o cudownym wydarzeniu rozniosły się po Wysowej i po okolicy, a w miejsce to ściągały rzesze kobiet śpiewających pobożne pieśni, wznoszących modlitwy do Boga i Maryi.
na zboczach Świętej Góry

Kaplica p.w. Opieki Matki Bożej (Pokrow)

Nie było to jedyne wydarzenie tutaj. Jakiś czas później Wysową nawiedził straszny kataklizm - gradobicie. Plony uległy zniszczeniu, a we wsi zaczął panować głód. Szczególnie odczuła to Glafiria Demiańczyk, wdowa (mąż zginął na froncie Wielkiej Wojny) i matka trójki dzieci. Glafiria postanowiła szukać pomocy u rodziny po słowackiej stronie. Zatrzymała się w miejscu cudownych objawień na modlitwę. Jednak tym razem Straż Graniczna czuwała, i przyłapała Lemkynię na "gorącym uczynku". Strażnicy jednak nie ukarali kobiety, a tylko kazali jej zawrócić do domu. Wracając, nie wiedziała co czynić, jak nakarmić swoje dzieci, i w desperacji zaczęła się gorąco modlić do Matki Boskiej, prosząc o pomoc. Znów ukazała się jasność, a za jałowcem Glafiria dostrzegła postać Maryi, spowitej cudownym blaskiem. Matka Boska rzekła do strapionej kobiety: "Nie płacz, idź do domu, Twoje dzieci będą syte". Tak pocieszona, ruszyła szybko w kierunku wsi. Już z daleka zobaczyła światło w oknach domu, i myśląc przerażona, że dzieci bawią się ogniem (zabroniła im tego surowo!) zaczęła biec. Jakże ucieszyła się, wchodząc do środka! Otóż nawiedził ją krewny zza Magury. Dowiedział się o sytuacji Glafirii, i przywiózł jej trochę ziarna i ziemniaków. Dzieci więc na prawdę były syte...
Według innej wersji Glafirii objawiła się Maryja prosząca, by w tym miejscu wznieść poświęconą jej kaplicę.
Od tej pory mieszkańcy coraz częściej chodzili się modlić na górę Jawor, a sama Glafiri ponoć codziennie wieczorem udawała się w miejsce objawienia, by dziękować Matce Boskiej za pomoc, a Maryja odwiedzała we śnie Glafirię we śnie w każdy piątek. Glafiria, nazywana we wsi Firyją rozmawiała podczas tych "wizyt" z Matką Bożą. Podczas jednej z takich wizji Maryja nakazała przesunięcie miejsca modlitw tam, gdzie pierwszy raz kobiety zobaczyły cudowną światłość. Na drugi dzień Firyja oznaczyła to miejsce nazbieranymi w okolicy kamieniami. Dzień później w tym miejscu wytrysnęło źródełko. Szybko wodę uznano za uzdrawiającą, a okoliczni mieszkańcy przychodzili, by błagać Maryję o uzdrowienie i pomoc.
Pewnego razu z Cigelki (wsi położonej po słowackiej stronie) przywieziono opętaną kobietę, związaną łańcuchami. Jej mąż poprosił Glafirię o wstawiennictwo do Boga. Glafiria pomodliła się i obmyła kobietę wodą ze źródełka. Zły duch opuścił kobietę i sama, o własnych siłach powróciła do domu. Wkrótce w miejscu źródełka wykopano studnię, a obok postawiono krzyż.
Coraz liczniejsze rzesze wiernych przybywały, by modlić się do Matki Bożej.
Studnia wydrążona w miejscu cudownego źródełka
W końcu uznano potrzebę budowy kaplicy poświęconej Maryi. Jednak wcale nie było to takie proste. Otóż pierwszą przeszkodą okazał się... proboszcz Wysowej, ksiądz Andrzej Dorosz. Kiedy Firyja udała się do niego z prośbą o pomoc, duchowny niezbyt mile ją potraktował, i nie zamierzał brać udziału w tym "zajściu". Firyja poprosiła więc o pomoc Matkę Boską. Maryja obiecała dać znak - krwotok z ust duchownego. Glafiria przyniosła tą wieść księdzu, jednak i tym razem jej nie uwierzył. Jednak kiedy wspomniany krwotok wystąpił, wtedy duchowny srodze się zawstydził, i poprosił o zmianę parafii. Trafił do Banicy koło Izb. Na jego miejsce przybył młody, "świeżo upieczony" ksiądz Mikołaj Duda. Jako że był młodym, wykształconym prawnikiem, również nie uwierzył w cudowne objawienie. Maryja więc przepowiedziała pomór bydła w zagrodzie kapłana. W jedną noc padła owca, w drugą - krowa. Po badaniach zwierząt kapłan uwierzył, i zaczął wspierać działania mające na celu budowę kaplicy. Miejsce objawień znajdowało się około 300 m od granicy państwowej, i budowa kaplicy wymagała specjalnych zezwoleń. Do walki z administracją w Warszawie pozyskano m. in. metropolitę lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego, a nawet samego papieża Piusa XI. Władze Polski wciąż jednak żądały potwierdzających dowodów. Pewnego razu żona komendanta SG w Wysowej chciała ze swoim 4 letnim synkiem udać się do osławionego miejsca objawień, i poprosiła Firyję o poprowadzenie do celu. Kobiety skupione były modlitwą, kiedy nagle chłopiec zaczął krzyczeć "nie dam!" i chować za siebie uzbierany bukiet polnych kwiatków. Otóż jak się okazało, jakaś Pani chciała zabrać chłopcu kwiaty, które on uzbierał "dla Bozi". Jednak oprócz kobiet i dziecka nikogo w tym miejscu nie było. Po dokładnym przesłuchaniu chłopca w Gorlicach potwierdzono prawdziwość objawień. Bowiem czy dzieci potrafią kłamać?? Chłopiec zaś nazywał się Franciszek Nowak. Pozwolenie na budowę zostało w końcu wydane.


Maryja dała Firyji wskazówki, jak ma wyglądać obraz w kaplicy. Początkowo miał go malować "projektant" świątyni, nauczyciel z Wysowej Stefan Batiuk. Jednak dwie próby zakończyły się niepowodzeniem. Wtedy Glafiria udała się do klasztoru oo. Bazylianów w Ławrowie k. Nowego Sambora (dziś na Ukrainie) by odnaleźć obrazek w książce, który miał posłużyć za wzór. Długo tej książki poszukiwano. Jednak w końcu się udało. Maryja na wizerunku trzymała Dzieciątko na prawej ręce. To bardzo rzadkie przedstawienie, bowiem zazwyczaj Jezus trzymany jest na lewej ręce Matki Bożej.
Prace nad kaplicą rozpoczęto wiosna 1929 roku. Szły co prawda powoli, ale nie były przerywane. Pracy nie ułatwiał trudno dostępny wówczas teren. Jednak problem pojawił się wtedy, gdy przykryto gontem połowę dachu. Na dalsze prace zabrakło funduszy. Sytuację uratowała mieszkanka Ropek, która kilka lat wcześniej wyemigrowała do USA. Dowiedziawszy się o cudownym objawieniu, wysłała pieniądze na dokończenie prac przy kaplicy.
Kaplicę należało jeszcze poświęcić. Wtedy to wezwał Firyję do Przemyśla biskup Kocyłowski, by sprawdzić prawdziwość objawień. Opinia była pozytywna, i kaplicę poświęcono 14 października 1931 roku, w święto Opieki Matki Bożej (Pokrow).
Wtedy też ustalono dwa święta odpustowe, które miano obchodzić w tym miejscu - w dzień święta Opieki Matki Bożej, oraz w dzień święta przeniesienia relikwii Św. Mikołaja (22 maja), czyli w miesiącu szczególnie poświęconym Maryi.

Kult Maryi na Górze Jawor rozkwitał. W dni odpustowe przybywały do kaplicy i do Wysowej masy ludzi z Polski i Słowacji. Słowacy otrzymywali specjalne pozwolenia na przejście granicy. W Wysowej też gościli liczni kupcy, handlujący dewocjonaliami, słodyczami i innymi przedmiotami...
Maryja nie opuściła swojej wybranki. Wciąż nawiedzała ją we śnie. Pewnej nocy w 1937 lub -38 roku wyjawiła jej tajemnicę przyszłości, jaka czeka mieszkańców Łemkowyny. Wyjawiła jej, że nadejdzie kolejna wielka wojna, i że Łemkowie zostaną ze swojej ziemi wysiedleni. Wizję przerwała córka Glafirii, Anna, w obawie o swoją mamę, krzyczącą we śnie. Glafiria dowiedziała się, że Łemkowie zostaną po wojnie wygnani, rozproszeni po świecie, a sama kaplica zostanie zbezczeszczona. To były dla Glafirii ciężkie chwile.
Glafiria Demiańczuk zmarła 22 kwietnia 1939 roku, mając 58 lat. Nie dożyła spełnienia się proroctw. Spoczęła w rodzinnej ziemi.  A przepowiednie, jak wiadomo, spełniły się co do joty...

Krzyż postawiony w 1929 roku.
Kaplica pozostała bez opieki. Nowa władza "Ludowa" zakazała surowo zbliżania się do granicy państwowej. Zakaz ten złagodzono dopiero w 1955 roku. Wspomniana wcześniej córka Firyji, Anna, jako jedyna z rodzeństwa nie została wysiedlona. Udała się więc na Świętą Górę, do kaplicy. Widok ją przeraził. Drzwi były otwarte, ściany ogołocone z obrazów, a na środku na podłodze popioły i ślady ogniska. Pośród popiołów Anna odnalazła fragment cudownego obrazu, wizerunku Maryi z Dzieciątkiem, nietknięty ogniem od pasa w górę. Zabrała ocalały fragment ze sobą.
W roku 1957 do Wysowej powróciło 12 rodzin wysiedlonych. Do kaplicy zaniesiono ocalały fragment obrazu, uratowanego przez Annę. Radość była wielka. I z powrotu, i  z faktu ocalenia kaplicy. Jednak na przywrócenie miejsca kultu czekano 13 lat...
Miało też miejsce kolejne cudowne wydarzenie. Nocą zobaczono nad lasem, gdzie stała kaplica, łunę. Myślano, że to pożar w kaplicy, jednak rano kaplica była nietknięta. Uznano to za znak od Matki Bożej.
Kaplica pozbawiona przez lata opieki była w tragicznym stanie. Wymiany wymagał gont. Postanowiono zastąpić go blachą. Wielkim kosztem i trudem zakupiono blachę i wynajęto dekarzy.
W roku 1958 rząd przyznał kilka okolicznych cerkwi, w tym kaplicę na Górze Jawor, kościołowi Prawosławnemu. Jednak miejsce kultu przywrócono dopiero w 1968 roku. Odpusty odprawiano jednak nadal, z tym że zamiast w dniu Przeniesienia Relikwii Św. Mikołaja, to w dniu Świętych Piotra i Pawła (12 lipca wg starego stylu). Wierni przynoszą ze sobą krzyże wotywne, ustawiane na terenie wokół kaplicy.
Widok na kaplicę od strony prezbiterium

Krzyże wotywne przy kaplicy

Uroczyste nabożeństwa odbywają się tutaj kilka razy w roku: 12 lipca, 28 sierpnia (Zaśnięcie NMP), 21 września (narodziny NMP i 14 października (Opieki MB Pokrow). W październiku też święci się wodę ze źródełka, teraz już studni.
A o samej kaplicy też coś powiemy. Nosi wezwanie Opieki Matki Bożej (Pokrow). Jest to drewniany obiekt, nie reprezentujący jakiegoś konkretnego stylu. Dach namiotowy pokryty jest blachą. Wieńczą go dwie banie - jedna nad przedsionkiem, druga nad nawą. Świątynia jest de facto jednodzielna. Z nawy nie wyodrębnia się osobno babiniec. Jedynie przedsionek jest nieco węższy. Przy prezbiterium, od strony północnej dostawiona jest mała wikarówka. Całość pokrywa szalowanie poziome z desek. To bardzo piękna kaplica, chociaż nieco szpeci ją metalowo - plandekowa konstrukcja, przeznaczona dla wiernych. Chroni ich podczas nabożeństwa przed deszczem. Jednak wzgląd ten jest zrozumiały i należy przymknąć na to oko..
Obok cerkwi stoi kamienny krzyż łemkowski, postawiony tutaj w 1929 roku na życzenie samej Matki Bożej. Jest odnowiony, i obwieszony różańcami, przynoszonymi przez wiernych. Wokół cerkwi rozstawiono liczne drewniane ławki, dziś już często zmurszałe. Wokół cerkwi stoją także liczne krzyże, przyniesione przez pielgrzymujących tu ludzi. Nieco niżej kaplicy stoi natomiast studnia, wykopana nad cudownym źródełkiem.
Widok na Busov od strony Słowacji.

Obecnie przy kaplicy postawiono tablicę informacyjną, z historią tego miejsca. Warto od kaplicy ruszyć na szczyt Świętej Góry, a właściwie minąć go i iść drogą na Słowację - ze słowackich pastwisk roztacza się piękny widok m. in. na Busov - najwyższy szczyt Beskidu Niskiego, a także na Cigelke, urokliwą wioskę na Słowacji. To raptem kilkanaście minut łatwej drogi, więc polecamy spacerek na słowackie łąki.
Obok kaplicy prowadzi szlak konny, więc fani przejażdżek konnych mogą przejechać tuż obok, warto więc zajrzeć.

To chyba koniec nasze wędrówki. Mamy nadzieję, że Was zainteresowaliśmy tym miejscem. Warto je odwiedzić. Ale prosimy - samochód zostawcie w Wysowej, a na Górę Jawor idźcie pieszo lub jedźcie rowerem..

Pozdrawiamy.

Do zobaczenia na szlaku!



Źródła inf.:
Gajur J., 2011, Oazy Ortodoksji. Z wizytą w przemysko - nowosądeckiej eparchii.
Luboński P., 2012, Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty.
Muzyk Z.. 2001, Cerkwie Ziemi Gorlickiej.
www.gora-jawor.pl
www.lemko.pl

12 komentarzy:

  1. Piękna histora związana z tą Górą...przyznam, że nie znałam jej.
    Marzę o podróży w te miejsca...wiem, że kiedyś to marzenie się spełni...póki co dzięki Waszemu blogowi mogę bardziej przygotować się do tej wymarzonej podróży:)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszamy koniecznie w odwiedziny tego miejsca. Można się cicho pomodlić, odpocząć na łonie natury, rozmyślać...

      Pozdrawiamy!

      Usuń
  2. Wydarzenia związane ze Świętą Górą czynią to miejsce wyjątkowym.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, to jest wyjątkowe miejsce. Można powiedzieć, że nawet powietrze jest tu wyjątkowe ;)

      Pozdrowienia

      Usuń
  3. Piękne miejsce, odwiedziliśmy je ostatnio:) mimo że dostępne nawet dla zmotoryzowanych turystów i pielgrzymów spotkaliśmy tam tylko jednego pana mimo że była niedziela :) kilkaset metrów powyżej kaplicy zobaczyliśmy piękną panoramę na słowacki Beskid Niski :)
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, to już po słowackiej stronie - widoki są na prawdę wspaniałe! My jak tam bywaliśmy to spotykaliśmy nieco większe grupy ludzi, aczkolwiek nigdy nie były to przytłaczające liczby.
      Pozdrawiamy!

      Usuń
  4. Ciekawa historia , zapraszam na Ranczo Malinka w Zręcinie koło Krosna , Ranczo położone jest u podnóża Smoczej Góry, jak mawiali dawniej mieszkańcy tych ziem na tą górę " Na Smokowcu " .
    Więcej na blogu Rancza Malinka >> www.RanczoMalinka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś zawitamy, czemu nie :D Już sama nazwa góry zachęca ;)

      Pozdrawiamy

      Usuń
  5. Piękne miejsce i święte.
    Świetny opis - brawo!

    pozostają gorzkie refleksje na temat granic, ponieważ sam mam rodzinę w Cieszynie która żyje "po obu stronach" (już teraz to nie problem, ale kilkadziesiąt lat temu...) więc znam opowieści ludzi z pogranicza z pierwszej ręki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To musi być dramat, kiedy rodzinę rozdziela niewidoczna niekiedy granica..
      Widzieliśmy w "internetach" słynne zdjęcie z Berlina podzielonego murem - dzieci rozmawiały z babcią - ta była "po drugiej stronie". Rozmawiały bodajże przez druty czy też szlaban... Takie podziały to taka zbrodnia na duszy człowieka..
      A na Jawor zapraszamy serdecznie!!! :)

      Pozdrowienia

      Usuń
    2. W Cieszynie chyba nie było aż tak dramatycznie - mieli przepustki itp. ale w sumie to głupio iść do babci przez szlaban graniczny i bać się że celnikowi mogą nie spodobać się niesione dla niej czekoladki.

      Usuń

Dziękujemy serdecznie za przeczytanie artykułu :) Mamy nadzieję że Ci się spodobał :) Prosimy, zostaw komentarz, i podziel się z nami opinią na temat wpisu, strony itd.
Na komentarze anonimowe nie odpowiadamy!