Dzisiaj chcemy zabrać Was do bardzo interesującego miejsca. Można powiedzieć że zawracają tutaj ptaki. A już na pewno mniej wytrwali. Ci, którzy nie widzą drogi bez asfaltu.
Jest to jednak bardzo urocza wioska. Króluje tu spokój i przyroda.
Zapraszamy do Wołowca.
idąc od strony Nieznajowej |
Wołowiec leży w dolinie potoków Zawoja i Mareszka. Otaczają go (a jakże!) wzgórza: od północy Mareszka (801 m n. p. m.), od południa Sucha Góra (687 m n. p. m.), od zachodu wieś zamyka wzgórze Obszar (687 m n. p. m.) a od wschodu - Uherec (706 m n. p. m.).
Na początek jak zawsze - historia:
Wołowiec, jak wiele wsi powstałych na terenie Beskidu Niskiego, powstał w XVI wieku. Pierwsza wzmianka o miejscowości pochodzi z 1581 roku. Miejscowość założono jako dobro królewskie. Była to typowa wieś lokowana na prawie wołoskim, z osadnikami wołoskiego (częściowo pewnie też ruskiego) pochodzenia. Wieś początkowo liczyła zaledwie trzy gospodarstwa, niemniej już w XVIII wieku mieszkało tutaj około 600 osób! Godne odnotowania wydarzenie miało miejsce w 1794 roku. Otóż odbył się tutaj ślub. Zjawisko nie byłoby w żaden sposób niezwykłe (śluby były, są i będą) ale ten był wyjątkowy. Otóż zubożały szlachcic (Polak) Jan Zawadzki pojął za żonę córkę wołowieckiego parocha! Takie sytuacje niemal się nie zdarzały na Łemkowszczyźnie, niewiele było mieszanych małżeństw.
Wieś miała własną cerkiew. Świątynię unicką p.w. Opieki Matki Bożej wzniesiono najprawdopodobniej w XVIII wieku. Jest to świątynia wzniesiona w stylu północno - zachodnim, z wieżą nad babińcem. Konstrukcja podkreśla trójdzielność bryły świątyni. Wieża, nawa i prezbiterium zwieńczone są kopułami, zakończonymi kutymi krzyżami. Dach jest brogowy (łamany), kryty blachą. Świątynia ma jedną cechę wyróżniającą spośród okolicznych cerkwi. Otóż nie posiada okien od strony południowej. Dawniej ten kierunek właśnie uważano za należący do "złego", do sił piekielnych, więc i starano się ich nie dopuszczać do domu Bożego. W Wołowcu ten element w cerkwi się zachował. Świątynię przebudowano nieco w 1880 roku, a na początku XX wieku także remontowano.
Obok cerkwi znajduje się cmentarz, a na nim kilkanaście kamiennych nagrobków z końca XIX i pocz. XX wieku. Większość to zapewne dzieło kamieniarzy z Bartnego. Na północ od świątyni ulokowano użytkowany do dziś nowy cmentarz. Cerkiew stoi na wyniesieniu, nieco w cieniu okalających ją drzew. Nieuważni idąc z Nieznajowej mogą ją przegapić!
Po 1947 roku cerkiew służyła bacom z Podhala za owczarnię. Znikła bezpowrotnie wtedy część wyposażenia. Świątynie dwukrotnie remontowano: w latach 60. i na początku lat 90. Podczas tego drugiego remontu odkryto na nadprożu datę 1766, którą można uznawać za datę wzniesienia cerkwi. W latach 60 muzeum w Łańcucie podarowało kilka ikon, co pozwoliło uzupełnić niekompletny ikonostas.
cerkiew wychyla się zza drzew |
Wieś rozwijała się prężnie od samego początku. Już w XVII wieku zaczął działać tutaj folusz i młyn. Wieś przez cały okres istnienia I Rzeczpospolitej była własnością królewską, w XVIII wieku zarządzaną przez ród Siemieńskich. Pod koniec XVIII wieku, w 1787 roku, naliczono w Wołowcu 595 grekokatolików (Rusinów) oraz 11 Żydów.
Wieś wciąż się rozwijała. Pod koniec wieku XIX wieku było tutaj aż 882 osoby.
Spokój wsi zmąciło nadejście XX wieku. Wielka Wojna nie przyniosła zniszczeń. Wiązała się tylko z obecnością wojsk to cesarsko - królewskich, to carskich. Bliżsi byli mieszkańcom chyba "okupanci" rosyjscy, modlący się w cerkwi i mówiący podobnym językiem. Może ich obecność była bodźcem do późniejszych wydarzeń? We wsi działała
Po zakończeniu I wojny światowej Łemkowie z zachodniej Łemkowyny próbowali stworzyć własne państewko (RLRŁ), w czym mieszkańcy Wołowca brali aktywny udział. Jednak to nie koniec wielkich wydarzeń w tych okolicach. W roku 1927 Wołowiec, jako jedna z pierwszych wsi na Łemkowynie, przeszedł na prawosławie. Pojawił się tutaj wówczas prawosławny ksiądz z Radzieckiej Rosji, Aleksander Wołoszyński. Mieszkańcy wznieśli prowizoryczną kaplicę (czasownię) by móc odprawiać nabożeństwa - zgodnie bowiem z konkordatem majątek kościoła unickiego nie mógł być przejęty przez kościół prawosławny.
Ponieważ nie była to zbyt okazała budowla, mieszkańcy w latach 30. przystąpili do budowy pięknej cerkwi prawosławnej. Pracę rozpoczęto w 1938 roku. Niestety, nie zdążyli tego dokonać, gdyż przeszkodziła im wojna i późniejsze wydarzenia.
cerkiew w Wołowcu |
Cerkiew miała mieć formę zbliżonej do świątyni typu huculskiego, nazywanego też ukraińskim stylem narodowym. Jednak w tym przypadku nie miało to powiązania z politycznymi nastawieniami. Świątynia miałaby formę zbliżoną do cerkwi w Daliowej czy Gładyszowie, zresztą nic dziwnego, skoro budowała ją ekipa, która skończyła nieco wcześniej pracę w Gładyszowie.
De facto więc u progu II wojny światowej w Wołowcu stały niemal trzy świątynie!
Spory religijne dosięgły nowo przybyłego z Jasiela, młodego księdza unickiego Wołodymyra Hajdukiewicza. Do Wołowca oddelegowano go w 1929 roku. Początkowo nie cieszył sie uznaniem - mieszkańcy np. wybijali szyby na plebanii czy nocą przenosili wyposażenie z cerkwi do czasowni. Ale z czasem zjednał on sobie zarówno mieszkańców Wołowca, jak też i okolicznych wsi. Utrzymywał też przyjacielskie kontakty z okolicznymi kapłanami i nauczycielami. Jego żona ponoć pięknie śpiewała..
We wsi działała żydowska karczma, a na skraju wsi żyli Cyganie, zajmujący się kowalstwem.
stary cmentarz wiejski |
Wołowiec był siedzibą parafii, do której należała też Krzywa. Mieszkańcy obydwu wsi toczyli o to długotrwałe spory. Po przejściu Wołowca na prawosławie parafię przeniesiono do Krzywej w 1933 roku, gdzie wzniesiono kilka lat wcześniej cerkiew.
Mieszkańcy do dziś rozpamiętują szczególną historię. Otóż pewnej, srogiej zimy w Wołowcu miało odbyć się wesele. Jednak śniegu było dużo (ponoć po same kominy!), i wiatr tak zawiał drogę z Krzywej, że ksiądz nie mógł dotrzeć. Zaradni mieszkańcy zaczęli więc sami się "weselić". Wesele trwało cztery dni zanim do wsi dotarł kapłan. Przyjechał na.... nartach.
W roku 1936 we wsi żyło 665 Łemków wyznania prawosławnego i 31 Łemków wyznania greckokatolickiego, a także 5 Żydów i kilkunastu Cyganów. Tutaj dodamy, że pan Petro Hutyriak, jeden z mieszkańców Wołowca, we wspomnieniach podaje liczbę ponad 990 mieszkańców żyjących w co najmniej 160 chyżach.
idąc przez Wołowiec... |
II wojna nie przyniosła zniszczeń we wsi. Niemcy nakładali jedynie na mieszkańców obowiązek pracy przymusowej np. przy wyrębie lasów. Nie dotrwali w Wołowcu końca wojny Żydzi i Cyganie.
Wojska niemieckie opuściły Wołowiec dopiero 17 stycznia 1945 roku.
Po nich przyszła Armia Czerwona, komisarze i politrucy. Na skutek ich namawiania, wieś opuścili niemal wszyscy mieszkańcy wsi, zabierając ze sobą wyposażenie z prawosławnej cerkwi i dwa z trzech dzwonów - ten trzeci ukryto w studni. We wsi pozostało 14 rodzin, jednak i te nie cieszyły się długo spokojem - 13 z nich wysiedlono przymusowo na Ziemie Odzyskane. Pozostała rodzina z obywatelstwem amerykańskim, niemniej i ona z czasem wyjechała. Życie w opuszczonej wsi było trudne, i wręcz niebezpieczne - niebezpieczeństwo groziło ze strony zarówno ludzi, jak też i zwierząt. Głową wspomnianej rodziny był Petro Hutyriak.
Wieś opustoszała. W roku 1955 rozebrano piękną, chociaż niewykończoną cerkiew prawosławną. Rozebrano również czasownię. Cerkiew unicka ostała się, bo świetnie sprawdziła się w roli.. owczarni. Od roku 1958, kiedy zaczęli powracać autochtoni, w cerkwi odprawiane są okazyjnie nabożeństwa prawosławne. Celebruje je ksiądz z Bartnego.
Pierwsze 8 rodzin powróciło do wsi w 1958 roku. Obecnie we wsi żyje około 50 osób, w większości Łemków.
Ale nie tylko.
Zawoja z "jeziorem zaporowym" :) |
Mieszka tutaj Andrzej Stasiuk - wybitna persona polskiej literatury. Jest cenionym eseistą, poetą i dramaturgiem. Nagrodzono go m. in. nagrodą Literacką "Nike" czy Nagrodą Literacką "Gdynia". Jest autorem m. in. słynnych "Opowieści galicyjskich".
W jego domu mieści się siedziba renomowanego Wydawnictwa Czarne. Specjalizuje się ono w eseistyce i prozie współczesnej. Skupia autorów polskich, jak też i zagranicznych.
Wołowiec słynął też dzięki innej osobie. Mowa o Jaku Tuzie, sympatycznym, zwariowanym człowieku, serdecznie nastawionym do każdego. Sami mieliśmy okazję go poznać podczas naszej rozmowy. Poznaliśmy też stado jego szalonych krów, wędrujących radośnie (i samotnie) ku Nieznajowej. Dopiero potem sam właściciel powiedział nam że to jego pupile, wdzięczny za informację gdzie owe krowy się udały. Niestety, Jan Tuz zmarł zaledwie kila lat temu...
Cerkiew prawosławna w budowie /źródło:www.facebook.com/DisappearedWoodenChurches/ |
A o Jamrozie ktoś słyszał? Właściwie nie bardzo wiadomo kim był. Najprawdopodobniej pochodził z Żegiestowa i nosił nazwisko Kowacz. Żył na przełomie XIX i XX wieku. Ukończył seminarium nauczycielskie, niemniej jednak nie czuł powołania do wbijania dzieciakom w szkole rachunków i literatury. Wolał lasy, góry i swojską rozmowę.
Wędrował po zachodniej Łemkowynie, i szczególnie upodobał sobie Wołowiec i okoliczne wsie - Krzywą, Banicę i Jasionkę. Chodził od wsi do wsi, i zabawiał ludzi swoimi barwnymi opowieściami. Mówił dużo wierszem. O historii odwiedzanych wsi wiedział więcej niż sami mieszkańcy. Pomagał często przy pracach fizycznych, np. przy budowie czasowni w Wołowcu. Nosił ze sobą zawsze walizkę, a w niej "mądre książki", ubrania, stroje, rekwizyty, a także zeszyt w którym zbierał pieczątki meldunkowe. Meldował się bowiem zawsze u księży, na poczcie czy w innych instytuacjah ilekroć przybywał do danej miejscowości. To było w pewnym sensie jego hobby. Zawsze nosił letnie ubranie, nawet zimą. Mimo harmonijnego życia z naturą, nie dane mu było długo żyć. Podczas zimy w 1928 roku znaleziono go zamarzniętego. Ponoć zmarł przytulony do jodły.
Chociaż był pogodny i dobroduszny, Lemkynie straszyły nim swoje dzieciaki - "zabierze Cię Jamroz!" groziły, gdy dzieci doskwierały. On zaś o tym wiedział, jednak nic sobie z tego nie robił. Ot, np. grał na "skrzypcach" z dwóch patyków, niczym grajek cygański, albo odgrywał sceny walk z czasów Wielkiej Wojny. Taki to był ten Jamroz...
stary cmentarz wiejski w wiosennej szacie |
Jaki jest dziś natomiast Wołowiec?
Spokojny. Ponad wszelką miarę spokojny. Tutaj spotkacie stada krów, spokojnie pasących się przy szlaku. Tutaj zobaczycie spokojnie pracujących, jakby niewzruszonych historią Łemków, pokrzykujących "po swojemu" na zwierzęta. Tutaj krzyże spokojnie, beznamiętnie tkwią na swoim miejscu, zdawać by się mogło, czekają końca świata. Na każdym zaś oblicze Ukrzyżowanego, frasobliwie spoglądającego na piękną wieś, dzielną, hardą - bo wszak nie poddała się historii i systemowi. Jest tych krzyży kilka, warto przy każdym chociaż na chwilę przystanąć.
Na granicy Wołowca i Nowicy (dość umownej granicy trzeba tu uczciwie przyznać) stoi piękna, murowana kapliczka domkowa z XIX wieku. Kilkanaście lat temu remontowano ją - prace prowadził m. in. Jan Tuz.
Wreszcie w Wołowcu spokojnie przysiadło kilka chyż, nie specjalnie przejmujących się nowymi trendami w budownictwie...
Przez Wołowiec wiodą szlaki turystyczne - rowerowy żółty oraz piesze: czerwony (GSB) i żółty. Polecamy Wam gorąco wędrówki tymi trasami. Wołowiec zaś stanowi dobry punkt wypadowy. Tym bardziej że można przenocować tutaj w kilku agroturystykach. Zimą w okolicy można poszaleć na bieguwkach - tędy bowiem biegnie ścieżka narciarska "Śnieżne trasy przez lasy". Natomiast odradzamy Wam samochodowe wyprawy - tutaj kończy się asfalt, i jeśli chcecie uniknąć szoku "cywilizacyjnego", nie wybierajcie się tutaj autem.
kapliczka na granicy Wołowca i Nieznajowej |
oraz jej wnętrze |
Sami odwiedziliśmy wieś dwa razy. Pierwszy raz byliśmy tutaj jesienią 2012 roku. Była wtedy piękna, słoneczna pogoda, a drzewa dopiero zaczynały pokrywać się kolorami. Wtedy to odwiedziliśmy cerkiew, wpuściła nas do środka miła Pani. W Wołowcu wypadł nam też nocleg - noc spędziliśmy w przytulnej "Chatce Kasi". Kolejny raz odwiedziliśmy wioskę podczas majówki 2014 roku. Wtedy to szliśmy grupą znajomych z Bartnego do Świątkowych właśnie przez Wołowiec. Pogoda już tak nie dopisywała, niemniej byliśmy zadowoleni.
Do dziś dobrze wspominamy to miejsce, i zamierzamy tu wrócić.
No, na dzisiaj już chyba wystarczy.
Mamy nadzieję że się podobało.
Pozdrowienia!
Źródła inf.:
Gajur J., 2006, Łemkowskie Magury
Grzesik W., Traczyk T., Wadas B., 2012, Beskid Niski od Komańczy do Wysowej
Luboński P., 2012, Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty
Excelente trabalho.
OdpowiedzUsuńUm abraço e bom Domingo.
Byliśmy dziś w Wołowcu na grobie u Jana Tuza. Ma od niedawna postawiony piękny pomnik z wyrytym pięknym portretem, ze zwichrzoną fryzurą, z zamyślonym spojrzeniem... tak bardzo żal, że nie można już go spotkać i pogadać przy potoku. pozdrowienia
OdpowiedzUsuńO nie mieliśmy pojęcia, że postawiono mu pomnik. Następnym razem musimy koniecznie odwiedzić jego grób. Poza tym Wołowiec jest miejscem do którego się wraca...
UsuńPozdrowienia
Witam wszystkich zajmujących się historią łemkowszczyzny ale najbardziej interesuje mnie osoba Jana Tuz - chciałbym zapytać o jedna sprawę - czy w czasie II wojny światowej Jan Tuz był na robotach w Niemczech - jeżeli ktoś ma jakąkolwiek informację na ten temat to bardzo proszę o wiadomość na mój adres mailowy:ezaj@wp.pl
UsuńZ góry dziękuję za jakąkolwiek informację
Pozdrawiam wszystkich Eugeniusz Zając
i jeszcze to dla WAS https://www.youtube.com/watch?v=DvTx5Dw4Hk4
OdpowiedzUsuńO dziękujemy. O filmie słyszeliśmy, ale nie oglądaliśmy. Mieliśmy okazję rozmawiać z śp. panem Tuzem. Podczas naszej pierwszej wędrówki pytał się czy nie spotkaliśmy gdzieś po drodze jego krów...:) Wielka szkoda tego człowieka...
UsuńLegendarne miejsce. Oczywiście znam bo przechodziłem parę razy, ale tak dobrze spisanej historii Wołowca jeszcze nie spotkałem!
OdpowiedzUsuńTak legendarne. Przywołując piosenkę "...do Wołowca zapuść luka i zapukaj do Stasiuka..." trudno ominąć to piękne miejsce. Musiał się i ono pojawić podczas naszych wędrówek. Dziękujemy za miłe słowo.
UsuńPozdrawiamy
Veni, vidi, vici!:D
OdpowiedzUsuńMelduję, że przeczytałam ;) Jak zawsze, boskie fotki ;)
Pozdro!
K.L.
Dzięki wielkie Kiran :) Mozę wybierzesz się z nami na jakąś wędrówkę? :)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że Andrzej Stasiuk mieszka w Beskidzie Niskim, ale nie wiedziałam w jakiej miejscowości.
OdpowiedzUsuńCiekawa informacja na temat kierunku południowego, że nawet unikano okien od południa. Mnóstwo ciekawych informacji :)
Cieszymy się, że dowiedziałaś się paru ciekawych rzeczy:) Tak Stasiuk na swoją siedzibę wybrał jedno z magiczniejszych miejsc w Beskidzie...
UsuńBardzo skomplikowane i trudne było życie mieszkańców Wołowca. Jest tam oglądać na pieszych wycieczkach. Bardzo ciekawy kolejny post. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJak w wielu wioskach beskidzkich to życie nie było usłane różami. Ale walory krajobrazowe tego miejsc są nieporównywalne z żadnym innym :)
UsuńPozdrawiamy:)
Nakładem wydawnictwa "Czarne" ukazała się seria kryminałów , thrillerów i powieści sensacyjnych skandynawskich autorów. Bardzo dobre książki trzymające w napięciu a biblioteki , np. ta w Gorlicach , są dosyć dobrze w nie zaopatrzone :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy :)
Witajcie!
Usuńto prawda, wydawnictwo p. Stasiuka należy do czołówki w Polsce, o ile nie w całej Europie Środkowej ;)
Pozdrawiamy! :)
Zazdroszczę Wam bliskości Beskidu Niskiego. Wiedziałam, że Stasiuk mieszka w tym zjawiskowym miejscu. Nie pamiętam, ale gdzieś czytałam z nim wywiad.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Właściwy człowiek we właściwym miejscu ;)
UsuńPozdrawiamy i dziękujemy serdecznie za odwiedziny ;)
Witam.
OdpowiedzUsuńUwielbiam beskidzkie klimaty i bieszczadzkie najbardziej.
Co prawda niewiele się różnią.
Pozdrawiam serdecznie i do siebie zapraszam.
Michał
Oczywiście chętnie zajrzymy.
UsuńNo tak Beskid - Bieszczady to niemal jeden świat ;)
Pozdrowienia
Witam miłośników Beskidu Niskiego!
OdpowiedzUsuńNa granicy Wołowca i Nowicy... (chyba Nieznajowej), z Bartnego do Świątkowych (do Świątkowej), przepraszam za drobne uwagi. Nowica jest położona za szczytem Magury Małastowskiej. Uzupełniając ciekawostki, miałbym parę uwag... Wołowiec przed wysiedleniem zamieszkiwało powyżej 990 osób. Taką liczbę podawał pan Petro Hutyriak (ten z amerykańskim paszportem). We wsi było ponad 160 domów mieszkalnych. Rodzina p. Petra Hutyriaka była już na stacji kolejowej w Zagórzanach "gotowana" do wysiedlenia, jednak oficer sprawdzający dokumenty stwierdził, że wysiedleniu nie podlegają z uwagi na posiadane obywatelstwo Stanów Zjednoczonych. Powrót do Wołowca był przerażający. Pusta, bezludna wieś, miauczące koty, skowyczące psy i wiatr grający na otwartych skrzydłach okien. Później odgłosy codziennej rozbiórki i wywózki łemkowskich chat, zdzieranie blachy z cerkwi (przez jej brak uległa kompletnemu zniszczeniu polichromia). Niebezpieczeństwo groziło ze strony ludzi i dzikich zwierząt. Wg relacji pana Petra, wilki podchodziły pod drzwi chaty, a złodzieje kradli nawet cmentarne krzyże. Rodzina została zmuszona do opuszczenia Wołowca. Czasowo zamieszkała w Gładyszowie. W Wołowcu nie dało się żyć...chociaż dzisiaj panuje tam wszędobylska cisza.
Pozdrawiam i życzę udanych wędrówek.
Wekeendowy mieszkaniec Wołowca, Władek Graban.
Witamy!
UsuńMy tej publikacji niestety nie znamy, ani tym bardziej wspomnień autora...
Dzisiaj Wołowiec to oaza ciszy, ale tak na prawdę i My nie możemy nic na ten temat powiedzieć - znamy Beskid, Łemkowynę taką jaka jest teraz, nie wiem szczerze mówiąc czy wyobrażając sobie dawne czasy na prawdę sobie te czasy wyobrażamy...
Już Pańskie słowa podziałały na nas piorunująco...
Dziękujemy za uzupełnienia - ciągle się uczymy, i ciągle wiemy mało, o ile nie mniej :) ..
Pozdrawiamy ciepło!