Zanim wejdziesz, przeczytaj :)

1) Materiały wykorzystane przez nas ( zdjęcia, rysunki, opisy ) służą tylko celom dydaktyczno - informacyjnym, nie czerpiemy z działalności żadnych korzyści. Wykorzystujemy materiały zarówno własne, jak również pozyskane w internecie, lecz tylko by ukazać czytelnikom piękno naszego świata :). Materiał internetowy pozyskujemy legalnie (nie jest on zastrzeżony prawami autorskimi, pochodzi ze źródeł masowych i edukacyjnych) - nie kradniemy niczyjej pracy. Jeśli jednak znajdziesz u nas swoje materiały bez wyraźnej zgody (mogło zdarzyć się niedopatrzenie z naszej strony) i poczujesz się urażony - prosimy, poinformuj nas, a natychmiast znikną one z naszych łamów :)
2) Blog nie ma charakteru naukowego. Jest to strona popularyzatorska. W miarę naszych możliwości (i ponieważ historia to nasze hobby) staramy się jak najwięcej umieszczać informacji historycznych oraz korzystać z literatury tematycznej, niemniej nie gwarantujemy "nieomylności" :)
3) Ilustracje opatrzone znakiem wodnym są naszą prywatną własnością. Jeśli znalazłeś tutaj przydatną ilustrację - napisz do nas. Podobnie rzecz ma się z zamieszczanymi tekstami.

Komentarze

Przywracamy możliwość komentowania wpisów na blogu. Oczywiście przypominamy, że komentarze anonimowe nie będą mogły liczyć na odpowiedź :)

niedziela, 29 maja 2016

Prawie jak Beskid Niski - na "Rusi Krośnieńskiej"

Witajcie!

Przyznam, że długo zastanawialiśmy się o czym tym razem napisać. Jaki temat wybrać?
Wybór padł na temat z pozoru dość nieoczekiwany. Na pewno zaś nie na opiewającym Beskid Niski blogu.
Tym razem postanowiliśmy "opuścić" na chwilę granice kochanej Łemkowyny. Robimy to świadomie, ale - nie przypadkowo. Chcemy Was zabrać na tereny "Rusi Krośnieńskiej", jak nazywa się niekiedy tereny zamieszkiwane przez Zamieszańców.
Kim byli Zamieszańcy?
Odpowiedź nie jest wcale taka prosta, a ze względów oczywistych trudno tutaj szczegółowo opisać tą grupę etnograficzną.

Kapliczka słupowa w Gwoździance.
Zamieszańcy należeli do rusińskiej grupy etnograficznej, zamieszkującej obszary położone na północ od Krosna, na terenie Pogórza Strzyżowskiego. Zamieszkiwali 10 wsi: Czarnorzeki, Oparówka, Rzepnik, Pietrusza Wola, Wólka Bratkowska, Bonarówka, Krasna, Węgłówka, Blizianka i Gwoździanka. Osiem z wymienionych wsi tworzyło obszar nazywany przez okolicznych Polaków "Rusią", a dwie wioski - Gwoździanka i Blizianka, znajdowały się nieco dalej, w pobliżu miasteczka Niebylec. Jak wytłumaczyć tutaj obecność Rusinów, na terenie całkowicie zdominowanym przez osadnictwo Polskie? Otóż usadowili się oni tutaj w XV - XVII wieku, gdyż jedynie ten teren był wolny, a osadnicy polscy i niemieccy nie byli w stanie gospodarować pośród gór, nawet tych na Pogórzu. W większości byli to osadnicy prawdopodobnie ruscy - wszak nieco na wschód znajdowała się dawna granica Polsko - Ruska, istniejąca do 1340 roku. Ale na pewno duży odsetek stanowiła ludność wołoska lub wołosko - ruska, przybyła tutaj z południa. Jako osadnicy byli mile widziani przez władających tymi terenami wielmożów. Tylko oni bowiem byli w stanie okiełznać trudny klimat i przyrodę. Przybyła tu grupa nie była liczna. Częściowo uległa polonizacji, co nie dziwi - stanowili wszak odmienną grupę pośród polskich osadników, i początkowo ich odmienny styl życia, religia (prawosławie), język nie ułatwiały kontaktów. Nowi przybysze więc po części musieli poddać się przewadze polskiej. Ułatwiła to Unia Brzeska, i przystąpienie prawosławnej eparchii przemysko-samborskiej do Unii w 1692 roku. Niemniej jednak Zamieszańcy / Rusini zachowali dużo ze swojej tradycji. Kulturowo byli znacznie bardziej zbliżeni do Łemków z południa niż np. do Bojków czy też Ukraińców ze wschodu. Łemkowie właśnie mieli im ponoć nadać przezwisko Zamieszańcy, jako Rusinom zamieszkałym pośród Polaków, i z tego powodu częściowo spolszczonym. Sami siebie nazywali Rusinami. Tak samo nazywali ich okoliczni Polacy.
Wpływy Ruskie i Łemkowskie widać było w elementach obrzędów, religii i języku. Natomiast sposób gospodarowania Zamieszańcy przejęli od Polaków - m. in. popularne tu było ogrodnictwo i sadownictwo, oraz oczywiście rolnictwo. Jednocześnie jednak zajmowano się rzemiosłem, m. in. kamieniarstwem. W XIX wieku zaś wielu Rusinów (i Polaków) pracowało przy wydobyciu ropy naftowej.

Jeden z wielu kiwonów w Węgłówce.
Nie stanowili wielkiej grupy. W wieku XVIII te 10 wspomnianych wsi zamieszkiwało 4722 mieszkańców, z czego Rusinów reprezentowało 4318 osób, czyli ponad 90 %. Resztę stanowili głównie Polacy oraz niewielki odsetek ludności Żydowskiej. Przypuszczać należy, że część Polaków to spolonizowani Rusini.
Grupa rozwijała się, modliła się w cerkwiach, zmarłych chowano na cmentarzach, a na mogiłach stawiano niekiedy kamienne nagrobki, podobne do tych z cmentarzy łemkowskich. Okres XIX wieku to czas masowych wyjazdów za ocean - do Ameryki wyjechało wtenczas 10% populacji Zamieszańców! Mimo Polskiego otoczenia i wyjazdów systematycznie wzrastała liczba ludności - w roku 1930 na terenie wspomnianych wsi zamieszkiwało 7595 Rusinów o około tysiąc Polaków i Żydów, łącznie 8890 osób.

Cmentarz rusiński w Oparówce
Kres Zamieszańcom położyły lata 1945-47. Najwięcej osób wyjechało na wschód w w 1945 roku, na mocy porozumienia PKWN i ZSRR z 1944 roku. Swoje rodzinne strony opuściło wtenczas około 90% Rusinów. W trakcie Akcji "Wisła" wysiedleń tutaj prawie nie prowadzono, gdyż wsie już opustoszały. Wysiedleń uniknęli częściowo Rusini z Gwoździanki i Blizianki - ale głównie dlatego, że większość z nich przynależała już do kościoła rzymskokatolickiego. W tych wsiach polonizacja następowała dość szybko, gdyż wioski te, jak wspomniano wyżej - były oddalone od pozostałych, stanowiących skupisko osadnictwa Rusińskiego.
Mimo stosunkowo nielicznego grona, Zamieszańcy starali się pielęgnować swoją odrębność, rozwijać się kulturalnie. Powstawały organizacje, powiązane z "moskalofilskim" bądź ukraińskim kierunkiem. W Rzepniku i Węgłówce działały np. czytelnie im. Kaczkowskiego, związane z Russinami, nazywanymi też moskalofilami. Podobnie było w Czarnorzekach i Krasnej. Z kolei np. w Bonarówce m. in. działała czytelnia "Proświty" i Towarzystwo Ukrainek. Oparówka słynęła z Towarzystwa Gimnastyczno - Strażackiego "Sokił". Podobnie jak i na Łemkowynie, tak i tutaj ścierały się dwa nurty narodowo - polityczne..

Na starym cmentarzu w Czarnorzekach...
Mimo różnic kulturowych stosunki polsko - ruskie były poprawne, i raczej nie zdarzały się większe spory czy kłótnie. A jeśli już, to nie na tle kulturowym, ale gospodarczym - coś jak słynna grusza u dziadunia Rzędziana z "Ogniem i mieczem" czy też spory Kargula i Pawlaka. Tak było do połowy lat 40 XX wieku, do czasu, kiedy na Wołyniu rozpoczęły się rzezie Polaków, a tu i ówdzie do Polski docierały echa nacjonalizmu, który OUN próbował zaszczepić pośród Rusinów. Wynikiem tego stały się antagonizmy polsko - rusińskie, ataki na Zamieszańców, grabieże, a nawet zabójstwa. Taki większy atak Polaków na Zamieszańców miał miejsce w Gwoździance, 19 maja 1945 roku. Zginęło wtedy 12 (wg innych źródeł 16) mieszkańców Gwoździanki. Od tego czasu wokół tych wydarzeń narosły legendy, a liczba zamordowanych urosła do 166 osób (we wsi żyło około 400 osób). Miało miejsce też kilka mordów na pojedynczych rodzinach m. in. w Węgłówce. O ile miejscowi Polacy byli do Rusinów nastawieni życzliwie, lub chociażby neutralnie, o tyle przybyli ze wschodu pałali chęcią zemsty za mordy na Wołyniu. Dla nich Rusini byli Ukraińcami, mordercami. Za ich przyczyną też w dużej mierze zdarzały się napady, zabójstwa.. Także niektórzy żołnierze rozwiązanej AK brali udział w takich napadach.. Wielu Rusinów więc wyjechało na wschód z obawy o swoje życie, nie mogli czuć się bezpiecznie w swoich domach, mimo, że nie zrobili nic złego..
Z "Rusi Krośnieńskiej" pochodzi najbardziej znany chyba poeta łemkowski Iwan Rusenko. Urodził się w Krasnej. Z tych stron pochodzi też Iwan Ziłyński, językoznawca.

Jadąc do Blizianki...
Co pozostało po Zamieszańcach? Pozostały piękne cerkwie. Jest ich 8, z tego 5 - murowanych. Pozostały też nieliczne kamienne nagrobki na cmentarzach, przydrożne kapliczki, krzyże..

Teraz więc pokażemy Wam przynajmniej wspomniane cerkwie. Więcej nie mieliśmy czasu dotychczas zobaczyć.

Zaczniemy od Gwoździanki. Sama wioska powstała w XVI wieku, a pierwszą cerkiew wzniesiono tutaj w 1625 roku. Parafia przetrwała do 1751 roku, kiedy to nastąpiło włączenie jej do nieodległej Blizianki.
Obecna cerkiew pochodzi z z końca XVIII lub z początku XIX wieku. Nosi wezwanie śś. Kosmy i Damiana, popularnych świętych na Łemkowynie. Świątynia jest drewniana, orientowana, i ma konstrukcję trójdzielną. Niższe prezbiterium zamknięte jest półkoliście. Dach kryty blachą wieńczy niewielka wieża zwieńczona blaszanym hełmem z nibylatarnią. Wewnątrz strop zasłania zaskrzypienia - ciekawy element konstrukcyjny małopolskich kościółków, wykorzystywany głównie w architekturze późnogotyckiej. Zachowało się kilka XIX - wiecznych ikon z ikonostasu.
Bardziej przypomina typ osławski, stąd zapewne niemały wpływ na konstrukcję świątyni miało budownictwo józefińskie. Warto ja zobaczyć - jest urocza, a lokalizacja dodaje jej uroku.

Cerkiew w Gwoździance.
Kolejną odwiedzoną przez nas zamieszańską cerkwią jest świątynia w Bliziance. Wieś powstała już w XV wieku, wzmiankowana jest jako istniejąca osada w roku 1491. Pierwszą cerkiew wzniesiono tutaj w 1630 roku. Obecna świątynia pochodzi z 1865 roku. Jest to drewniana świątynia jednoprzestrzenna, orientowana, kalenicowy dach kryty gontem wieńczy niewielkich rozmiarów wieżyczka. Wewnątrz można zobaczyć m. in. ikonę Trójcy Świętej. Obecnie cerkiew "przyćmiewa" wielki, nowoczesny, murowany kościół. Cerkiew zaś stoi cicho, pokornie na uboczu, pośród wysokich drzew. Ale w tym właśnie jej urok...

Cerkiew w Bliziance
Następną miejscowość, jaką nawiedziliśmy była Oparówka. Wioska powstała pod koniec XVI wieku. Pierwsza cerkiew powstała tutaj w 1700 roku, była drewniana i nie dotrwała do naszych czasów. Na jej miejscu postawiono w 1912 roku nową cerkiew p.w. Narodzenia NMP. Jest to murowana świątynia, wzniesiona w stylu bizantyjskim, Świątynie zbudowano na planie krzyża greckiego, nad nawą wznosi się duża kopuła. Dach obity blachą. Wewnątrz można oglądać ciekawe, barwne polichromie. Obok cerkwi ulokowany jest stary cmentarz rusiński, a na nim kilkanaście zabytkowych nagrobków kamiennych i kilka metalowych krzyży. Kilka nagrobków wyremontowała pewna Pani adwokat ze Lwowa. Zapewne żyli tu jej przodkowie. A może sama jeszcze przyszła tu na świat?

Cerkiew w Oparówce
Później pojechaliśmy do Rzepnika. Wieś położona jest w zacisznej dolinie, pośród lasów.. Zachwyciła nas piękna murowana cerkiew. Wioskę założono w 2 połowie XVI wieku. Wedle ludowych podań, założył ją Polski magnat ożeniony na dzisiejszej Ukrainie z córką bojara. Ponieważ otoczenie było doń wrogo nastawione, zabrał poddanych, żonę i osiedlił się w tym miejscu. Obecna murowana świątynia pochodzi z 1912 roku. Jest orientowana, zbudowana na planie krzyża greckiego. Posiada główną kopułę nad nawą. W świątyni zachował się kompletny ikonostas, a ikony pisali m. in. poddani cara, zbiegli z Rosji po wybuchu rewolucji bolszewickiej. Przed cerkwią stoi murowana dzwonnica parawanowa, a z tyłu, blisko drogi, stoi dąb "Jagiellon" - dąb bezszypułkowy liczący ponad 500 lat.

Cerkiew w Rzepniku
Z Rzepnika ruszamy dalej, przez Odrzykoń do miejscowości Czarnorzeki. Osadę założono najpóźniej w 1544 roku. W okresie I Wojny Światowej miały miejsce na okolicznych wzniesieniach walki a pamiątką po nich są cmentarze wojenne. We wsi stoi murowana cerkiew greckokatolicka p.w. św. Dymitra, wzniesiona w latach 1918-1921. Podobnie jak poprzednia świątynia, i ta zbudowana jest na planie krzyża greckiego z główną kopułą nad nawą. Zachowane jest też miejsce po cerkwi z XVII wieku. Znajduje się około 300 metrów od obecnej świątyni, około 50 metrów od drogi. Doprowadzi Was do niego plan  stojący na parkingu przy cerkwi. Jakieś 40 metrów nad cerkwiskiem znajduje się cmentarz greckokatolicki, zachowały się bodajże tylko 3 zdewastowane fragmenty nagrobków, całość porasta bujnie barwinek i drzewa. Trochę przygnębiający widok. Na terenie wsi można trafić na pozostałości po Wielkiej Wojnie. Warto dodać, że Czarnorzeki były lokalnym ośrodkiem kamieniarskim.

Cerkiew w Czarnorzekach.
Dalej jedziemy do Węgłówki. Wieś powstała już w XV wieku. Należała do dużych osad - na początku XX wieku żyło tu 1700 osób, z czego 1600 stanowili Rusini. W XIX wieku odkryto tutaj złoża ropy naftowej. Ropę wydobywa się tutaj do dziś, w krajobraz wkomponowały się kiwony.. "Czarnego złota" szukał też tutaj Admirał Nelson Keith - angielski magnat o ciekawych personaliach. Widać słynny admirał spod Trafalgaru był jego idolem. Jednak "imiennik" nie miał szczęścia. W 1898 roku Admirał, jego żona i córka zmarli w Węgłówce na jakąś chorobę zakaźną. Pochowano ich kilkanaście metrów od cerkwi. Obecna cerkiew pochodzi z 1898 roku, i bryłą zbliżona jest to wcześniej omawianych świątyń. Jednak wydaje się znacznie większa. Ciekawostką jest dąb "Poganin", mający około 1000 lat! Nadana nazwa więc mu bardzo pasuje.

Cerkiew w Węgłówce.
Z Węgłówki jedziemy do Krasnej. Urocza nazwa prawda? Korasna istniała na pewno przed 1581 rokiem. Jak i pozostałe omawiane wsie, zamieszkiwali ją głównie Rusini. Pod koniec XIX wieku żyło tutaj ponad 1,5 tysiąca osób. W 1792 roku wzniesiono tutaj cerkiew o bardzo ciekawej architekturze, niestety nie przetrwałą do naszych czasów. Utrwalono ją jednak na grafice.. Cerkiew obecna pochodzi z 1912 roku. Przyciąga uwagę żółty kolor tynku na ścianie. Dodaje świątyni ciepła. Tutaj bryła świątyni jest również wzniesiona na planie krzyża greckiego,ale dach wieńczą już trzy kopuły. Obecnie położona jest przy ruchliwej drodze prowadzącej do Rzeszowa. W 1945 roku, podobnie jak i w poprzednich wsiach, większość Rusinów wyjechała na Ukrainę. Pozostała cerkiew..

Cerkiew w Krasnej
Ostatnią odwiedzoną przez nas wioską była Bonarówka. Późno już było, zbliżał się powoli wieczór gdy tu dotarliśmy. Wioskę założono już w 1439 roku, a cerkiew erygowano w 2 połowie XV wieku. Parafia unicka działała od 1630 roku. Stojąca obecnie we wsi cerkiew pochodzi z 2 połowy XVII wieku. Jest drewniana, formą zbliżona do kościołów pogórzańskich. Pierwotnie cerkiew była trójdzielna, dach wieńczyły trzy kopuły, ale przebudowa z 1841 roku zmieniła kształt świątyni. . Prezbiterium i nawę kryje dach kalenicowy obity blachą. Wieżę nad babińcem dostawiono pod koniec XIX wieku. Ściany pobite gontem. Patrząc na cerkiew ma się wrażenie, że jest się na Beskidzie Niskim..Świątynia znajduje się na Szlaku Architektury Drewnianej. Położona jest na lekkim wzniesieniu, z dala od ruchliwych dróg.

Cerkiew w Bonarówce
Oczywiście oprócz cerkwi we wspomnianych wsiach pozostały opuszczone cmentarze, kapliczki, krzyże, nieliczne już chałupy zbliżone formą do łemkowskiej chyży. Np. w MBL w Sanoku można oglądać kurną chatę z Węgłówki.


Na dzisiaj tyle zwiedzania. Temat tylko bardzo marginalnie przedstawiliśmy. Właściwie - to tak na zachętę. Pisać o nim można bardzo wiele... Polecamy Wam serdecznie "Kyczerską Łemkowynę" jak nazywa ją p. Dubiel - Dmytryszyn. Znajdziecie tutaj i sielskie krajobrazy, i piękne zabytki, i smutną historię.
Do zobaczenia na szlaku!


Źródła inf.:
Bata A., Łuczaj M., 2012, Zamieszańcy. Losy Rusinów na Pogórzu
Dubiel-Dmytryszyn S., 2014, Kyczerska Łemkowyna. Opowieść o Rusinach Krośnieńskich.
Olszański H., 2007, Zamieszańcy. Studium etnograficzne.
naludowo.pl
nadbuhom.pl
www.podkarpacie.media.pl
www.kow.net.pl
www.niebylec.nom.pl

sobota, 21 maja 2016

Okiem wędrowca - Świątkowa Wielka

Witajcie!

Pamiętacie jak jakiś czas temu pisaliśmy o Świątkowej Małej? Dziś zabieramy Was "po sąsiedzku" do  Świątkowej Wielkiej, niewielkiej dziś wioski. Jest to jedna z pierwszych przez nas poznanych miejscowości, i mamy do niej pewien sentyment. Mamy nadzieję, że również i Wy ją polubicie.

Widok na Kolanin (705 m n.p.m.) z drogi od Świerzowej Ruskiej

Świątkowa Wielka rozciąga się wzdłuż potoku Świerzówka, chociaż przez wieś przepływa (trochę bokiem) również Wisłoka. Od północy wieś graniczy z terenami nieistniejącej już Świerzowej Ruskiej, częściowo "wchłoniętej" zresztą w obecne granice Świątkowej. Na południu wieś styka się bezpośrednio ze Świątkową Małą. Od wschodu wieś sąsiaduje z miejscowością Kotań, a od zachodu - wioskę zamykają stoki Mareszki (801 m n.p.m.). Wioska leży właściwie niemal w centrum Magurskiego Parku Narodowego.

Standardowo zaczniemy od historii:

Nazwa wsi pochodzi od imienia Świątek lub też Świątko. Dla mieszkańców był to powód do dumy, i wręcz symbol ich pobożności. Wioska jest młodsza od "siostrzanej" Świątkowej Małej (Świątkówki). Wiadomo, że istniała już w XVI wieku, bowiem w 1581 roku posiadała 19 łanów ziemi, o połowę więcej niż Świątkówka. Być może już w tym okresie we wsi stała cerkiew, jednam właściwie nic o niej nie wiadomo. Oprócz tego odnotowano już wtedy kniazia i popa. Jednak trudno stwierdzić jednoznacznie, czy wioski już wtenczas były rozdzielone, czy też Świątkowe stanowiły jedną całość. Na pewno zamieszkiwała je wtedy ludność wołoska.
przy drodze do Świerzowej

 Świątkowa i kilka okolicznych wiosek były własnością słynnego rodu Stadnickich. W roku 1510 wieś należała do Andrzeja Stadnickiego, kasztelana sanockiego. Później, w 1554 roku dobrami kasztelana podzielili się jego synowie: Marek i Mikołaj, i zyskami z Świątkowej i kilku innych wsi dzielili się po połowie. Później wioska stała się własnością starostwa bieckiego. W roku 1581 był tutaj dom sołtysa, 19 gospodarstw i jedna zagroda bezrolna.
Rozwój wioski zahamował najazd tatarski w 1629 roku. O dużym spadku liczby mieszkańców świadczy fakt, że we wsi obrabiano tylko 4 łany. Mimo to w tym czasie otwarto młyn, przetwarzający ziarno na potrzeby Świątkowych.
Wzmianki w dokumentach mówiące o wsi pochodzą z 1654 roku.
W roku 1633 nadano duchowieństwu unickiemu szereg przywilejów, m. in. mielenie bezpłatnie zboża w dworskich młynach, wypas zwierząt w pańskich lasach itd. Przywileje te nadał niejaki właściciel tzw. "klucza myscowskiego", Kochanowski. W skład klucza, oprócz Świątkowej wchodziły Grab, Myscowa, Długie, Radocyna, Żydowskie, Ciechania, Polany i Ożenna. Prawa te potwierdził później Jerzy Lubomirski w 1746 i 1776 roku.
Cerkiew, która stoi obecnie we wsi pochodzi najprawdopodobniej z 1757 roku, przynajmniej tak głosi napis na nadprożu. Wkrótce założono też księgi metrykalne - w 1776 roku.  W roku 1785 wieś zamieszkiwało 528 grekokatolików i 14 Żydów.

Figura Św. Mikołaja

Słynna figura z wizerunkiem Świętej Rodziny.

Wiek XIX nie był łaskawy dla tej okolicy. W roku 1815 była sroga zima, a po niej - czas wielkie powodzi. Póxniej było tylko gorzej, okolicę bowiem trzykrotnie nawiedzała epidemia cholery: w latach 1830-31, 1849 i 1873. Oprócz cholery utrapieniem były epidemie tyfusu i klęski głodu oraz suszy z lat 1831, 1846 i 1847. Austriacki rząd w miarę możliwości wspierał mieszkańców pieniędzmi oraz żywnością, jednak w walce z chorobami się nie wykazał. Tym bardziej, że ubogo żyjący mieszkańcy nie byli w stanie zapewnić rodzinom zabezpieczenia sanitarnego czy też odpowiednich produktów spożywczych.
jeden z kilku przydrożnych krzyży zachowanych w Światkowej Wielkiej

Czara goryczy przelała się w marcu 1854 roku. Wtedy to, 13 marca nocną porą, mieszkańcy zobaczyli coś zupełnie im nieznanego. Po niebie toczyła się ognista kula, ciągnąca za sobą płonący ogon. To była kometa. Światkowianie uznali to za znak końca świata, i przestali martwić się o jutro. Dodatkowo nadszedł czas wielkich ulew.. Wszystko to utwierdziło mieszkańców w przekonaniu rychłego końca ziemskich trosk. I zaczęła się radość, napitek lał się w karczmie strumieniami. Żyd - karczmarz też się cieszył... Wielu za grosze pozbyło się swojego dobytku.
A końca świata jak na złość nie było!

Mimo trudnych czasów wieś się rozwijała. Już w 1846 roku we wsi działała szkoła parafialna. Nauczycielem w niej był Dmytro Chowański.  W roku 1855 była tutaj już szkoła 3 - klasowa, a w 1882 roku zastąpił ją nowy budynek.
Łemkowie ze Światkowych przykładali wielką wagę do tematu swojego pochodzenia. Wielu z nich uważało się za Russnaków - czyli "prawdziwych" Rusinów. Osoby piszące się jako Rusini przez jedno "s" uznawani byli jako "słąbsi", podatni na działania kultury Polskiej i Ukraińskiej. Pisaliśmy na ten temat przy okazji wpisu o Świątkowej Małej. Świadomość ta nie zawsze była pozytywnie odbierana przez władze państwowe, o czym przekonano się po wybuchu Wielkiej Wojny - trójka mieszkańców trafiła do obozu w Thalerhofie, jednak na szczęście wszyscy wrócili z niego żywi..

cerkiew przed ostatnim remontem


Na początku XX wieku otwarto we wsi czytelnie im. Kaczkowskiego, uznawaną jako "moskalofilską". Jednak poza tym wiek XX przyniósł również wiele cierpienia. Gdy wybuchła Wielka Wojna, 56 mężczyzn ze Światkowej zaciągnęło się do armii Cesarsko - Królewskiej. Co najmniej czterech zginęło podczas walk. Czterej wrócili jako inwalidzi. Wojna przyszła do wsi już w 1914 roku. Austriacy, wycofujący się pod naporem armii carskiej, spalili połowę wsi. Wielu mieszkańców z konieczności zamieszkało w piwnicach.. Około połowa odeszła natomiast później z Rosjanami, kiedy Austriacy przeszli do kontrofensywy - obawiano się represji wojsk austriackich. Większość z nich powróciła w rodzinne strony po zakończeniu działań wojennych.
Rok 1918 to czas odrodzenia wielu państw. Swoje państwo próbowali stworzyć także Łemkowie. Do Ruskiej Ludowej Republiki Łemków dołączyły też Światkowe. I chociaż był to krótkotrwały epizod, mieszkańcy długo o nim pamiętali, bojkotując w latach 20. wybory do urzędów państwowych i spisy ludnościowe.

Wyciąg narciarski "Mareszka" w Światkowej Wielkiej

W roku 1925 otworzono we wsi spółdzielnię, podlegającą Związkowi Spółdzielni Ukraińskich we Lwowie. W tym też czasie zbudowano drewniany sklep. Budynek spłonął w 1928 roku, ale zastąpiono go szybko murowanym, istniejącym do dziś. Oprócz tego we wsi w tym czasie wzniesiono murowaną szkołę i otworzono mleczarnię. Działały też jeszcze dwa inne, łemkowskie sklepy.
Kiedy pod koniec lat 20 Łemkowie zaczęli masowo wracać do wiary ojców, również i mieszkańcy Światkowych zapragnęli wrócić do prawosławia. W 1927 roku konwersja objęła wszystkich mieszkańców, poza jedną rodziną. Później jeszcze kilka rodzin wróciło do kościoła unickiego.  Po konwersji wzniesiono przy drodze do Wołowca świątynię prawosławną, rozebraną po 1947 roku. Dzisiaj nie ma po niej śladu. Zmiana wyznania wiązała się z pewnymi niepokojami we wsi, m. in. wierni prawosławi wykradali kilkukrotnie wyposażenie z cerkwi unickiej. Wioska jednak wciąż sie rozwijała.
Działała tutaj duża olejarnia, tłocząca oleje ze słoneczników i lnu. We wsi mieszkało o830, z czego 820 stanowili Russnacy prawosławnego i greckokatolickiego wyznania. a resztę stanowili Polacy (5) i Żydzi (5). Działał we wsi młyn, mieszkało tutaj też 2 krawców i 4 kowali. Stały też dwie karczmy, pamiętające jeszcze czasy zaborów. Jedną prowadziła rodzina żydowska, a drugą - łemkowska.
Przed II Wojną Światową poprowadzono utwardzoną drogę z Desznicy do Światkowej. Zbudowano wtedy trzy drewniane mosty na potoku Świerzówka.

Cmentarz w Świątkowej Wielkiej, widok na "starą część"/



Wybuch wojny co prawda nie przyniósł zniszczeń. Jednak mieszkańcy nie mieli czasu by zapomnieć o trudach wojennego życia, okupant bowiem zatrudniał ich przymusowo do pracy w okolicznych lasach, a zimą - do odśnieżania drogi z Kątów do Krempnej i Grabiu. W okolicy działały duże oddziały Armii Krajowej, ukrywające się w okolicznych lasach. W roku 1944 okoliczni mieszkańcy zostali przesiedleni czasowo, gdyż Niemcy szykowali się do walki z Armią Czerwoną. Po zakończeniu słynnej bitwy dukielskiej, mieszkańcy powrócili do domów. Wkrótce jednak, w 1945 roku większość wyjechała na sowiecką Ukrainę, skuszona przez komisarzy radzieckich dostatkiem. Zazwyczaj mieszkańcy po dotarciu spotykali się z szarą rzeczywistością, ale powrót był już niemożliwy..
We wsi zostały 4 rodziny. W okolicy grasowały bandy UPA, przybyłe z Ukrainy, a czujące się bezkarnie niemal do 1947 roku wobec słabości WP. W roku 1946 roku na terenie wsi banderowcy stoczyli potyczkę z Polakami - w walce poległ oficer WP i trzech Ukraińców. W ramach Akcji "Wisła" wysiedlono wspomniane wcześniej rodziny na zachód. Miało to miejsce 27 marca. We wsi pozostało kilka osób - Łemków i Polaków. Miejsce wysiedlonej ludności zajęli Polacy.  Po odwilży w latach 50 do Światkowej powróciło kilka rodzin łemkowskich.

Cerkiew po remoncie.

Izbica wygląda na prawdę ładnie..
Warto zobaczyć tutejszą cerkiew, noszącą wezwanie Św. Michała Archanioła. Świątynię wzniesiono w XVIII wieku, a ponoć zasługi pod jej budowę położył Piotr Paśkiewicz. Obiekt wielokrotnie remontowano i przebudowywano. Pierwszy remont miał miejsce pod koniec XVIII wieku, kolejny w latach 20 XIX wieku, a następny - kilka lat przed wybuchem I Wojny Światowej. Obecna zakrystię wzniesiono w 1933 roku. Następny remont miał miejsce w latach 80, potem w latach 90 konserwowało polichromię  a ostatni remont maił miejsce w 2014 roku, wtedy też pokryto cerkiew wielobarwnym malowaniem, może co prawda niezbyt związanym z oryginalnym pokryciem - jednak mimo wszystko bardzo oryginalnym i przyciągającym uwagę.  Po 1947 roku świątynia długo stała nieużytkowana, a potem przekazano ją kościołowi rzymskokatolickiemu.
Świątynia "reprezentuje" typ zachodniołemkowski. Jest drewniana, wzniesiona konstrukcją zrębową. Nad babińcem stoi słupowo - ramowa dzwonnica. Dachy namiotowe wieńczą piękne kopuły zwieńczone kutymi krzyżami.
W latach 40 jeszcze znajdowały się w świątyni dwa ikonostasy: barokowy z XVIII wieku i XIX - wieczny. Obydwa zostały skradzione w latach 50.

Niedaleko cerkwi znajduje się cmentarz, a na nim kilkanaście starych, łemkowskich krzyży nagrobnych. Znajduje się on przy drodze głównej, więc nie sposób go pominąć. Warto tutaj zajrzeć i podumać nad historią tych terenów. Sama kamieniarka również przyciąga oko. Idąc drogą do Świerzowej spotkacie piękną figurę Świętej Rodziny, często fotografowaną. Znajdziecie ja m. in. na okładce (naszego ulubionego) przewodnika wydawnictwa Rewasz z 2012 roku. Oprócz tego spotkacie tutaj kilka krzyży przydrożnych i małą kapliczkę domkową przy drodze do Desznicy.

piękne kute krzyże na kopułach..


Warte uwagi są okoliczne krajobrazy. Blisko stąd w magurskie ostępy, a widoki na okoliczne wzgórza zapierają dech w piersiach. Zanocować można tutaj w kilku agroturystykach. Jest też sklep, chociaż nie zawsze czynny. Jest też smażalnia pstrąga, blisko Świerzowej. Obok niej działa zaś wyciąg narciarski, zimą więc fani nart znajdą tutaj miejsce dla siebie.
Latem, w lipcu, na polach koło cerkwi w Świątkowej odbywa się impreza pod nazwą "Krempiańska Parada Historyczna" - tutaj można zobaczyć pokazy jazdy konnej, mundury z epoki, konne pojedynki na szable, można zobaczyć nabijaną odprzodowo broń palna czy też łuk tatarski. Więcej o tej imprezie, której korzenie sięgają 1999 roku można poczytać tutaj.
Przez Świątkową prowadzą niedawno otwarte szlaki turystyczne na Przełęcz Majdan, wiodące przez teren Świerzowej Ruskiej. Wiedzie tędy żółty szlak pieszy łączący Bartne z Krempną, a także zielony szlak rowerowy. Przez pobliską Świerzową Ruska wiedzie ścieżka przyrodniczo-kulturowa "Świerzowa Ruska". Osobiście nam ta eksplozja szlaków turystycznych w Świerzowej nie odpowiada. Pamiętamy ją z czasów przed budową mostków i ławeczek, gdy (nieświadomie wówczas) przemierzaliśmy dawną wieś skacząc przez potok.. Ale cóż, teraz i fani pieszych wędrówek, i cykliści znajdą tutaj coś dla siebie. Dodatkowo blisko jest stąd np. do Krempnej czy nawet do Jasła, więc rowerem można śmiało wędrować po okolicy. Tym bardziej że sieć dróg jest tutaj całkiem przyzwoita. Mamy nadzieję, że nie stanie się to przyczyną "rozjechania" okolicy przez legiony turystów....
Czas pokaże.

Do zobaczenia!

My odwiedziliśmy kilkakrotnie Światkową Wielką. Pierwszy raz w 2012 roku. Pod cerkwią zbierano dopiero materiał na remont. Szliśmy wtedy właśnie z Bartnego przez Świerzową, niechcący wkraczając na teren niedostępne dla turysty - czyli do Świerzowej. Marsz zakończyliśmy wtenczas w Krempnej. Ale wtedy był upał! Pamiętamy jak dziś leniwie porykujące bydło..
Kolejny raz odwiedziliśmy to miejsce na krótko przed remontem świątyni. To była "majówka", przyszliśmy tu wtedy z Wołowca. Pogoda była raczej pod chmurką, od czasu do czasu siąpił deszcz.. Kolejny raz zajrzeliśmy tu dopiero w wrześniu 2015 roku, by w końcu zobaczyć piękną cerkiew po remoncie. Malowanie cerkwi nam przypadło do gustu. Warto zobaczyć je na żywo, żadne zdjęcia tego bowiem nie oddadzą.

Chyba na dzisiaj to tyle. Mamy nadzieję, że zaciekawimy Was tym wpisem, i zachęcimy do odwiedzin tego uroczego zakątka. Nie trzeba Wam wiele tutaj - wystarczy dobry humor, pojemny plecak i wygodne trepy.
Do zobaczenia na szlaku!



Źródła inf.:
Gajur J., 2006, Łemkowskie Magury.
Luboński P. (red.), 2012, Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty.
Grzesik W., Traczyk T., Wadas B., 2012, Beskid Niski od Komańczy do Wysowej.
www.apokryfruski.org

niedziela, 15 maja 2016

Na Świętej Górze Łemków - Góra Jawor

Witajcie!

Dzisiaj chcemy pokazać Wam miejsce wyjątkowe, niepowtarzalne. Jedyne takie w Beskidzie - i na południu Polski. Przed laty działy się tutaj wielkie rzeczy, a echa tych wydarzeń do dziś nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Chcemy zabrać Was na górę Jawor, leżącą na granicy ze Słowacją.

droga na Górę Jawor
Na wstępie nakreślimy kilka słów o samej górze. Nie jest to wzniesienie bardzo wysokie, Jawor bowiem osiąga tylko 723 m n. p. m. a i stoki góry są stosunkowo łagodne. Jawor położony jest w obrębie Gór Hańczowskich, na granicy Polski i Słowacji, około 3 km na południe od Wysowej-Zdroju. Chociaż górna partia wzniesienia porośnięta jest lasem, to jednak nie jest to niedostępne miejsce. Prowadzi tutaj wygodna, szutrowo - leśna droga, pozwalająca na spokojne dotarcie na szczyt. Wytyczoną tędy ścieżką spacerową wędrują liczni wysowscy kuracjusze, pielgrzymi, wędrowcy, a i mieszkańcy Wysowej i okolic chętnie odwiedzają to miejsce pieszo bądź na rowerze. Las jest w większości tworem powojennym, powstałym po wysiedleniu miejscowej ludności. Ważnym elementem jest tutaj buczyna. Wiele buków rosnących przy drodze jest fantazyjnie poskręcanych przez czas i wiatr.. Sam szczyt zaś porasta las iglasty, w dużej mierze złożony z sosny. Również i słowacka strona porośnięta jest częściowo lasem, tutaj jednak jest to już las iglasty i mieszany.
Jak wspomnieliśmy na szczyt wiedzie ścieżka spacerowa. Prowadzi ona od cerkwi, początkowo drogą asfaltową, później zaś szutrową. Większa część drogi idziemy (lub jedziemy) między łąkami. Szczególnie latem warto się tutaj wybrać, kiedy kwitną polne kwiaty i trawy, a w powietrzu unosi się zapach ziół...Raz trzeba nawet przejść przez potok, ale spokojnie - obok jest kładka, a sam potok zazwyczaj płynie ciurkiem, i jest wyłożony dla wygody betonowymi płytami.
Równie pięknie jest jesienią, kiedy drzewa pokryte są kolorowymi liśćmi. Szczególnie buczyna przyciąga wzrok paletą barw.. Sama droga zaś nie jest wymagająca, i nie wymaga zbytniej kondycji. Jeśli lubicie piękną przyrodę, spokój, ciszę, a nie preferujecie zdobywania "morderczych" szczytów - to miejsce jest w sam raz dla Was!  Odnajdą się utaj nawet miłośnicy Nordic - Walking, gdyż za sprawą UE wytyczono tutaj takową ścieżkę, chociaż z tego co pamiętamy to jedyne co dodano to - kilka tabliczek z informacją że dodała je UE właśnie.
Za to widoki na Wysową są wspaniałe - można stąd podziwiać np. słynną Biawenę, bielejącą niczym żagiel na horyzoncie.


Jednak nie tylko aspekty przyrodnicze sprawiają, że miejsce to jest wyjątkowe. Na specyfikę tego miejsca wpłynęły wydarzenia z lat 20. XX wieku.
Był rok 1925. Polska od kilku lat cieszyła się ciężko wywalczoną niepodległością. Na południu graniczyła z Czechosłowacją. Granica państw biegła między innymi przez Beskid Niski, a jednym z granicznych szczytów była góra Jawor. Od ponad stu lat nie istniała żadna granica polsko - słowacka. Po I rozbiorze na dawnym pograniczu zatarły się częściowo ślady dawnej granicy, a mieszkający tutaj Łemkowie zakładali po "drugiej stronie" rodziny, kupowali grunty, zaopatrywali się w potrzebne materiały.. Niepodległość Polski przyniosła więc naturalnie pewne ograniczenia, do których nie łatwo było przywyknąć Łemkom, wędrującym dotychczas swobodnie sobie tylko znanymi ścieżkami. Dzięki tym ścieżkom zresztą dość skutecznie udawało się im omijać posterunki Straży Granicznej, i przechodzić na słowacką stronę. W ten sposób odwiedzano rodzinę czy np. udawano się na odpust. Tak też i było w tej opowieści. Trzy Lemkynie z Wysowej: Glafiria Demiańczyk, Teodozja Demiańczyk oraz Maria Gawlik wracały z odpustu w Gabultovie.  Co prawda był to odpust w rzymskokatolickim kościele, ale Łemkom greckokatolickiego wyznania wcale to nie przeszkadzało, i często brali udział w takich wydarzeniach. Trasa co prawda wiodła głównie przez lasy, jednak zawsze istniało ryzyko przyłapania "na gorącym uczynku" przez pogranicznika, a przecież nikt kłopotów mieć nie chciał. Pobożne Lemkynie więc prosiły więc o opiekę w drodze i szczęśliwy powrót do domu. Kiedy tak się modliły, idąc już po polskiej stronie, zobaczyły dziwną jasność (wędrowały nocą), silne światło rozświetlające teren. Początkowo przeraziły się nie na żarty, myśląc że tym razem przyłapali je strażnicy. Ale kiedy po jakimś czasie nic złego się nie działo, a światło zgasło, zastygłe w bezruchu kobiety ruszyły dalej, żegnając się potrójnym znakiem krzyża. Na drugi dzień jednak ciekawość nie dała im spokoju i postanowiły wrócić w miejsce dziwnego wydarzenia. Jednak młodą Marię Gawlik pozostawiono we wsi, a z Glafirią i Teodozja ruszyła Marta, również nosząca nazwisko Demiańczyk. I tym razem kobiety wybrały się w to miejsce nocną porą, a sytuacja się powtórzyła - znów kobiety oświetliła wielka jasność. Szybko wieści o cudownym wydarzeniu rozniosły się po Wysowej i po okolicy, a w miejsce to ściągały rzesze kobiet śpiewających pobożne pieśni, wznoszących modlitwy do Boga i Maryi.
na zboczach Świętej Góry

Kaplica p.w. Opieki Matki Bożej (Pokrow)

Nie było to jedyne wydarzenie tutaj. Jakiś czas później Wysową nawiedził straszny kataklizm - gradobicie. Plony uległy zniszczeniu, a we wsi zaczął panować głód. Szczególnie odczuła to Glafiria Demiańczyk, wdowa (mąż zginął na froncie Wielkiej Wojny) i matka trójki dzieci. Glafiria postanowiła szukać pomocy u rodziny po słowackiej stronie. Zatrzymała się w miejscu cudownych objawień na modlitwę. Jednak tym razem Straż Graniczna czuwała, i przyłapała Lemkynię na "gorącym uczynku". Strażnicy jednak nie ukarali kobiety, a tylko kazali jej zawrócić do domu. Wracając, nie wiedziała co czynić, jak nakarmić swoje dzieci, i w desperacji zaczęła się gorąco modlić do Matki Boskiej, prosząc o pomoc. Znów ukazała się jasność, a za jałowcem Glafiria dostrzegła postać Maryi, spowitej cudownym blaskiem. Matka Boska rzekła do strapionej kobiety: "Nie płacz, idź do domu, Twoje dzieci będą syte". Tak pocieszona, ruszyła szybko w kierunku wsi. Już z daleka zobaczyła światło w oknach domu, i myśląc przerażona, że dzieci bawią się ogniem (zabroniła im tego surowo!) zaczęła biec. Jakże ucieszyła się, wchodząc do środka! Otóż nawiedził ją krewny zza Magury. Dowiedział się o sytuacji Glafirii, i przywiózł jej trochę ziarna i ziemniaków. Dzieci więc na prawdę były syte...
Według innej wersji Glafirii objawiła się Maryja prosząca, by w tym miejscu wznieść poświęconą jej kaplicę.
Od tej pory mieszkańcy coraz częściej chodzili się modlić na górę Jawor, a sama Glafiri ponoć codziennie wieczorem udawała się w miejsce objawienia, by dziękować Matce Boskiej za pomoc, a Maryja odwiedzała we śnie Glafirię we śnie w każdy piątek. Glafiria, nazywana we wsi Firyją rozmawiała podczas tych "wizyt" z Matką Bożą. Podczas jednej z takich wizji Maryja nakazała przesunięcie miejsca modlitw tam, gdzie pierwszy raz kobiety zobaczyły cudowną światłość. Na drugi dzień Firyja oznaczyła to miejsce nazbieranymi w okolicy kamieniami. Dzień później w tym miejscu wytrysnęło źródełko. Szybko wodę uznano za uzdrawiającą, a okoliczni mieszkańcy przychodzili, by błagać Maryję o uzdrowienie i pomoc.
Pewnego razu z Cigelki (wsi położonej po słowackiej stronie) przywieziono opętaną kobietę, związaną łańcuchami. Jej mąż poprosił Glafirię o wstawiennictwo do Boga. Glafiria pomodliła się i obmyła kobietę wodą ze źródełka. Zły duch opuścił kobietę i sama, o własnych siłach powróciła do domu. Wkrótce w miejscu źródełka wykopano studnię, a obok postawiono krzyż.
Coraz liczniejsze rzesze wiernych przybywały, by modlić się do Matki Bożej.
Studnia wydrążona w miejscu cudownego źródełka
W końcu uznano potrzebę budowy kaplicy poświęconej Maryi. Jednak wcale nie było to takie proste. Otóż pierwszą przeszkodą okazał się... proboszcz Wysowej, ksiądz Andrzej Dorosz. Kiedy Firyja udała się do niego z prośbą o pomoc, duchowny niezbyt mile ją potraktował, i nie zamierzał brać udziału w tym "zajściu". Firyja poprosiła więc o pomoc Matkę Boską. Maryja obiecała dać znak - krwotok z ust duchownego. Glafiria przyniosła tą wieść księdzu, jednak i tym razem jej nie uwierzył. Jednak kiedy wspomniany krwotok wystąpił, wtedy duchowny srodze się zawstydził, i poprosił o zmianę parafii. Trafił do Banicy koło Izb. Na jego miejsce przybył młody, "świeżo upieczony" ksiądz Mikołaj Duda. Jako że był młodym, wykształconym prawnikiem, również nie uwierzył w cudowne objawienie. Maryja więc przepowiedziała pomór bydła w zagrodzie kapłana. W jedną noc padła owca, w drugą - krowa. Po badaniach zwierząt kapłan uwierzył, i zaczął wspierać działania mające na celu budowę kaplicy. Miejsce objawień znajdowało się około 300 m od granicy państwowej, i budowa kaplicy wymagała specjalnych zezwoleń. Do walki z administracją w Warszawie pozyskano m. in. metropolitę lwowskiego Andrzeja Szeptyckiego, a nawet samego papieża Piusa XI. Władze Polski wciąż jednak żądały potwierdzających dowodów. Pewnego razu żona komendanta SG w Wysowej chciała ze swoim 4 letnim synkiem udać się do osławionego miejsca objawień, i poprosiła Firyję o poprowadzenie do celu. Kobiety skupione były modlitwą, kiedy nagle chłopiec zaczął krzyczeć "nie dam!" i chować za siebie uzbierany bukiet polnych kwiatków. Otóż jak się okazało, jakaś Pani chciała zabrać chłopcu kwiaty, które on uzbierał "dla Bozi". Jednak oprócz kobiet i dziecka nikogo w tym miejscu nie było. Po dokładnym przesłuchaniu chłopca w Gorlicach potwierdzono prawdziwość objawień. Bowiem czy dzieci potrafią kłamać?? Chłopiec zaś nazywał się Franciszek Nowak. Pozwolenie na budowę zostało w końcu wydane.


Maryja dała Firyji wskazówki, jak ma wyglądać obraz w kaplicy. Początkowo miał go malować "projektant" świątyni, nauczyciel z Wysowej Stefan Batiuk. Jednak dwie próby zakończyły się niepowodzeniem. Wtedy Glafiria udała się do klasztoru oo. Bazylianów w Ławrowie k. Nowego Sambora (dziś na Ukrainie) by odnaleźć obrazek w książce, który miał posłużyć za wzór. Długo tej książki poszukiwano. Jednak w końcu się udało. Maryja na wizerunku trzymała Dzieciątko na prawej ręce. To bardzo rzadkie przedstawienie, bowiem zazwyczaj Jezus trzymany jest na lewej ręce Matki Bożej.
Prace nad kaplicą rozpoczęto wiosna 1929 roku. Szły co prawda powoli, ale nie były przerywane. Pracy nie ułatwiał trudno dostępny wówczas teren. Jednak problem pojawił się wtedy, gdy przykryto gontem połowę dachu. Na dalsze prace zabrakło funduszy. Sytuację uratowała mieszkanka Ropek, która kilka lat wcześniej wyemigrowała do USA. Dowiedziawszy się o cudownym objawieniu, wysłała pieniądze na dokończenie prac przy kaplicy.
Kaplicę należało jeszcze poświęcić. Wtedy to wezwał Firyję do Przemyśla biskup Kocyłowski, by sprawdzić prawdziwość objawień. Opinia była pozytywna, i kaplicę poświęcono 14 października 1931 roku, w święto Opieki Matki Bożej (Pokrow).
Wtedy też ustalono dwa święta odpustowe, które miano obchodzić w tym miejscu - w dzień święta Opieki Matki Bożej, oraz w dzień święta przeniesienia relikwii Św. Mikołaja (22 maja), czyli w miesiącu szczególnie poświęconym Maryi.

Kult Maryi na Górze Jawor rozkwitał. W dni odpustowe przybywały do kaplicy i do Wysowej masy ludzi z Polski i Słowacji. Słowacy otrzymywali specjalne pozwolenia na przejście granicy. W Wysowej też gościli liczni kupcy, handlujący dewocjonaliami, słodyczami i innymi przedmiotami...
Maryja nie opuściła swojej wybranki. Wciąż nawiedzała ją we śnie. Pewnej nocy w 1937 lub -38 roku wyjawiła jej tajemnicę przyszłości, jaka czeka mieszkańców Łemkowyny. Wyjawiła jej, że nadejdzie kolejna wielka wojna, i że Łemkowie zostaną ze swojej ziemi wysiedleni. Wizję przerwała córka Glafirii, Anna, w obawie o swoją mamę, krzyczącą we śnie. Glafiria dowiedziała się, że Łemkowie zostaną po wojnie wygnani, rozproszeni po świecie, a sama kaplica zostanie zbezczeszczona. To były dla Glafirii ciężkie chwile.
Glafiria Demiańczuk zmarła 22 kwietnia 1939 roku, mając 58 lat. Nie dożyła spełnienia się proroctw. Spoczęła w rodzinnej ziemi.  A przepowiednie, jak wiadomo, spełniły się co do joty...

Krzyż postawiony w 1929 roku.
Kaplica pozostała bez opieki. Nowa władza "Ludowa" zakazała surowo zbliżania się do granicy państwowej. Zakaz ten złagodzono dopiero w 1955 roku. Wspomniana wcześniej córka Firyji, Anna, jako jedyna z rodzeństwa nie została wysiedlona. Udała się więc na Świętą Górę, do kaplicy. Widok ją przeraził. Drzwi były otwarte, ściany ogołocone z obrazów, a na środku na podłodze popioły i ślady ogniska. Pośród popiołów Anna odnalazła fragment cudownego obrazu, wizerunku Maryi z Dzieciątkiem, nietknięty ogniem od pasa w górę. Zabrała ocalały fragment ze sobą.
W roku 1957 do Wysowej powróciło 12 rodzin wysiedlonych. Do kaplicy zaniesiono ocalały fragment obrazu, uratowanego przez Annę. Radość była wielka. I z powrotu, i  z faktu ocalenia kaplicy. Jednak na przywrócenie miejsca kultu czekano 13 lat...
Miało też miejsce kolejne cudowne wydarzenie. Nocą zobaczono nad lasem, gdzie stała kaplica, łunę. Myślano, że to pożar w kaplicy, jednak rano kaplica była nietknięta. Uznano to za znak od Matki Bożej.
Kaplica pozbawiona przez lata opieki była w tragicznym stanie. Wymiany wymagał gont. Postanowiono zastąpić go blachą. Wielkim kosztem i trudem zakupiono blachę i wynajęto dekarzy.
W roku 1958 rząd przyznał kilka okolicznych cerkwi, w tym kaplicę na Górze Jawor, kościołowi Prawosławnemu. Jednak miejsce kultu przywrócono dopiero w 1968 roku. Odpusty odprawiano jednak nadal, z tym że zamiast w dniu Przeniesienia Relikwii Św. Mikołaja, to w dniu Świętych Piotra i Pawła (12 lipca wg starego stylu). Wierni przynoszą ze sobą krzyże wotywne, ustawiane na terenie wokół kaplicy.
Widok na kaplicę od strony prezbiterium

Krzyże wotywne przy kaplicy

Uroczyste nabożeństwa odbywają się tutaj kilka razy w roku: 12 lipca, 28 sierpnia (Zaśnięcie NMP), 21 września (narodziny NMP i 14 października (Opieki MB Pokrow). W październiku też święci się wodę ze źródełka, teraz już studni.
A o samej kaplicy też coś powiemy. Nosi wezwanie Opieki Matki Bożej (Pokrow). Jest to drewniany obiekt, nie reprezentujący jakiegoś konkretnego stylu. Dach namiotowy pokryty jest blachą. Wieńczą go dwie banie - jedna nad przedsionkiem, druga nad nawą. Świątynia jest de facto jednodzielna. Z nawy nie wyodrębnia się osobno babiniec. Jedynie przedsionek jest nieco węższy. Przy prezbiterium, od strony północnej dostawiona jest mała wikarówka. Całość pokrywa szalowanie poziome z desek. To bardzo piękna kaplica, chociaż nieco szpeci ją metalowo - plandekowa konstrukcja, przeznaczona dla wiernych. Chroni ich podczas nabożeństwa przed deszczem. Jednak wzgląd ten jest zrozumiały i należy przymknąć na to oko..
Obok cerkwi stoi kamienny krzyż łemkowski, postawiony tutaj w 1929 roku na życzenie samej Matki Bożej. Jest odnowiony, i obwieszony różańcami, przynoszonymi przez wiernych. Wokół cerkwi rozstawiono liczne drewniane ławki, dziś już często zmurszałe. Wokół cerkwi stoją także liczne krzyże, przyniesione przez pielgrzymujących tu ludzi. Nieco niżej kaplicy stoi natomiast studnia, wykopana nad cudownym źródełkiem.
Widok na Busov od strony Słowacji.

Obecnie przy kaplicy postawiono tablicę informacyjną, z historią tego miejsca. Warto od kaplicy ruszyć na szczyt Świętej Góry, a właściwie minąć go i iść drogą na Słowację - ze słowackich pastwisk roztacza się piękny widok m. in. na Busov - najwyższy szczyt Beskidu Niskiego, a także na Cigelke, urokliwą wioskę na Słowacji. To raptem kilkanaście minut łatwej drogi, więc polecamy spacerek na słowackie łąki.
Obok kaplicy prowadzi szlak konny, więc fani przejażdżek konnych mogą przejechać tuż obok, warto więc zajrzeć.

To chyba koniec nasze wędrówki. Mamy nadzieję, że Was zainteresowaliśmy tym miejscem. Warto je odwiedzić. Ale prosimy - samochód zostawcie w Wysowej, a na Górę Jawor idźcie pieszo lub jedźcie rowerem..

Pozdrawiamy.

Do zobaczenia na szlaku!



Źródła inf.:
Gajur J., 2011, Oazy Ortodoksji. Z wizytą w przemysko - nowosądeckiej eparchii.
Luboński P., 2012, Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty.
Muzyk Z.. 2001, Cerkwie Ziemi Gorlickiej.
www.gora-jawor.pl
www.lemko.pl

niedziela, 8 maja 2016

Szlak Architektury Drewnianej - W Pieninach Gorlickich

Witajcie!

Dzisiaj przedstawimy Wam kolejną część Szlaku Architektury Drewnianej, który wszak ma licznych "reprezentantów" na terenie Beskidu Niskiego. Jakiś czas temu pisaliśmy o cerkwiach znajdujących się na wspomnianym szlaku w rejonie Gór Hańczowskich. Tam też przedstawiliśmy pokrótce kilka interesujących obiektów architektury drewnianej, jak też i zaproponowaliśmy Wam ciekawą trasę. Dzisiaj mamy dla Was trasę nieco krótszą, ale prowadzącą przez równie malownicze i piękne tereny.
Uczciwie przyznamy się tutaj, że wykorzystane w tytule określenie Pieniny Gorlickie nie odzwierciedla dokładnie trasy. Można powiedzieć, że właściwie objedziemy to "pasmo" zarazem jednak zahaczajac np. o Masyw Magury Małastowskiej czy też niemal wejdziemy na teren Gór Grybowskich. Jednak to określenie chyba najbardziej pasuje i mamy nadzieję, że wybaczycie nam ten tytuł.
Wróćmy jednak do sedna. Trasa wynosi łącznie nieco ponad 27 km, więc jest w sam raz na rower, a nawet i dla piechura jest całkiem znośna. Wedle ogólnych założeń cyklista potrzebuje niecałych 2,5 godzin na przejechanie tej trasy, piechur zaś - 6 godzin na przejście. Jednak załóżcie sobie dużo więcej, jest to bowiem trasa po górzystym, miejscami stromym terenie. Prowadzi też głównie drogami asfaltowymi, co jest dla piechura dość uciążliwe. Z kolei jest również odcinek "terenowy", gdzie kolarz namęczy się przeprawiając się kilkakrotnie w bród przez potok po niezbyt wygodnych brodach - więc równowaga zostanie zachowana!

Plan trasy /źródło: google maps/
Naszą trasę rozpoczniemy ( i zakończymy) w Bielance. To piękna, malowniczo położona nad potokiem o tej samej nazwie wioska, założona już w 1480 roku. W XIX wieku działała tutaj huta szkła i tartak parowy. Mimo dziejowych zawieruch, pozostała po dziś dzień ostoją kultury łemkowskiej - tutaj m. in. znajduje się Muzeum Rzemiosła Łemkowskiego im. Stefana Czerhoniaka, zlokalizowane w budynku d. szkoły. Przez wiele lat mieściła się tutaj siedziba Łemkowskiego zospołu pieśni i tańca "Łemkowyna". Przy wjeździe do wsi witają nas tablice informacyjne w dwóch językach: Polskim i Łemkowskim.
We wsi znajduje się najbardziej interesujący nas obiekt - greckokatolicka cerkiew p. w. Opieki Bogarodzicy. Świątynię wzniesiono w 1773 roku. Jest to jeden z pięknych przykładów typu północno - zachodniego (zachodniołemkowskiego). Świątynię odnawiano w 1913 roku. W 1946 roku, podczas przygotowań do wyjazdu na Ukrainę, w cerkwi nieopatrznie zaprószono ogień. Efektem tego był pożar i zniszczenie m. in. dachu cerkwi. Zastąpiono go prowizorycznym dachem kalenicowym, a w latach 90 zastąpionym rekonstrukcją dachu brogowego wieńczonego pięknymi baniami. Z pożogi ocalał m. in. XVIII - wieczny ikonostas i polichromia z 1934 roku. Nad babińcem stoi dzwonnica z pseudoizbicą. Świątynia jest wyremontowana. Pokrywa ją piękne, barwne malowanie. Dawniej wiele (o ile nie wszystkie) cerkwi pokrywały wielobarwne malowania. Warto zobaczyć tą cerkiew, kontrastującą z nową świątynią, oddaną kilka lat temu do użytku w Bielance.

Cerkiew p.w. Opieki Bogarodzicy w Bielance
Z Bielanki ruszamy dalej. Mamy do przebycia około 4,5 kilometra, w dużej mierze pod górę, i to miejscami stromą. Prowadzi nas droga asfaltowa, zbudowana tutaj przy okazji budowy zapory na pobliskim jeziorze Klimkówka. Zjedziemy przysłowiowo "na łeb i szyję" w Leszczynach. To kolejna piękna, cicha wieś położona w zaciszu Łyśca (662 m n. p. m.) i pasma Magury Małastowskiej, nad potokiem Przysłup. Wieś powstała w 1599 roku. Nazwa pochodzi od leszczynowych krzewów, w czasach postania wsi ponoć urodziwych. W latach 1643 - 1655 należała do wbitnego poety Wacława Potockiego. Mieszkańcy Leszczyn trudnili się gonciarstwem, a chłopi podróżowali po świecie jako wędrowni szklarze.
Jadąc drogą asfaltową z Bielanki niemal wjedziemy na cerkiew p. w. Św. Łukasza Ewangelisty. Piękna cerkiew, góruje nad okolicznymi domami i widać ją już z daleka, czy to idziemy od strony Uścia Gorlickiego, Bielanki czy Nowicy. Cerkiew powstała w 1835 roku i jak poprzednio wspomniana świątynia, reprezentuje typ zachodniołemkowski. Dach brogowy wieńczy jednak blacha.  Nie jest to pierwsza cerkiew - pierwsza świątynia stała tutaj już w 1 połowie XVII wieku. We wnętrzu istniejącej obecnie cerkwi znajduje się m. in. oryginalny ikonostas z 1909 roku. Po 1947 roku świątynię przejął kościół rzymskokatolicki, a od 1968 roku stała się własnością wiernych prawosławnych. Do czasu wysiedleń była to cerkiew unicka.  Obiekt remontowano w 1978 roku oraz w latach 1992-1994.
Cerkiew p.w. Św. Łukasza Ewangelisty w Leszczynach
Z Leszczyn ruszamy do Nowicy. Czeka nas 4 kilometry leśnej drogi, przerywanej tu i tam przez kapryśny potok Przysłup. Rowerzyści nieco się tutaj namęczą. Ale warto, bo na końcu drogi dotrą do asfaltu i pięknej cerkwi p. w. Św. Paraskewy. Sama wieś jest prawdziwym ośrodkiem kulturalnym. Tutaj corocznie odbywają się spotkania "In Nowica", tu też działać zaczyna Archiwum Cyfrowe Nowica - Przysłup. Wreszcie tutaj Szymon Modrzejewski obmyśla plan działań dla Stowarzyszenia "Magurycz", ratującego od niechybnej zguby łemkowskie cmentarze, krzyże i przydrożne kapliczki. Wieś powstała w 1512 roku. Nieurodzajna gleba nie stanowiła dla mieszkańców dostatecznego źródła utrzymania, stąd też zajmowali się oni obróbką drewna. Szczególnie słynni byli łyżkarze z Nowicy.
We wsi do dziś zachowało się kilkanaście łemkowskich chyż oraz układ łańcuchówki. Warto je podziwiać! A nas najbardziej interesuje oczywiście cerkiew. Powstała w 1843 roku. Dach kryty gontem, we wnętrzu zachowany m. in. XVIII - wieczny ikonostas, polichromia z 1927 roku. Jest co oglądać. Obok znajduje się XIX - wieczna, drewniana kostnica.  Obecnie jest to filialny kościół rzymskokatolicki, jednak odprawia się tu również msze greckokatolickie. Oprócz tego, idąc w stronę Przysłupa znajdziemy drewnianą kaplicę greckokatolicką. Zbudowano ją w 1889 roku, a odprawiane są tutaj coroczne nabożeństwa z okazji odpustu 28 sierpnia. Święci się wtedy zioła, wodę i plony.

Cerkiew p.w. Św. Paraskewy w Nowicy
Ruszamy dalej, do Przysłupia. Dzisiaj jest to administracyjnie część Nowicy, kiedyś jednak była to samodzielna wieś. Droga wiedzie co prawda miejscami pod górę, ale jest w bardzo dobrym stanie, a stromizna nie jest wielka. Jest to krótki, 2 - kilometrowy odcinek drogi. Warto tu zajrzeć, by móc podziwiać piękną cerkiew p. w. Św. Michała Archanioła. Cerkiew pochodzi z 1756 roku (jedna z najstarszych w okolicy!) ale przebudowa z 1894 roku zmieniła znacznie jej wygląd. Dach brogowy zastąpiono wtedy dachem kalenicowym, usunięto piękne kopuły znad nawy i prezbiterium, a gont zastąpiono blachą. Cerkiew po wysiedleniach przejął kościół rzymskokatolicki. O włos, a nie byłoby tej cerkwi na naszej liście. Po wyjeździe Łemków popadała w ruinę i pewnie ruiną by pozostałą, gdyby w latach 80 studenci, turyści i społecznicy nie podjęli się dzieła ratunku. Dziś odprawiane są tutaj tylko nabożeństwa greckokatolickie. A sama wieś? Przysłup powstał najpewniej pod koniec XVI wieku. Była to biedna wieś, często zmieniała swoich właścicieli. Po 1947 roku na miejsce Łemków przybyli Polscy osadnicy, ale po 1956 roku opuścili niegościnne tereny, gdy tylko nadarzyła się okazja odsprzedać gospodarstwa powracającym gospodarzom łemkowskim.

Cerkiew p.w. Św. Michała Archanioła w Przysłupie
Jedziemy dalej. Czeka nas trochę dłuższa droga. Najpierw musimy cofnąć się do Nowicy (jakiś 1700 metrów) i potem skręcić w lewo. Tutaj nieco wypocimy kalorie jadąc pod górę. Ale później z kolei jest z górki. Na "górce" warto się zatrzymać, by móc podziwiać piękne widoki. Mowa o szczycie Wierch. Stąd już około 2 kilometrów w dół i jesteśmy w Odernym. A tutaj czeka na nas piękny kościół p. w. Św. Stanisława.
Oderne powstało w połowie XVII wieku, jednak de facto pierwsze dokumenty związane z tą miejscowością pochodzą z połowy.. XIX wieku. Działała tutaj huta szkła. Ona też dawała szansę na godne życie, a po jej upadku zaczął się czas biedy. Warto wiedzieć, że Oderne było "polską wyspą" pośród wsi łemkowskich. Pielęgnowano tutaj patriotyzm. Kościół wzniesiono w 1898 roku, ufundowała go właścicielka wsi (hrabina M. Miłkowska) jako wotum za spłacenie długów. Pierwotnie była to skromna drewniana kaplica, ale w okresie II Wojny Światowej została rozbudowana m. in. o zakrystię. Kolejną przebudowę przeprowadzono w 2002 roku. Nadała ona świątyni obecnego wyglądu. Jest to drewniany, dwudzielny kościół z niewielką wieżyczką nad kruchtą. Dach jest kryty gontem.
Warto zajrzeć na miejscowy cmentarz, spoczywa tutaj m. in. hrabia Juliusz Maria Dzieduszycki, zmarły w Odernem w 1944 roku.

Kościół p.w. Św. Stanisława w Odernem.
Ruszamy dalej! Czas odwiedzić Kunkową. Asfaltowa, wygodna droga szybko pozwoli pokonać niecałe 5 kilometrów dzielących nas od miejscowości. Większość drogi prowadzi na dodatek w dół. W Kunkowej zobaczymy piękna cerkiew p. w. Św. Łukasza Ewangelisty. I ta cerkiew stoi na wzgórku, nieco na uboczu od drogi, jednak na pewno jej nie przeoczycie. Niedawno, bo w 2015 roku wymieniono blachę pokrywającą dach na nową. Sama cerkiew zachwyca swoją trójdzielną bryłą. Wewnątrz zaś znajdziecie ikonostas z początku XX wieku. Jest też ikonostas z XVII wieku, ale niekompletny. Polichromia pokrywająca wnętrze pochodzi z 1904 roku. Obecnie należy do kościoła prawosławnego, ale po wysiedleniach przejął cerkiew kościół rzymskokatolicki (od grekokatolików) i był jej właścicielem do 1968 roku.
Sama wioska powstała w 1599 roku, chociaż mieszkańcy starają się wykazać wcześniejszą, XIV - wieczną metrykę wsi. Tutaj, podobnie jak w sąsiednich wsiach trudniono się również obróbką drewna, i wyrobem zabawek, gontów czy łyżek. Mieszkańcy wysiedleni zostali w latach 40, jednak część powróciła tutaj po 1956 roku.
To ostatnia atrakcja na naszej trasie. Teraz czas wrócić do Bielanki, gdzie można liczyć na nocleg w jednej z agroturystyk. Mamy do pokonania 5,5 kilometra, chociaż połowa drogi wiedzie teraz pod górę. Trasa wiedzie przez  odwiedzone już przez nas Leszczyny, a później już znaną drogą - prosto do Bielanki.

Cerkiew p.w. Św. Łukasza Ewangelisty w Kunkowej
Tak oto dotarliśmy do celu. Mamy nadzieję, że trasa się Wam podobała. Sami w większości pokonaliśmy ją pieszo, i do dziś pamiętamy cudne widoki, jakie nam towarzyszyły. Na prawdę warto, chociaż osobiście polecamy rowery. Samochód zaś się nie przyda, na odcinku Leszczyny - Nowica nie ma dobrej drogi czy wygodnego mostu, a z brodami poradzą sobie co najwyżej solidne terenówki. Ale grzechem jest naruszać spokój tej uroczej, cichej okolicy wyciem silnika. Odradzamy.

Jak Wam się podoba nasza propozycja? Może skorzystacie?

Na dzisiaj to tyle, życzymy udanych wypraw.

Do zobaczenia na szlaku!




Źródła inf.:
Luboński P., 2012, Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty.

Muzyk Z., 2001, Cerkwie Ziemi Gorlickiej.
Gajur J., 2006, Łemkowskie Magury.
własne obserwacje


niedziela, 1 maja 2016

Okiem wędrowca - Oderne

Witajcie,

zabieramy Was dzisiaj do malowniczo położonej (chociaż trochę na uboczu) uroczej osady w Beskidzie Niskim. Kto już tutaj był na pewno się z nami zgodzi, kto zaś jeszcze tutaj nie dotarł - powinien koniecznie to zrobić.

Ta mała osada urzekła nas spokojem, pięknym krajobrazem i pięknym, małym kościołem, tak wspaniale wkomponowanym w otoczenie. Zapraszamy Was na spacer po Odernym.

kapliczka w Odernem 

Oderne, obecnie przysiółem Uścia Gorlickiego, leży nad Oderniańskim Potokiem. Od północy graniczy z Nowicą na szczycie Wierchu, od południa zaś z Uściem Gorlickim. Ze wschodniej strony wieś zamyka Las Zastępny, a od zachodu - Las Kunkowski i Kunkowa.
Standardowo zaczniemy od historii:

Już sam początek wsi jest zawiły, bowiem nie do końca wiadomo tak na prawdę, kiedy Oderne powstało. Wiadomo, że jest to właściwie ostatnia wieś założona w tej okolicy (później powstały tylko Przegonina, Smereczne i Wilsznia). Wiadomo, że Oderne powstało w połowie XVII wieku. Dowodem na to jest, wg. R. Reinfussa, umieszczenie nazwy wsi w jednej z fraszek autorstwa W. Potockiego. Nie jest to co prawda dowód "murowany", lepszego jednak nie mamy. Natomiast wiadomo, że wieś powstała przy hucie szkła, a hutnictwo szklane rozwijało się na południu Polski właśnie w XVII wieku. Oprócz Odernego, w tym rejonie powstało jeszcze kilka hutniczych osiedli, m. in. Szklarki koło Szymbarku czy Huta Wysowska.
Do obsługi zakładu sprowadzono Polaków, Niemców, Czechów i Węgrów. Przy hucie powstała niewielka osada. Mieszkańcy otrzymali oczywiście również do wykarczowania grunty ziemi, jednak - co ciekawe, nie zaplanowano układu wsi. Nadziały rozmieszczono chaotycznie, co do dzisiaj jest widoczne w krajobrazie osady - nie ma tutaj domów skupionych przy głównej drodze, lez są one rozrzucone na terenie całej wioski.
Niektóre źródła podają, że hutę w Odernym otworzono w latach 60 XIX wieku, i że funkcjonowała ona około 20 lat. Nie wykluczamy tej możliwości, na pewno jednak nie należy wiązać jej z powstaniem samej osady - a niewykluczone jest, że była to druga huta w historii wsi.
Jednak wg niektórych za XIX - wieczna metryką wsi przemawia fakt, że pierwsze źródła o Odernym wspominają właśnie w połowie XIX wieku (!), i mówią o powstaniu osady robotników przy rozwijającej się hucie szkła. Czy możliwe jest więc, że nastąpiła kontynuacja osadnictwa, wznowienie po okresie zastoju? Dla nas prawdopodobna jest XVII - wieczna metryka wsi. A brak wzmianek w dokumentach wiązać być może należy z XVII i XVIII wiecznymi zawieruchami, które mogły wymazać wieś z mapy. Mamy tu na myśli np. niszczycielski przemarsz wojsk Rakoczego w 1657 roku.


Jeśli sama wieś zanikła, to jednak nazwa pozostała w pamięci ludzi. A z ludzkiej pamięci przenieśli ją na mapy austriaccy kartografowie. Na I mapie militarnej (1763 - 1787) pojawia się nazwa Odirneg Lisz mniej więcej tam, gdzie znajduje się obecnie osada. Zaznaczona jest również droga wiodąca z Uścia Ruskiego do Nowicy, właśnie obok Odernego. Na mapie z lat 1807-1869 nazwa Oderne figuruje już dokładnie w miejscu, gdzie dziś znajduje się ten przysiółek, jednak jeszcze nieobecna jest zabudowa. Na mapie z lat 1869-1887 pojawia się zamiast nazwy Oderne nazwa Glas Hutte, co świadczy o obecności tutaj w XIX wieku huty szkła. Brak materiałów kartograficznych z XVII wieku nie pozwala stwierdzić, czy osada w XVII wieku istniała, Znane mapy I Rzeczpospolitej zawierają tylko miasta, nikt natomiast nie skupiał się na dokładnej kartografii terenu. Trudno więc tą kwestię dzisiaj wyjaśnić.

Natomiast warto przyznać, że z początkowo wielonarodowej osady, wioska przy końcu  XIX wielu przekształciła się w typowo Polską osadę, jednak o nazwiskach sugerujących pochodzenie południowe lub zachodnie mieszkańców. Także nazwiska z ksiąg parafialnych mówią same za siebie (np. Rankel, Estoli, Haslinker). Huta szkła (ta z XIX w. nie wnikając juz czy pierwsza czy nie) upadła  w latach 80 XIX wieku. Zaczęły się wtedy złe czasy dla mieszkańców. Wcześniej bowiem praca w hucie stanowiła źródło zarobku, pozwalała rozwijać osadę i żyć godnie mieszkańcom. Po upadku zakładu ludzie musieli szukać innego źródła dochodu. Niewiele dawała im uprawa nieurodzajnej, górskiej roli. Dorabiali więc ciężką pracą w okolicznych lasach, najmując się do zrywki drzew, a także pracowali na folwarku.
Nie wiadomo, do kogo należała osada w XVII - XIX wieku. Natomiast w połowie tego stulecia właścicielem wsi był Franciszek Trzecieski. On to założył hutę i sprowadził do niej pracowników. Sam też nadał ludziom około 200 ha lasów do wykarczowania pod domostwa i grunty. Materiał na budulec nowi osiedleńcy otrzymali za darmo. A ponieważ każdy chciał usadowić dom jak najwygodniej - to zabudowa została rozmieszczona bardzo chaotycznie, o czym wspomnieliśmy wyżej.
kościół w Odernem


Hutę umiejscowiono na samym początku wsi, przy drodze, którą obecnie (wyasfaltowaną) docieramy do Odernego i dalej, do Nowicy. Ponoć do dziś można jeszcze w ziemi znaleźć fragmenty szkła. Huta specjalizowała się w produkcji szyb i szkła użytku codziennego - np. butelek. Kiedy huta zaczęła funkcjonować właściciel przekazał Oderne swojej córce, Magdalenie Miłkowskiej. Dobrze prosperujący zakład przynosił zapewne spore zyski. Ale właścicielka polubiła to miejsce nie tylko ze względu na pieniądze. Przyciągało ją też piękno okolicy. Właścicielka postanowiła również założyć we wsi folwark. Dzięki rozwojowi huty zwiększała się również liczba mieszkańców we wsi, przybywało gospodarstw.
Po jakimś czasie hrabina Miłkowska zapisała wieś swoim dwóm córkom - Zofii Stawiarskiej i Annie Laskowskiej.
Lata 80 XIX wieku przyniosły kres działalności huty. Przetrzebiono okoliczne lasy, a sprowadzanie surowca było nieopłacalne. Mieszkańcy musieli więc sobie radzić inaczej. Sprzedawali zwierzęta i produkty rolne na targach w okolicznych miastach, pracowali w okolicznych lasach, zajmowali się mało opłacalnym rolnictwem. Jedna wieś ubożała.
Mimo to, osada stała się prawdziwie patriotycznym zakątkiem. Mieszkajacy tu bowiem Polacy, chociaż w dużej mierze potomkowie przybyłych zza granicy osadników, byli bardzo przywiązani do ziemi i czyli się prawdziwymi Polakami. Fakt ten ciekawi tym bardziej, że Oderne stanowiło prawdziwą wyspę "Polską" pośród okolicznych wsi łemkowskich (podobnie było np. z Jaśliskami). Wielu Odernian zasłużyło się Polsce - walczyli w Legionach Polskich, brali udział w wojnie polsko - bolszewickiej i w innych zmaganiach.

grób Magdaleny Myszkowskiej
Przed wojną już, w 1912 roku wzniesiono we wsi szkołę. Po wojnie opiekowali się szkołą Strażnicy Graniczni, m. in. przekazali oni na potrzeby szkoły odbiornik radiowy.
Obydwie wojny ominęły szczęśliwie wioskę, uniknęła większych zniszczeń.
Podczas Wielkiej Wojny miano tutaj powiesić pewną liczbę rosyjskich jeńców wojennych za spalenie jednego z domów we wsi. Kilku mieszkańców trafiło na front, bądź to w szeregach c.k. armii, bądź też w Legionach Polskich. Wsi jednak pożoga wojenna nie ogarnęła, chociaż przecież w okolicy toczono ciężkie walki m. in. o pasmo Magury Małastowskiej.
Po wojnie jeden z weteranów, za uzbierane pieniądze wynajął sklep od właściciela - Żyda. Żołnierz ten nazywał się Józef Cichoń, i wojnę zapamiętał na całe życie - miał niedowład ręki, postrzelono go bowiem w dłoń.
We wsi działała karczma prowadzona przez Żyda Trofila Krynickiego. W Odernym jest nawet przysiółek, gdzie wedle ludowych podań stała karczma - nazywany jest Teofilówką. Jednak tak na prawdę karczmy w tym akurat miejscu nigdy nie było :)
II Wojna Światowa wiązała się z wywózką młodzieży na roboty przymusowe do Niemiec. Część młodych ukrywała się w lasach, by uniknąć wyjazdu.
W Uściu Ruskim (ob. Gorlickim) stacjonowały oddziały policji ukraińskiej. Żyły one w konflikcie z Polakami z Odernego. Polacy np. nie mogli robić zakupów w Uściu, i musieli na zakupy wędrować aż do Gorlic. Jednak przed cięższymi represjami chronił Odernian jedyny mieszkający tam Łemko - Aleksander Gabor, który o ochronę dla wsi prosił okoliczne wojsko.
Przed wojną Polsko - Łemkowskie stosunki były poprawne, a nawet można rzec - serdeczne. Zdarzały się nawet mieszane małżeństwa, a Polacy zawsze mogli liczyć na chrzest lub pogrzeb odprawiony przez greckokatolickiego księdza z Uścia.
Po wojnie wysiedlono ze wsi dwie rodziny. Rodzinę Aleksandra Gabora oraz rodzinę Grzegorza Szkraby, uznanego za "wroga władzy ludowej". A. Gaborowi udało się powrócić po kilku latach i zamieszkał z pewną oderniańską rodziną, która jego dom odkupiła.
Po wsi krąży legenda o "radzieckim szpiegu" który to miał ponoć jakiś czas mieszkać u A. Gabora i przez dzień pracować (najął się do pracy) a wieczorem miał wysyłać świetlne sygnały z meldunkami. Komu? Po co? - tego nikt nie wie...

Szybko w okolicy pojawiły się bandy UPA, stworzone m. in. z dawnych policjantów ukraińskich.  Banderowcy nawet planowali spalić Polską osadę, ale na szczęście w porę informacje dotarły do Odernian, a Ci sprowadzili na pomoc oddziały wojska z Uścia. Urządzono zasadzkę i w walce zabito dwóch banderowców. Znaleziono przy nich m. in. plan wsi z zaznaczonymi budynkami, które zamierzano podpalić. Miało to miejsce 4 maja 1945 roku.

Po wojnie wieś się właściwie nie rozwijała. Otworzono świetlicę w budynku przeniesionym z Nowicy, przez pewien czas prowadzono w niej sklep. Prąd doprowadzono tutaj dopiero w latach 70, a asfalt wylano w 1997 roku. Obecnie jest tutaj około 30 gospodarstw.



Nie wspomnieliśmy jeszcze o Oderniańskim kościele. Jest to drewniana świątynia wzniesiona w 1898 roku przez hrabinę M. Miłkowską w podziękowaniu za spłacenie wszelkich należności majątkowych wobec siostry i siostrzenicy (były to świadczenia wypłacane do czasu osiągnięcia przez wspomniane kobiety pełnoletności). Pierwotnie kaplica była mniejsza, ale wielokrotne przebudowy nadały jej obecną formę, bardzo pasującą do klimatu wioski.
Chociaż Oderne należało do parafii w Ropie, ksiądz rzadko tu zaglądał ze względu na nabożeństwa. Mieszkańcy często chodzili na unickie nabożeństwa do Kunkowej - były zresztą dla nich bardziej zrozumiałe. Prowadzono je bowiem po rusińsku, w języku im znanym, tymczasem zaś msze odprawiane przez księdza z Ropy prowadzone były po łacińsku. "Swojego" księdza Oderne zyskało dopiero przed II Wojną.
Pierwotnie była to prosta, modrzewiowa kaplica, jednak podczas II Wojny Światowej mieszkańcy dobudowali zakrystię i powiększono kruchtę. Co ciekawe kaplica posiadała dzwon. Dzwon chcieli zabrać Niemy w czasie okupacji. Mieszkańcy ukryli go więc w studni, a żołnierzom wydali sygnaturkę ze szkoły. Obecny wygląd kościół nabrał w 2002 roku. Przebudowa podzieliła mieszkańców maleńkiej wsi na zwolenników i przeciwników tych prac. O ile z zewnątrz kościół prezentuje się ładnie, o tyle wnętrze ponoć straciło zabytkowy charakter...

krzyż przy drodze na Wierch
Tuż nad kościołem znajduje się mały cmentarz wiejski. Najstarsze groby pochodzą dopiero z lat 20 XX wieku. Ciekawe historie można by poznać, gdyby groby mogły mówić. Ot, np. spoczywa tutaj żołnierz KOP, który to w pobliżu Hańczowej popełnił samobójstwo tuż przed wybuchem wojny. Albo np. jest grób rodzeństwa zabitego przez piorun. Spoczywa tutaj też Magdalena Myszkowska. Nad jej mogiła stoi kamienny krzyż - ponoć chodziła całe życie boso... Na cmentarzu spoczął też hrabia Juliusz Maria Dzieduszycki. Zmarł on w styczniu 1944 roku na zawał serca. To była barwna postać. W latach 1928-1932  był Kierownikiem Poselstwa Polskiego w Egipcie. Rodzina Dzieduszyckich miała również majątek w Uściu Gorlickim (tartak) i właśnie tutaj hrabia w 1944 roku przebywał. Dziś na jego grobie stoi skromny, żelazny krzyż z tabliczką. Przeoczyliśmy go, nie mając wcześniej przed wyjazdem informacji na ten temat...

Wędrując krętymi drogami Odernego, spotkacie skromną kaplicę domkową wykonaną z drewna, a wewnątrz zaś znajdują się figury Świętej Rodziny, dar ks. Schabowskiego, jednego z proboszczy w czasie okupacji. Kaplicę wzniesiono po wojnie.
Są we wsi też dwa krzyże drewniane. Jeden z nich jest starszy, znajduje się przy drodze na Wierch - piękny szczyt z którego roztaczają się wspaniałe widoki na okolicę, widać stąd m. in. cerkiew w Przysłupiu. Drugi, już współczesny krzyż jest na szczycie wspomnianego wzniesienia.
Niedaleko przekaźnika telekomunikacyjnego znajduje się ponoć kolejny krzyż, ale trudny do odnalezienia. Tutaj ponoć miało miejsce objawienie Matki Boskiej jednej z mieszkanek Odernego...

współczesny krzyż na szczycie Wierchu
Do Odernego można dotrzeć pieszo wygodnym szlakiem żółtym z Uścia Gorlickiego do Przysłupia. Oprócz tego oczywiście wiodą tędy malownicze szlaki rowerowe, dzięki którym cykliści czują się tutaj jak ryba w wodzie.
Jest nadzieja, że miejscowości nie zniszczy też współczesna zabudowa, bowiem część obszaru wsi zamkniętych jest dla zabudowy jako obszar widokowy. Oby tak pozostało, bowiem jest to cichy zakątek, w którym na pewno odnajdzie się wędrowiec szukający sensu pośród wzgórz i kontemplujący ciszę.

Byliśmy tutaj dotychczas tylko raz, w kwietniu 2016 roku. Zabrał nas tutaj nasz dobry kolega, od kilku lat mieszkający w Uściu Gorlickim. Wiele nam o Odernym opowiedział, i za to mu dziękujemy

w oddali cerkiew w Przysłupiu


Z naszej strony na dzisiaj tyle. Mamy nadzieję, że Oderne przypadło Wam do gustu. Zapraszamy w to magiczne miejsce, gdzie znajdziecie spokój. Jeśli oczywiście nie zabierzecie ze sobą "przekleństwa" cywilizacji ;)

Pozdrawiamy



Źródła inf.:
Czajkowski J., 1999, Studia nad Łemkowszczyzną.
Luboński P., 2012, Beskid Niski, przewodnik dla prawdziwego turysty.
Grzesik W., Traczyk T., Wadas B., 2012, Beskid Niski od Komańczy do Wysowej
Dziękujemy Panu Adamowi Baniak za cenne wskazówki i informacje.