Zanim wejdziesz, przeczytaj :)

1) Materiały wykorzystane przez nas ( zdjęcia, rysunki, opisy ) służą tylko celom dydaktyczno - informacyjnym, nie czerpiemy z działalności żadnych korzyści. Wykorzystujemy materiały zarówno własne, jak również pozyskane w internecie, lecz tylko by ukazać czytelnikom piękno naszego świata :). Materiał internetowy pozyskujemy legalnie (nie jest on zastrzeżony prawami autorskimi, pochodzi ze źródeł masowych i edukacyjnych) - nie kradniemy niczyjej pracy. Jeśli jednak znajdziesz u nas swoje materiały bez wyraźnej zgody (mogło zdarzyć się niedopatrzenie z naszej strony) i poczujesz się urażony - prosimy, poinformuj nas, a natychmiast znikną one z naszych łamów :)
2) Blog nie ma charakteru naukowego. Jest to strona popularyzatorska. W miarę naszych możliwości (i ponieważ historia to nasze hobby) staramy się jak najwięcej umieszczać informacji historycznych oraz korzystać z literatury tematycznej, niemniej nie gwarantujemy "nieomylności" :)
3) Ilustracje opatrzone znakiem wodnym są naszą prywatną własnością. Jeśli znalazłeś tutaj przydatną ilustrację - napisz do nas. Podobnie rzecz ma się z zamieszczanymi tekstami.

Komentarze

Przywracamy możliwość komentowania wpisów na blogu. Oczywiście przypominamy, że komentarze anonimowe nie będą mogły liczyć na odpowiedź :)

niedziela, 29 listopada 2015

Co wśród kamieni piszczy - ścieżka Lipowiec - Kamień (Bieszczad)

Witajcie,
dziś chcemy zaprosić Was do przemaszerowania z nami po pewnej ścieżynce, która nas (no przynajmniej mnie) bardzo zauroczyła. Przypuszczam, że większość z Nas, o ile nie każdy jak zobaczy ogromną skałę to ma się poczucie bycia takim małym i kruchym człowieczkiem...
Ale do rzeczy!

szukajcie tej strzałki!


Szlak ten wybraliśmy przy okazji zwiedzania cmentarzy pierwszo-wojennych znajdujących się w okolicy Góry Kamień zwanej też  Bieszczad (859 m n. n.p.m.). Nieco więcej o niej napiszemy już w niedługim czasie. W zwyczaju mamy tak, że planujemy swoje trasy tak, by w miarę możliwości nie wracać tą samą drogą - gdyż to jest po prostu nudne:) Mieliśmy możliwość wracać niebieskim szlakiem, jednak po pierwsze musielibyśmy przemierzać znów sporą część trasy doliną Lipowca - wyszlibyśmy wtedy w sporej odległości od naszego środka transportu. Po drugie nie było tam nic ciekawego do zobaczenia, prócz przejścia, przez rezerwat - jednak zakładaliśmy, że nie będziemy mieć czasu zwiedzać go. Zdecydowaliśmy się na szlak żółty - który okazał się ścieżką przyrodniczą.  Co najciekawsze jednak doszły nas słuchy, że ostatnimi laty skasowano tą trasę, a oznakowanie jest mocno zniszczone.. Na naszej mapie z 2014 roku ścieżynka ta jest pięknie zaznaczona, jednak coś się mogło zmienić. Ale nie przejmując się zbytnio powrotem ruszyliśmy w drogę. W pierwszą stronę szliśmy doliną Lipowca i Czeremchy do Przełęczy Beskid nad Czeremchą. Po przejściu szlaku granicznego dotarliśmy do niebieskiego i nim doszliśmy do celów naszej wyprawy. W drodze powrotnej rozmawialiśmy o tym czy na pewno warto "pchać się" na niepewne szlaki szczególnie nie wiadomo czy jakkolwiek oznaczone...

stoki Bieszczadu pokrywa piękna buczyna

kamieniołom Okrągła Wyspa


Postanowiliśmy jednak spróbować. Na rozdrożu mieliśmy szlakowskazy które miały pomóc nam znaleźć tą właściwą drogę. W jedną stronę mogliśmy się udać za żółtymi znakami do szlaku niebieskiego, w drugą na Kamień. Nie chcąc iść szlakiem niebieskim poszliśmy w drugą stronę - nie widzieliśmy jednak żadnych znaków - co nas trochę zmartwiło. Szliśmy po ścieżce w całkiem dobrym stanie, a ta gdzieś musiała prowadzić. I już mieliśmy zawracać gdy  nagle naszym oczom ukazała się nam słynna "kopa" kamieni:) Wiedzieliśmy już że jesteśmy na szczycie. Ale też już wiedzieliśmy, że musimy wrócić do szlakowskazów by trafić na ścieżkę. . Ku naszej radości spotkaliśmy parę bardzo miłych grzybiarzy. Zapytaliśmy się ich czy ta ścieżka jest czynna - powiedzieli, że tak i że przyszli nią tędy rano. Wskazali oni nam też jak powinniśmy do niej dojść. Dziękujemy :)!
Pomni wskazówek po krótkiej chwili dotarliśmy do naszej ścieżki. Co najlepsze widzieliśmy wcześniej szlakowskaz tej ścieżki, ale zmyliły nas inne i nieco pobłądziliśmy, ale koniec końców - podążaliśmy tam gdzie chcieliśmy i tą drogą która była najciekawsza. Ale dlaczego tak uparliśmy się na tą ścieżkę? Bo prowadzi ona przez kilka nieczynnych już kamieniołomów. Zakładaliśmy więc, że będziemy mieli okazję podziwiać ogromne ściany z kamienia, czy też samotne skały. I wiecie co - nie zawiedliśmy się ani trochę!




- tak wygląda oznakowanie trasy: biało - żółte trójkąty stykające się podstawami. Jeżeli wybierzecie taką opcję jak my i będziecie schodzić tą ścieżką w dół to będzie to niezwykle miła trasa. Prowadzi ona niemal cały czas w dół, miejscami prosto o ile są jakieś wzniesienia terenu to nie były one przez nas odczuwalne. Tu nadmienimy, że ścieżka ma około 4,5 - 5 km długości. W drugą stronę tj. pod górę trasa ta może sprawić nieco problemu. Warto też zaznaczyć, że w paru miejscach trzeba mieć "oczy dookoła głowy" by nie spaść w przepaść. Najlepiej też na taką wycieczkę wybrać się w porze suchej, kiedy poszycie nie jest wilgotne. Wrażenia są na prawdę nie zapomniane. Idzie człowiek wąską ścieżką, a tu z jednej strony przepaść, kamienie, głazy.. Nieco to przerażało  - w sensie żeby tam nie spaść, ale z drugiej zachwycało. Niektóre z skał wyglądały jakby ktoś je zostawił i miał zaraz do nich wrócić i dokończyć robotę. Idąc w pewnym momencie doliną jednego z wyrobisk zaczęliśmy się zastanawiać czy ta ścieżka którą wtedy szliśmy służyła ludziom tam pracującym do zwózki kamienia do wsi? Zapewne tak. Niestety nie dotarliśmy do żadnych materiałów, które potwierdzałyby lub zaprzeczyły nasze teorie. Nasza ścieżka przecina w pewnym momencie tzw. Spirytusową drogę -  trasę służącą dawnym mieszkańcom okolicznych wsi do nielegalnego przekraczania granicy (posterunek SG był w Czeremsze). Pewnie więc i "naszą" ścieżką przenoszono towary z jednej na drugą stronę granicy, niekoniecznie starając się o odpowiednie ku temu zezwolenie.. O czym jeszcze warto wspomnieć?

Kamieniołom Nad Sinym Wyrem

trasa jest dobrze oznakowana niemal na całej długości

Orlice - trasa ma się ku końcowi
Na pewno o tym , że początkowo ścieżka (idąc od Kamienia) przebiega w granicach rezerwatu i tam właśnie znajduje się pierwsze wyrobisko - kamieniołom,  zwane Okrągłą Wyspą, drugi zaś przez który przechodziliśmy nosi nazwę Nad Sinym Wyrem. Na naszej mapie znajdują się tylko dwa kamieniołomy, jednak my odnieśliśmy wrażenie, że było ich tam więcej i niejako jedne przechodziły w drugie. Może jednak są one rozległe i nie mają między sobą wyraźnej granicy, a to co wydawało nam się odrębnymi kamieniołomami było tylko ich częścią...
Po przejściu przez kamieniołomy, które były porośnięte drzewami - co nie odbierało im wcale uroku. przeszliśmy przez las już bez widoku większych kamieni. Końcowy odcinek obfitował w Orlicę pospolitą - paproć związaną z działalnością ludzką. Gdy już wyszliśmy z lasu - zaczęliśmy cieszyć się z jesiennego słońca które mimo późnego popołudnia mocno świeciło. Co warto powiedzieć - po wyjściu z lasu kierujecie się "na czuja" prosto w dół, przy granicy z lasem. Zgubić się nie ma gdzie, ale znaczków też nie ma - prócz jednego:) Gdy wyjdziecie z lasu, to przy dobrej pogodzie możecie cieszyć się pięknym widokiem na przeciwległe wzgórza, m. in. na Średni Wierch czy Klepke (Kiczere)

wychodzimy z lasu, w dole jest Lipowiec...

widok na Średni Wierch (616 m n. p. m.) 

przed nami cmentarz wiejski w Lipowcu
Po chwili jednak naszą radość zakłócił dziwny hałas - strzały i to nie jeden, dwa ale wypuszczane całymi seriami. Dopiero po chwili do nas dotarło, że w pobliskich PGR-ach odbywa się wojna paint-balowa. Niestety bitwa ta trwała niemalże przez cały czas naszego przejścia przez łąkę. Gdy doszliśmy do wsi spotkaliśmy "wojaków" wracających z pola bitwy i wydawali się być zdziwieni naszą obecnością. Jak się później okazało, któryś z owych mężczyzn miał zakończyć swój stan kawalerski i prawdopodobnie kumple zorganizowali taki wyjazd w ramach wieczoru kawalerskiego. Nie mam  nic przeciwko paintbalowi - jest to całkiem fajna forma rozrywki. Miałam okazję w niej brać udział, choć z braku wrodzonego sprytu wole park linowy:). Wracając jednak do paintbala - to chcąc nie chcąc zakłócił pozytywne wrażenia z naszej wyprawy. Wiadomo, że każdy chce zarobić, ma jakiś pomysł i chce go wykorzystać tylko może tak by nie było, że tak to ujmę konfliktu interesów. My oczekiwaliśmy ciszy i spokoju, tamci turyści szukali wrażeń. Nie da się pogodzić tych dwóch rzeczy. Mimo, że to piękne miejsce i warte zobaczenie, nie wiem czy gdyby takie odgłosy towarzyszyły nam podczas pierwszej wędrówki, czy pokusilibyśmy się o następne.

dla "odważnych" polecamy marsz w drugą stronę :)

Czy warto pojechać? Oczywiście, że warto - bylebyście nie trafili na painbalowców...
Pozdrawiamy!

niedziela, 22 listopada 2015

Republika Komańczańska (Wisłocka)

Witajcie,

niektórzy z Was pewnie pamiętają nasz artykuł o Ruskiej Ludowej Republice Łemków. Tak tak, Łemkowie dążyli do swojej państwowości tak samo jak wiele innych narodów po obaleniu wielkich monarchii w 1918 roku. Nie było to jedyne wówczas stworzone państwo łemkowskie. Innym tworem państwowym była tzw. Republika Komańczańska. Dzisiaj właśnie przedstawimy wam pokrótce dzieje tego państewka.

Mamy listopad 1918 roku. Upadają Austro - Węgry, odtwarzają się zniewolone wieki wcześniej państwa. Powstają też nowe. Każdy naród (według prawa o samostanowieniu) próbuje stworzyć zręby własnej państwowości. Podejmują się tego również Łemkowie...

Wszystko zaczęło się na.. Ukrainie. 1 listopada 1918 roku powołano do życia Zachodnioukraińską Republikę Ludową (ZURL). Łemkowie i Ukraińcy (oraz Bojkowie) zamieszkujący wschodnie tereny Łemkowyny (wschodnia część Beskidu Niskiego, Góry Sanocko - Turczańskie, Bieszczady) częściowo opowiedzieli się po stronie ZURL, i postanowili przyłączyć się do nowego państwa. Już 4 listopada w Wisłoku Wielkim uchwalono Ukraińską Radę Narodową. Inicjatorem był proboszcz Wisłoka Wielkiego - ks. Pantełejmon Szpyrka praz proboszcz Wisłoka Niżnego ks. Mychajło Tesla. Od tych miejscowości państwo to określa się niekiedy mianem Republiki Wisłockiej.

Położenie Republiki Komańczańskiej w ramach ZURL /źródło: pl.wikipedia.org, autor Spiridion Ion Cepleanu/

Ale do rzeczy. 4 listopada odczytano publicznie na wiecu odezwę Ukraińskiej Rady Ludowej we Lwowie proklamującą powstanie ZURL. Na drugi dzień, 5 listopada zebrało się na powszechnym wiecu w Wisłoku Niżnym ponad 70 przedstawicieli ponad 30 wsi łemkowskich i bojkowskich chcących dołączyć do państwa Ukraińskiego. Rada, nazywana Radą Wisłocką uchwaliła powstanie republiki. Takie zebrania odbyły się nie tylko w Wisłoku Wielkim, ale także w Baligrodzie, Lutowiskach i Ustrzykach Dolnych.
 Do republiki dołączyły: Czystohorb, Płonna, Karlików, Darów, Jawornik, Komańcza, Kulaszne, Rzepedź, Łupków, Osławica, Radoszyce, Moszczaniec, Surowica, Wisłok Wielki, Puławy, Szczawne (z Beskidu Niskiego), Baligród, Cisna, Przybyszów, Kalnica, Turzańsk, Duszatyn, Prełuki, Mokre, Sukowate, Wysoczany, Balnica, Wola Michowa, Smolnik, Mików, Morochów i Maniów.
Prezydentem został ks. Mychajło Kril.
W porównaniu do RLRŁ, Republika Wisłocka przetrwała krócej, i w zdecydowanie bardziej burzliwej sytuacji politycznej. Jej postanie godziło bowiem żywo w interesy odradzającego się państwa Polskiego, zaciekle walczącego z ZURL.

Pociąg Pancerny Gromobój, zbud. w Sanoku, walczył m. in. o linię kolejową Zagórz - Łupków. /źródło:derela_republika.pl/gromoboj_1.jpg/

Republika Komańczańska miała być tak na prawdę częścią ZURL, stanowić jej powiat. Naczelnikiem powiatu został ks. Szpyrka. Dość szybko siedzibę Ukraińskiej Rady przeniesiono do Komańczy. Rozpoczęto działania mające na celu zorganizowanie administracji. Powołano policję, na czele której stanął Andrzej Kyr (były żołnierz armii C.K.). Planowano wprowadzenie podatków - opodatkować miano np. Żydów. Zamierzano również sformować oddziały wojskowe. Pojawiły się wtedy pierwsze poważne problemy - brakowało uzbrojenia, i z konieczności większość "żołnierzy" uzbrojono w kosy, widły i inne dostępne narzędzia rolnicze. Nie było też żadnej kadry oficerskiej.
Państwo miało jednak ambitne plany - zamierzano zająć Sanok i Przemyśl.  W Komańczy zbudowano też pociąg pancerny (obmurowany cegłą), ale w przyszłych walkach go nie wykorzystano. Ks. Szpyrka zabiegał o pomoc ze strony ZURL oraz próbował werbować ukraińskich oficerów przebywających wtenczas w Budapeszcie. Jego starania spełzły na niczym - transport broni ze Stryja przejęły oddziały w Lutowiskach, a z Budapesztu przybyło tylko 12 podoficerów.

linia kolejowa wiodąca przez teren Rep. Wisłockiej miała duże znaczenie dla odradzającej się Polski

Walki polsko - ukraińskie

Pierwsze starcia miały miejsce już pod koniec listopada 1918 roku. Oddziały milicji polskiej z Zagórza toczyły drobne walki z milicją ukraińską. Kolejarze z Zagórza zbudowali też własny pociąg pancerny (pp Gromobój), i prowadzili z jego pomocą wypady do Komańczy i Łupkowa. Pociąg ten powstał w Fabryce Wagonów w Sanoku (dzisiejszy Autosan). Republika Komańczańska zmobilizowała maksymalnie 1000 ludzi do walki, kiepsko uzbrojonych i niewyszkolonych. Głównym punktem oporu stało się Szczawne. Łemkowie rozebrali nawet fragment dorów w rejonie Wysoczan w celu uniemożliwienia ataku polskiego pociągu pancernego. Utarczki prowadzono do stycznia 1919 roku. 24 stycznia z Sanoka przyjechały do Komańczy oddziały Wojska Polskiego - 3 batalion Strzelców Sanockich (ok. 300 ludzi). Rozpoczęła się "ofensywa". Oddziały "komanieckie" szybko szły w rozsypkę - nie miały się właściwie czym bronić, bo poza nielicznymi karabinami ręcznymi żołnierze posiadali tylko narzędzia rolnicze i noże. Wisłok Wielki zajęto bez walki. Aresztowano też ks. Szpyrkę. Ok 500 ukraińskich milicjantów zebrało się na wzgórzu Sokolniki, ale po przybyciu wspomnianych już oddziałów z Sanoka oddział poszedł w rozsypkę bez walki. Żołnierze polscy zaczęli podpalać zabudowania. na ten widok żołnierze republiki rzucili się do ratowania dobytku. Wyjątkiem był oddział milicji z Prełuków, wyróżniający się bitnością i chęcią do walki. Po krótkiej walce wycofał się do swojej wsi. 25 stycznia zajęto bez walki Łupków i stacje kolejową. Do Prełuków wojsko wkroczyło 27 stycznia, i po serii aresztowań i niewielkich walk złamało opór.
Republika Komaniecka przestała istnieć. Obydwie strony straciły w walkach po kilkunastu rannych. Poległo lub zmarło w wyniku odniesionych rak kila osób.

cerkiew w Wisłoku WIelkim

Jednak w okolicy nie wygasły całkowicie walki. 3 lutego z Cisnej do Maniowa przybył niewielki oddział ukraiński celem werbunku ochotników do ZURL. Takich jednak znalazł niewielu, a może nawet wcale. Na dodatek w Woli Michowej oddział ten został odparty zbrojnie przez mieszkańców. Później zaatakował bez powodzenia stację w Łupkowie. Dzień później w większej sile przybył ponownie do Woli Michowej, i aresztował proboszcza greckokatolickiego (kierował obroną wsi) i stanął na nocleg w Maniowie. Tutaj miejscowi chłopi oddział rozbroili i oddali w polskie ręce na posterunku w Łupkowie.

Państwo to upadło z kilku powodów. Najważniejszym były chęci przyłączenia do ZURL, wtenczas śmiertelnego wroga Polski. Drugim powodem było zagrożenie linii kolejowej Przemyśl - Medzilaborce - Wiedeń. Linia ta biegła przez teren Republiki Wisłockiej.



Źródła inf.:
Horbal B., 1997, Działalność polityczna Łemków na Łemkowszczyźnie: 1918 - 1921
Głuszko M., 2008, Bieszczady z historią i legendą w tle
Nowakowski K.Z., 1995, Sytuacja polityczna na Łemkowszczyźnie w latach 1918 - 1939 [w:] Łemkowie w historii i kulturze Karpat, Czajkowski J. (red.)

niedziela, 15 listopada 2015

Okiem wędrowca - Świątkowa Mała

Witajcie,

Zabieramy Was dzisiaj w podróż do pięknej, malowniczej miejscowości, położonej na terenie Magurskiego Parku Narodowego.
Przed nami Świątkowa Mała.

w słoneczne dni takie widoki są tutaj standardem

Jest o nieduża wioska położona nad Wisłoką. Graniczy z Świątkową Wielką od północy, z Kotanią od wschodu oraz z nieistniejącą wsią Rostajne od zachodu. Od południa zamykają wieś porośnięte lasem stoki wzgórza Cyrla (694 m n. p. m.).
Jak zwykle zaczniemy od historii:

krzyż przydrożny w Świątkowej Małej

Wieś powstała już w XV wieku. Jej losy są powiązane z sąsiednią miejscowością - Świątkową Wielką.  Pierwsze wzmianki o wsi pochodzą z 1510 roku - w dokumentach wówczas odnotowano ją jako Świątkówkę. Która miejscowość powstała jako pierwsza? Intuicja podpowiada, że Świątkowa Wielka. Nic bardziej mylnego - starsza jest Świątkowa Mała. W 1581 roku wieś liczyła 8 łanów - była mniejsza od Świątkowej Wielkiej, liczącej wtenczas około 19 łanów. Wtenczas w Świątkowej Małej było  dworzyszcz wołoskich i 1 sołtysie. Wtedy też odnotowano we wsi kniazia, co należy wiązać z przybyciem osadników wołoskich i przeniesieniu wsi na prawo wołoskie. Wieś została przez dzieje mocno doświadczona. W 1629 roku najazd tatarski sustoszył całą okolicę. Wtedy wieś należała do rodu Stadnickich. Potem wieś przeszła w ręce rodziny Kochanowskich i wreszcie - Siemieńskich. We wsi mieszkało pod koniec XIX wieku 250 osób - w większości greckokatolickich Russnaków. Pewnie dostrzegliście literówkę w słowie Rusnak? Nie, to nie pomyłka. W Świątkowych Łemkowie bardzo podkreślali odrębność narodu rusnackiego od polaków i ukraińców. Tutaj prądy ukraińskie nie znajdowały poklasku. Mieszkańcy uważali, że "Russnak", pisany przez twarde, podwójne s"s" jest prawdziwym Łemkiem - rusnakiem, nie podlegającym wynarodowieniu. "Rusnacy" zaś pisani przez jedno "s" mieli być podatni na polonizacje i ukrainizację.

Zbliżamy się do cerkwi..


Wieś nigdy nie była samodzielną parafią. Posiadała jedna własną cerkiew. Prawdopodobnie pierwsza świątynia istniała tutaj już w 2 połowie XVI wieku, jako ilia parafii prawosławnej w Grabiu. Po unii brzeskiej parafia ta zmieniła wyznanie na greckokatolickie. Następnie, po wybudowaniu w 2 połowie XVIII wieku (1762?) istniejącej do dziś cerkwi Świątkowa Mała stała się filią parafii w Rostajnym. W roku 1860 wieś i cerkiew podporządkowano parafii unickiej w Świątkowej Wielkiej. Świątynia nosi wezwanie Św. Michała Archanioła. Co do samej cerkwi: Jest to budynek typu zachodnio łemkowskiego, trójdzielny, z dzwonnicą nad babińcem. Cerkiew jest drewniana, o konstrukcji drewnianej. Prezbierium i nawę obito deskami, wieżę - dzwonnicę zaś gontem. Obiekt był w XIX wieku przebudowywany - dodano nad babińcem wieżę, a dach namiotowy zastąpiono dachem kalenicowym. Pokrycia dachowe wieńczą trzy kopuły z niby-lataniami, zwieńczone pięknymi, kutymi krzyżami.
Obiekt zamknięto w latach 30, po schiźmie tylawskiej. Po wysiedleniach cerkiew oddano w użytkowanie osadnikom obrządku łacińskiego. Obiekt był mocno zdewastowany. Przeniesiono doń ocalałe elementy wyposażenia ze zniszczonej świątyni w Rostajnem. Cerkiew jednak kilkakrotnie nawiedzali złodzieje - zrabwano m. in. carskie wrota (zostały wycięte!) i ikony z rzędu świąt (prazdniki) w ikonostasie. Świątynię kilkakrotnie remontowano. Ostatnie prace zakończono zaledwie kilka lat temu - ściany zewnętrzne pokryto wielobarwnymi pasami - ta oryginalnie wyglądała cerkiew. Świątynie łemkowskie pierwotnie były dość często malowane od zewnątrz, co zobaczyć można m. in. w Świątkowej Wielkiej. Patrząc na piękne malowidła świątyń w Rumunii, dochodzimy do wniosku że to chyba ma jakiś związek (Wołosi przybyli tutaj z terenów bałkańskich). Co ciekawe, niektórzy twierdzą, że obecna świątynia powstała poprzez rozbudowę XVII wiecznej kaplicy. Czy to prawda - trudno powiedzieć.

piękne malowanie izbicy


Ale wróćmy do historii. W latach 1830-1831 szalała na Łemkowynie epidemia cholery. Nie oszczędziła też i  omawianej miejscowości. Jakby mało tego, w 1847 roku okolicę nawiedza susza i w efekcie - fala głodu. Wtedy również zmarło wielu mieszkańców. Ale o nie koniec klęsk. Wiosna roku 1854 była deszczowa, nie można było pracować, zebrać siana itd. Dodatkowo pewnej nocy pojawiła się kometa. Tego było za wiele dla umęczonych mieszkańców obydwóch Świątkowych. Uznano to za znak nachodzącego końca świata. Łemkowie zaczęli masowo sprzedawać grunty, inwentarz i dobytek miejscowemu Żydowi - karczmarzowi. Pieniądze przepijali w tj samej zresztą karczmie. Gdy kończyły się pieniądze - pito pod zastaw.. Ale koniec świata nie nadchodził. Mieszkańcy więc musieli zacząć żyć normalnie, mocno drapiąc się po głowie jak związać koniec z końcem.

idą do Krempnej mija się kapliczkę ...

... z pięknym wnętrzem

W pierwszej wojnie światowej kilkunastu mieszkańców poszło na front. Czterech już nie wróciło, polegli w walkach. W okolicy toczono walki, efektem czego były spalone zabudowania. W roku 1918 Świątkowe dołączyły do Ruskiej Ludowej Republiki Łemków. Tymczasem wieś powoli się rozwijała - przed II Wojną liczyła ponad 280 mieszkańców. Był tutaj tartak parowy, działały dwie kuźnie - cygańska i łemkowska. W Świątkowej Małej był też szewc.



W roku 1927 większość mieszkańców przechodzi na prawosławie. Nie budują własnej cerkwi, uczęszczają do wzniesionej światyni w Światkowej Wielkiej. Cerkiew unicka natomiast zostaje zamknięta jako własność kościoła katolickiego. Powodem konwersji mieszkańców był spór z unickim parochem. Mieszkańchy chcieli uzyskać część gruntu kościelnego pod budowę szkoły. Nie uzyskali zgody, więc przestali poczuwać się do potrzeby zostania przy obrządku greckokatolickim. Przy obrządku greckokatolickim pozostało 11 osób.


W 1945 roku duża część mieszkańców wyjechała na Ukrainę, resztę (7 rodzin) wysiedlono w 1947 roku na ziemie zachodnie. Sprowadzono tutaj osadników z okolic Nowego Targu. Po 1956 roku część Łemków powróciła w rodzinne strony.

na wiejskim cmentarzu



Dziś w Świątkowej Małej mieszka nieco ponad 110 osób, głównie polskiego pochodzenia. Przez wieś prowadzi DW 992, prowadząca do przejścia granicznego ze Słowacją. Cerkiew stoi obecnie nieco na uboczu, przy wiejskiej, asfaltowej drodze około 500 metrów od drogi wojewódzkiej. Co warto tutaj jeszcze zobaczyć? Na pewno cmentarz wiejski, zlokalizowany obok cerkwi. Znajdziecie na im kilkanaście pięknych, kamiennych krzyży wykonanych przez okolicznych kamieniarzy. Zaciekawi Was też pewnie murowana, XIX - wieczna kapliczka przy drodze do Krempnej. A już na pewno zaciekawią Was piękne widoki na okoliczne wzgórza. Będąc koło cerkwi zerknijcie na nową kapliczkę postawioną w 2010 roku. Światkowa Mała to ciekawa alternatywa dla kolarzy - drogi sprzyjają bowiem fanom tej dyscypliny sportowej. Natomiast piechurom jest tu trochę trudniej - chyba że ktoś lubi dreptać po asfalcie.. Przez wieś prowadzi również Szlak Architektury Drewnianej, tak więc i zmotoryzowani turyści się tutaj odnajdą.

pamiątkowa kapliczka przy cerkwi


Pierwszy raz byliśmy tutaj jakieś 3 lata temu. Wtedy to dreptaliśmy z Bartnego do Krempnej. Bardzo spodobała się nam tutejsza świątynia, i okoliczne krajobrazy. Natomiast nie spodobał się nam marsz po asfalcie.. Od tego czasu wpadaliśmy utaj jeszcze kilka razy, np. by zobaczyć cerkiew.


Mamy nadzieję, że wpis się Wam spodobał. A przede wszystkim - że spodobała się Wam ta urocza wioska.

Pozdrawiamy!









Źródła informacji:
Gajur J., 2006, Łemkowskie Magury.
Michalak J., 1998, W dorzeczu Górnej Wisłoki. Krempna, Nowy Żmigród i okolice.
Luboński P. (red.), 2012, Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty.

niedziela, 8 listopada 2015

Ziele czarownic - Lulecznica kraińska

Witajcie!

Dziś przedstawimy Wam ciekawą roślinę spotykaną w Beskidzie Niskim. Mowa o Lulecznicy kraińskiej. Napomkniemy tylko, że dziś nasz blog obchodzi 3 urodziny :)

Jak zwykle zaczniemy od występowania:

Lulecznica kraińska (Scopolia carnolica) to roślina z rodziny psiankowatych. Występuje na terenie Europy Środkowej i Wschodniej, a także w rejonie Kaukazu - np. w Gruzji oraz na Zakaukaziu. Jest to jednak roślina wschodniokarpacka, a jej obecne siedliska są wtórnie. W Polsce występuje głównie na południu kraju - w Bieszczadach, w Beskidzie Niskim, i ogólnie w kierunku zachodnim w paśmie Beskidów aż po Pieniny. Na terenach nizinnych niemalże nie występuje. Wyjątkiem jest Kotlina Sandomierska, gdzie sporadycznie tą roślinę się spotyka.

Lulecznica kraińska na terenie Świerzowej Ruskiej

Lulecznica dochodzi do wysokości 1010 m n. p. m. Spotkać ją można w cienistych lasach i zaroślach. Lubi wilgotne środowisko, rośnie więc w olszynach i buczynie karpackiej, a także w jaworzynach. Preferuje "gromadne" występowanie - skupiska kilkunastu - kilkudziesięciu osobników. Występuje też na terenach nieistniejących wsi (o tym później).


Morfologia:

Roślina osiąga od 30 do max 60 cm wysokości. Ma nagą, wzniesioną łodygę, W górnej części łodyga ma rozgałęzienie. Lulecznica wyrasta z kłącza.
Chyba najbardziej rozpoznawalną częścią tej rośliny są liście. Można wyróżnić dwa ich rodzaje: są duże, ułożono skrętolegle. Osiągają nawet 18 cm długości. Mają jajowaty kształt i ciemnozieloną barwę. Drugi "typ" to liście mniejsze, przekształcone w łuski.
Kwiaty wyrastają pojedynczo. Pojawiają się w nasadach liści na długich, zwisających szypułkach. Mają postać ząbkowanych kielichów, dwu - lub trzy - krotnie większych od korony. Sama korona osiąga maksymalnie 25 mm średnicy. Na zewnątrz jest brunatna, lśniąca, a wewnątrz matowa o barwie oliwkowozielonej. W środku korony znajduje się słupek i 5 pręcików.  Trzeba uczciwie przyznać, że kwiaty nie robią specjalnego wrażenia. Dużo piękniejsze są bujne, duże liście. Taka kępa roślin zawsze zwraca uwagę podczas wędrówki. Roślina kwitnie w kwietniu i maju.
Owoce mają postać kulistej torebki z otwierającym się wieczkiem. Wewnątrz znajdują się żółtobrunatne nasionka, osiągające do 4 mm długości.

Lulecznica "rozmieniona na drobne" /źródło: pl.wikipedia.org/

Ochrona:

Jak już wspomnieliśmy, nie jest to często spotykana roślinka. W latach 1983 - 2014 była objęta ochroną ścisłą. Od 2014 roku natomiast jest objęta częściową ochroną gatunkową. Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody w 1994 roku zaliczyła Lulecznicę kraińską do kategorii LR - niskiego ryzyka. w 2013 roku trafiła z kolei do grona roślin z kategorii LC, czyli nie spełniających kryterium gatunków zagrożonych. Widać nie jest z nią aż tak źle. To dobrze :) Najliczniejsze stanowiska Lulecznicy k. w Polsce występują w Bieszczadach, głównie w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Ale i w Beskidzie Niskim można ją spotkać dość często, m. in. na terenie nieistniejącej wsi Świerzowa Ruska. Zagrożeniem dla Lulecznicy są regulacje górskich rzek i potoków, gdzie ma ona swoje siedziby.
Kwiat lulecznicy /źródło: pl.wikipedia.org, autor Karl Stüber/


WAŻNE!
Jest to roślina trująca, nie wolno zjadać jej owoców ani liści! Co ważne, trucizna może wniknać do organizmu nawet przez skórę!

Lulecznica kraińska a Łemkowie

Roślina ta jest mocno związana z Łemkami. Często bowiem można było spotkać Lulecznicę w łemkowskich ogródkach przydomowych. Dlaczego? Bo roślinę tą uważano za leczniczą (chodzi o korzeń) a także i ozdobną i ..magiczną. Przypisywano jej między innymi właściwości nasenne i przeciwbólowe. Nie bez znaczenia były również jej właściwości narkotyczne. Dzisiaj często można ją spotkać na terenach nieistniejących wsi, jest reliktem dawnego osadnictwa i wskaźnikiem antropomorficznym (działalności ludzkiej).


Ciekawostki.

Tutaj "odfajkujemy" kilka ciekawostek z nią związanych. Teraz dowiecie się, czemu przypisuje się ja w kategorię "ziele czarownic".

- Mimo że jest to roślina trująca, to jednak nasi przodkowie znaleźli i dla niej zastosowanie medyczne. Mowa o korzeniu. Odpowiednio przyrządzony, ma działanie przeciwwymiotne i przeciwpotne.
- Jeszcze o medycynie: korzeń zbiera się w okresie kwitnienia rośliny, i suszy w temperaturze 50 stopni C by "uzdatnić" go do celów leczniczych
- roślina ta ma właściwości halucynogenne, narkotyczne. Wiedzieli o tym dobrze nasi przodkowie :) Jest chyba podobna w działaniu do marihuany - uśmierza ból i wywołuje omamy. Ale wierzcie nam na słowo, tak jak my wierzymy innym autorom. Prawdziwe to ziele czarownic!
- roślina w pierwszej fazie wzrostu jest podobna do młodego pokrzyku wilczej jagody. Ponieważ obydwie rośliny są trujące, ich pomylenie nie jest szkodliwe - chyba że (!) ktoś postanowi ją zjeść..
- Łemkowie używali jej ponoć jako lekarstwo na kaca i... afrodyzjak :)
- to nie wszystko - jej liście suszono, i palono jak tytoń!
- kwiaty lulecznicy są bardzo lubiane przez trzmiele
- Lulecznica kraińska przywędrowała na tereny Beskidów najprawdopodobniej z osadnikami wołoskimi, Jak widać, zadomowiła się ;)
- jak już wspomniano, jest to wskaźnik działalności antropomorficznej. Spotkanie jej na terenie Beskidów sugeruje obecność w miejscu dawnej wsi łemkowskiej bądź bojkowskiej. Ponoć spotyka się ją też na Roztoczu, na wysiedlonych wsiach.
- nie wiemy czy to prawda, ale podobno Lulecznica kraińska była konkurentem dla rysia podczas poszukiwań charakterystycznego gatunku do loga BdPN
- co do jej właściwości trujących. po spożyciu objawy pojawiają się już po 15 minutach. Po spożyciu większej dawki występuje ryzyko śmierci - wskutek sparaliżowania układu oddechowego
- nazwę nadał roślinie K. Linneusz na cześć swojego przyjaciela i dobrego botanika G. A. Scopoliego, zasłużonego badacza Krainy (region w Słowenii)
- jeszcze słowo o magii - Lulecznica  już w średniowieczu pełniła rolę mandragory (też zresztą należącej do rodziny psiankowatych), i stosowana była przez czarownice

Mamy nadzieję, że tym krótkim artykułem udało się nam Was chociaż trochę zaciekawić tą nieciekawą z pozoru rośliną.
Pozdrawiamy serdecznie!




Źródła informacji:

okiemprzyrodnika.blog.pl
polskaprzyroda.pl
etnobotanicznie.pl
pl.wikipedia.org

niedziela, 1 listopada 2015

Cmentarze wojenne w Ropicy Górnej (Ruskiej)

Witajcie,
dzisiaj zabierzemy Was w nieco odmienną wędrówkę niż dotychczas. Nie będziemy oglądać cerkwi czy podziwiać pięknych widoków. Jako że mamy Wszystkich Świętych, postanowiliśmy zabrać Was na miejsca spoczynku żołnierzy w Ropicy Górnej.

O samej miejscowości wspominać nie będziemy, pisaliśmy bowiem o niej dawno temu tutaj. Jednak w opisie tym brakuje właściwie wzmianki o cmentarzach wojennych. Czas to naprawić.. Przynajmniej częściowo - bo przedstawimy Wam 3/4 znajdujących się w tej wsi cmentarzy wojennych.

W Ropicy Górnej (d. Ruskiej) znajdują się 4 cmentarze wojenne o numerach: 67, 68, 77 i 78. Obiekty te są pamiątką ciężkich walk toczonych w okolicy w latach 1914 - 1915. Mowa tu o walkach zimowych z przełomu 1914/1915, bitwie tzw. Wielkanocnej, oraz  o Operacji Gorlickiej z maja 1915, kiedy to wojska Państw Centralnych wymiotły Armię Rosyjską z terenów dawnego Królestwa Polskiego, a później zmusiły de facto do wystąpienia z wojny.
Do grudnia 1914 roku wieś kilkakrotnie przechodziła z rąk do rąk. Pod wpływem drugiej bitwy karpackiej (27.02 - 14.03 1915) Ropica Górna znalazła się ostatecznie w rękach Armii C. K. Ale to nie był koniec walk - Austriackie dowództwo planowało odzyskać twierdzę w Przemyślu, musiało więc przełamać pozycje rosyjskie na odcinku Gorlice - Sękowa. O Sękową toczyły się też ciężkie boje. Ropica Górna stanowiła jedną z pozycji wyjściowych do ataku. Żołnierze starannie szykowali sie do szturmy: przygotowano liny do forsowania stromych brzegów Sękówki, miny i ładunki wybuchowe do wysadzania zapór, drewniane kładki.. Jednak marcowa bitwa o Sękową zakończyła się klęską wojsk Austro - Węgierskich. Ostatnim "aktem" walk w tym rejonie była majowa bitwa gorlicka. Z Ropicy Górnej atakowały niemieckie pułki z 11 Bawarskiej Dywizji Piechoty.

Teraz pora przedstawić cmentarze:

Cmentarz wojenny nr 67

Obiekt zlokalizowany jest u stóp wzgórza Kornuta (677 m n. p. m.), w pobliżu drogi z Ropicy Górnej do Bartnego. Znajduje się kilkaset metrów od skrzyżowania drogi Gorlice - Konieczna z drogą do Bartnego. Obiekt jest łatwy do zauważenia. Pomagają w tym przyciągające uwagę wysokie świerki rosnące na cmentarzu. Projektował go Hans Mayr.
Pochowano tutaj 83 żołnierzy Armii C.K. z Sch.R. 28, czyli 28 pp Landwehry ( nie mylcie go z pułkiem "Praskich Dzieci"). Polegli oni w dniach 2 i 3 maja 1915 roku.
Obiekt zbudowany jest mniej więcej na planie prostokąta, z podwójnymi wcięciami od strony południowej. Otoczony jest kamiennym murem, w ścianie północnej przechodzącym w drewniany płot z dwuskrzydłową furtą, również drewnianą.  Polegli spoczywają w 7 zbiorowych i 2 pojedynczych mogiłach. Na grobach ustawiono żeliwne krzyże łacińskie z rokiem "1915" oraz niewielkie betonowe stele. Uwagę zwraca jedna mogiła Jozefa Prochazki - stoi an nim duża stela z łacińskim krzyżem nakrytym blaszaną czapką żołnierską. Na steli umieszczono fotografię zmarłego w cywilnym stroju. Co ciekawe, miał on służyć w w IR 28, który tutaj wtedy nie walczył..
Pomnik centralny ma formę prostościennego cokołu z łamanego kamienia. Zwieńczony jest nieoryginalnym, betonowym krzyżem łacińskim. Pierwotnie był to bowiem krzyż drewniany, z ząbkowanym, blaszanym daszkiem. W ścianie pomnika znajduje się wnęka.
Cmentarz jest mocno zniszczony - rozpada się drewniany płot, furtka też już nie służy.. Porasta go również trawa...






Cmentarz wojenny nr 68

Znajduje się na zalesionym zboczu wzgórza Brusy (594 m n. p. m.) , około 200 - 250 metrów od szosy Gorlice - Konieczna, po prawej stronie jadąc od Gorlic, w pobliżu skrzyżowania tekże szosy z drogą do Bartnego. Prowadzi do niego ciekawy mostek betonowy w formie łuku. Po przejściu przez potok Małastówka należy szukać na niewielkiej polance znaków "szlaku cmentarnego" i ścieżki prowadzącej do góry w las. Po około 200 metrach dochodzimy do celu. Projektantem był Hans Mayr.
Na cmentarzu pochowano w 13 zbiorowych i 4 pojedynczych grobach 110 żołnierzy: 52 z Armii Rosyjskiej i 58 żołnierzy C. K. Spoczywają tu zarówno ofiary walk zimowych i wiosennych, jak też i polegli w bitwie gorlickiej. Żołnierze armii C. K. należeli do: I.R.17, Sch.R.26, I.R.21, F.J.B.12, Sch.R.28 Przynależność armijna żołnierzy carskich jest nieznana.
Cmentarz (na planie litery T) zajmuje dwa tarasy. Otacza go mur z kamienia łamanego, a do wnętrza wchodzi się przez drewnianą furtkę, "obstawioną" przez dwa kamienne pylony. Tarasy połączone są ze sobą  kamiennymi schodkami. Na grobach stoją żeliwne krzyże: na mogiłąch żołnierzy C. K. większe łacińskie, a u żołnierzy carskich - mniejsze, patriarchalno - ruskie.
Pomnik centralny ulokowano na tylnej ścianie wyższego tarasu. Jest to trójkątnie zakończona, kamienna ściana (w formie steli) z wnęką, zwieńczona drewnianym krzyżem łacińskim.
Ten cmentarz jest lepiej zachowany, chociaż porastają go bujnie paprocie i inna roślinność leśna. Nie widać go z drogi. Ale klimat, jaki tworzą okalające go drzewa i porastające paprocie jest bezcenny.

Tu warto nadmienić, że w literaturze cmentarze nr 67 i 68 są często mylone, dlatego warto mieć się na baczności podczas wędrówek.






Cmentarz nr 77

Obiekt znajduje się ok 500 metrów od szosy Gorlice - Konieczna. Łatwo tu trafić: idziemy kilkaset metrów od cerkwi w Ropicy Górnej w stronę Gorlic, i skręcamy w prawo w szutrową drogę. Poprowadzą nas tutaj znaki "szlaku cmentarnego".

Spoczywa tutaj 408 żołnierzy: 31 armii niemieckiej, 215 armii C.K. i i 162 armii rosyjskiej. Z nazwiska znanych jest 182 poległych. spoczywają oni w 39 zbiorowych i 10 pojedynczych grobach.
Spoczywają tutaj polegli w walkach o Sękową w marcu 1915 oraz podczas działań kwietniowych (m. in. z Korpusu "Kneussl") i majowych. Należeli do następujących oddziałów: Armia Austro - Węgierska - I.R.98, I.R.21, I.R.18, Sch.R.6, I.R.36, Sch.R.7, Sch.R.33, S.ch.R.28, Ldst.B.18, Ldst.B.160, F.K.R.28., armia niemiecka - B.R.I.R.13, B.R.I.R. 22. Dwóch żołnierzy carskich walczyło w pułkach I.R.66 i I.R.195.

Cmentarz ma plan nieregularny, zbliżony do prostokąta, z występem - skrzydłem w prawej części (symbolicznym przedstawieniem bastionu). Obiekt otacza mur z łamanego kamienia. Na grobach stoją  duże żeliwne krzyże łacińskie, inne dla żołnierzy niemieckich i austriackich. Na grobach rosyjskich stoją żeliwne krzyże patriarchalne. Stoją też na mogiłach niskie stele betonowe. Stoją też małe krzyże łacińskie oraz bizantyjsko - ruskie. Obiekt ma formę "bronną", co  ma zapewne podkreślić jego położenie w miejscu rosyjskich pozycji obronnych, atakowanych w marcu i maju 1915 roku. Co ciekawe, w pobliskim lasku zachowały się jeszcze ślady okopów.

Cmentarz znajduje się na otwartej przestrzeni, a w słoneczne dni roztacza się z niego piękny widok na przeciwległe wzgórza i lasy..







Listopad to czas pamięci o zmarłych. Wszystkich, niezależnie od pochodzenia i przyczyny śmierci. Gdy będziecie odwiedzać groby swoich bliskich, pamiętajcie też o tych, którym nie jest dane liczyć na kwiaty i znicze złożone ręką potomków. Na Polskiej ziemi spoczywają dziesiątki tysięcy żołnierzy z I i II wojny światowej. Odwiedzając mogiły Polskich powstańców z XIX i XX wieku, obrońców września 1939 czy leśne groby partyzantów - należy też wspomnieć o przedstawicielach wielu narodów, spoczywających na naszej ziemi, a swoją walką przybliżających odrodzenie Polski. Czesi, Bośniacy, Węgrzy, Rosjanie, Ukraińcy, Żydzi, Słoweńcy... Synowie wielu nacji spoczywają w Polskiej ziemi. Bez ich walki nie byłoby klęski Rosji na froncie wschodnim, nie byłoby rozpadu monarchii Austro - Węgierskiej i upadku Cesarstwa Niemieckiego.. Jesteśmy więc zobowiązani odwiedzić te ciche mogiły. Częściej zagląda się na nekropole w Okręgach cmentarnych, natomiast na wschodniej Łemkowynie, gdzie nie ma okazałych cmentarzy, znicze płoną rzadziej.. Może warto tam właśnie postawić swój znicz? Grobów tam nie brakuje - Wisłok Wielki, Komańcza, Mymoń, wzgórze Kamień.. Długa to lista.
Pewnie zapytacie czemu więc piszemy dziś o cmentarzach z Ropicy Ruskiej, pięknych i okazałych? Otóż dlatego, że odwiedzając takie cmentarze człowiek chyba łatwiej pojmuje, jak wielką daninę krwi złożono na beskidzkiej, Polskiej ziemi... I chociaż listopad to czas chłodów, mgieł i deszczy, zmotywujmy się do takich odwiedzin - skoro oni poświęcili to, co najcenniejsze, to czy my nie możemy wysilić się na wyprawę samochodem lub godzinny spacer..?

Pozdrawiamy serdecznie




Źródła informacji:
Frodyma R., 1989, Cmentarze wojskowe z okresu I wojny światowej w rejonie Bekidu Niskiego i Pogórza, Warszawa
Duda O., 1995, Cmentarze I wojny światowej w Galicji Zachodniej, Warszawa
Piecuch A., 2014, Cmentarze z I wojny światowej w Beskidzie Niskim, Warszawa