Zanim wejdziesz, przeczytaj :)

1) Materiały wykorzystane przez nas ( zdjęcia, rysunki, opisy ) służą tylko celom dydaktyczno - informacyjnym, nie czerpiemy z działalności żadnych korzyści. Wykorzystujemy materiały zarówno własne, jak również pozyskane w internecie, lecz tylko by ukazać czytelnikom piękno naszego świata :). Materiał internetowy pozyskujemy legalnie (nie jest on zastrzeżony prawami autorskimi, pochodzi ze źródeł masowych i edukacyjnych) - nie kradniemy niczyjej pracy. Jeśli jednak znajdziesz u nas swoje materiały bez wyraźnej zgody (mogło zdarzyć się niedopatrzenie z naszej strony) i poczujesz się urażony - prosimy, poinformuj nas, a natychmiast znikną one z naszych łamów :)
2) Blog nie ma charakteru naukowego. Jest to strona popularyzatorska. W miarę naszych możliwości (i ponieważ historia to nasze hobby) staramy się jak najwięcej umieszczać informacji historycznych oraz korzystać z literatury tematycznej, niemniej nie gwarantujemy "nieomylności" :)
3) Ilustracje opatrzone znakiem wodnym są naszą prywatną własnością. Jeśli znalazłeś tutaj przydatną ilustrację - napisz do nas. Podobnie rzecz ma się z zamieszczanymi tekstami.

Komentarze

Przywracamy możliwość komentowania wpisów na blogu. Oczywiście przypominamy, że komentarze anonimowe nie będą mogły liczyć na odpowiedź :)

niedziela, 31 stycznia 2016

Okiem wędrowca - Nieznajowa

 Witajcie,

Niektórzy z Was pewnie pamiętają wpis o Nieznajowej zamieszczony tutaj jakiś czas temu. Może więc dziwić Was powyższy tytuł. Wtedy zaprezentowaliśmy zbiór pięknych zdjęć p. Agaty Hilsberg. To było jej spojrzenie na Nieznajową. Wtedy też napisaliśmy coś niecoś o historii miejscowości.

Dzisiaj postanowiliśmy pokazać Wam Nieznajową z naszej perspektywy, widzianą naszymi oczyma (i obiektywem).
Zapraszamy do lektury.

idziemy do Nieznajowej



Zaczniemy jak zwykle od historii.

Wioska leży w dolinie Wisłoki i Zawoi, między wzgórzami: Uhercem (707 m n. p. m.) na północy, Żydówką (665 m n. p. m.) na południu i Feszkówką (657 m n. p. m.) na zachodzie.
Nieznajowa, jak wiele innych wsi beskidzkich, powstała w XVI wieku. Lokowano ją na prawie wołoskim w 1546 roku. Osadźcą był Steczko ze Świątkowej - przywilej lokacyjny otrzymał od króla Zygmunta I. Początki (jak to zwykle bywa) były skromne - w 1581 roku wieś liczyła dwa gospodarstwa - sołtysie i kmiece. Wówczas była już własnością Stadnickich.  Ale jej rozwój następował szybko. W roku 1629 we wsi był już folusz, młyn i stępy. Nieznajowa przynależała wtenczas do parafii w Grabiu. Zmieniali się też jej właściciele, co zapewne miało pewien wpływ na rozwój. Wieś w 1718 roku powróciła do starostwa bieckiego (należała doń w okresie lokacji). Ostatnim dzierżawcą był Wilhelm Siemiński, który to po I rozbiorze wykupił od Austriaków wieś na własność.
W roku 1785 żyło tutaj 296 grekokatolików (Rusinów-Łemków) oraz 7 Żydów. Słynną cerkiew wzniesiono tutaj w roku 1780. Uznawana była za jedną z piękniejszych (o ile nie najpiękniejszą) na Łemkowszczyźnie. Zbudował ją Teodor Rusinka z Biesiadki, cieśla ze Słowacji. Co ciekawe, Nieznajowa nie była samodzielną parafią, lecz filią parochii w Czarnym.


krzyż z 1894 roku



Okres XIX wieku był dla mieszkańców dość spokojny. Wzniesiono wtedy m. in. karczmę prowadzoną przez Żyda. W tym okresie wieś stała się lokalnym ośrodkiem handlowym. Odbywały się tutaj co dwa tygodnie targi, słynne na całą okolicę. Sprzedawano tutaj głównie bydło, a kupcy i sprzedawcy przybywali nawet z Gorlic i Nowego Żmigrodu. Oprócz targów odbywały się tutaj cztery razy w roku wielkie jarmarki. Organizowano je na czas Wniebowstąpienia, 13 sierpnia, 10 września i 30 października. W roku 1886 naliczono 332 mieszkańców. Wieś zmieniała znów właścicieli. Najpierw należała do rodu Lewickich. W 1890 kupiła ją hrabina Franciszka Potulicka, a w 1919 roku odkupił ją hrabia A. Skrzyński.

jezioro przy ujściu Zawoi do Wisłoki


W Nieznajowej mieszkał Iwan Szatyński, utalentowany kamieniarz, autor przynajmniej jednej z nieznajowskich kapliczek. I Wojna Światowa nie ominęła wsi. W okolicy toczono ciężkie walki na przełomie 1914 / 1915 roku. Apogeum przyniosły walki wiosenne. Niemal cała zabudowa wsi została zniszczona. Sześcioro mieszkańców trafiło do obozu w Talerhoffie - dwie z nich już stamtąd nie wróciły. We wsi dobrze wspominano czas kwaterowania oddziałów rosyjskich, zdecydowanie gorzej zaś obecność wojsk cesarsko - królewskich. Kapelan rosyjski odprawiał w cerkwi nabożeństwa prawosławne, co zapewne przyczyniło się do powrotu mieszkańców do wiary "ojców". Mimo trudnej sytuacji mieszkańcy podjęli się dzieła odbudowy wsi.Na wsparcie odrodzonego państwa Polskiego nie mogli liczyć - to zmagało się z sąsiadami.

na cmentarzu wiejskim




Mieszkańcy Nieznajowej w 1927 roku przeszli na prawosławie. Uczynili to niemal wszyscy Łemkowie. Ponieważ na podstawie konkordatu podpiasnego przez Polskę wierni Kościoła prawosławnego nie mogli korzystać z  majątku unickiego (także świątyń), postanowili wznieść własną świątynię. Druga cerkiew stanęła w 1930 roku. Nosiła wezwanie śś. Kosmy i Damiana. Co ciekawe, trafiło do niej część wyposażenia z unickiej, nieużytkowanej cerkwi - m. in. XVII - wieczny ikonostas. Zostało ono de facto wykradzione przez wiernych prawosławnych. Konwersja na prawosławie i trudności sprawiane przez administrację państwową i kościelną (unicką) często były powodem waśni...





Okres międzywojenny to czas odbudowy - i rozwoju wsi. Był tutaj urząd pocztowy. Ale to nie jedyny "organ państwowy". W Nieznajowej wzniesiono m. in. posterunek policji, leśniczówkę, w której mieszkał leśniczy oraz gajowy z rodziną, działała dalej karczma, a w latach 30. uruchomiono dwa tartaki. Jeden z nich napędzał nawet małą elektrownię wodną. 
Nieznajowa, jak wiele innych wsi, była "tyglem" kulturowym - wspólnie żyli tutaj w zgodzie Łemkowie, Żydzi, Cyganie i Polacy. Polak był właścicielem jednego z tartaków - nazywał się Paweł Dobrzański. Jego tartak napędzała woda, doprowadzana z Zawoi specjalnym kanałem. Oprócz tego działała przy nim prądnica, produkująca prąd dla zakładu i domu mieszkalnego, oraz młyn. Obiekt wysadzili w powietrze Niemcy w 1945 roku. Dobrzański po wojnie odbudował dom i uruchomił młyn, który nie został zniszczony przez wybuch. Zmarł w 1967 roku (pochowano go w Czarnym) a jego majątek spłonął w 1978. Dziś stoją w tym miejscu domki letniskowe...
Drugi tartak wodny we wsi należał do Żyda. Działał on do 1939 roku, kiedy to wywieziono jego kocioł, bo ponoć przerób był za niski. Obok znajdowały się budynki gospodarcze i mieszkalne dla pracowników. Dziś po tartaku zachowały się pokaźne ruiny, widoczne z drogi do Rostajnego. Niedaleko tego tartaku był plac przeznaczony do organizowania targów.
W roku 1936 mieszkało we wsi około 220 prawosławnych i 6 greckokatolickich Łemków, 20 Polaków i 3 Żydów.

cerkwisko (unickie)

kamień pamiątkowy na cerkwisku, z wizerunkiem cerkwi unickiej

Cerkiew w Nieznajowej, lata 60. /ze zbiorów Z. Malinowskiego/

Prawdziwym bogactwem są tutaj przydrożne krzyże i kapliczki. Większość to dzieło kamieniarzy z Bartnego. Pochodzą głównie z początku XX wieku, lecz kilka krzyży wykuto jeszcze pod koniec wieku XIX. 
Kapliczki i krzyże mocno ucierpiały za czasów, gdy gospodarował tutaj zakład karny. Więźniowie odeszli stąd dopiero po stanie wojennym. Ponoć gdy tu przyjeżdżali, byli pewni że są wywiezieni na Syberię..

Wiele zdewastowanych obiektów wyremontowano w 2012 roku staraniem Stowarzyszenia Rozwoju Sołectwa Krzywa. Krzyże i kapliczki dostały "nowe życie"..
Przynajmniej kilka krzyży wykonał Wasyl Gracoń z Bartnego.  Jedna z kapliczek jest dziełem Iwana Szatyńskiego. Najpiękniejszą z nich wszystkich jest kapliczka postumentową z rzeźbą Świętej Rodziny, wykonana w 1901 roku.



Wieś, chociaż mała, miała duże znaczenie lokalne.
Na cmentarzu zachowało się 11 krzyży kamiennych. Najstarszy z nich pochodzi z 1900 roku. Obiekt zdewastowali pracujący tu więźniowie. Pierwszym pracom renowacyjnym poddano  go w 1986 roku z inicjatywy Towarzystwa Opieki nad Zabytkami z Warszawy. Ogrodzenie wykonano po 2000 roku, staraniem wspomnianego wyżej Stowarzyszenia z Krzywej.

Obok cmentarza znajdowała się cerkiew greckokatolicka p.w. śś. Kosmy i Damiana.
Niedaleko cerkwi unickiej stał posterunek policji, a między świątyniami stała jednoklasowa, drewniana szkoła. W okresie letnim przyjeżdżały tutaj dziewczęta z różnych stron na odbycie kursu przysposobienia wojskowego. Istniała też wspomniana już leśniczówka, w której mieszkał gajowy z rodzina i leśniczy. Nad jej drzwiami widniał napis" Lasy Zagórzany. Leśnictwo Nieznajowa". Leśniczy zginął na wojnie. Gajowemu też nie było dane długie życie - został w 1947 roku uprowadzony przez banderowców i ślad po nim zaginął. Ku jego czci postawiono pomnik w Radocynie. Dziś w leśniczówce nieznajowskiej mieści się słynna "Chatka". We wsi działały też dwa sklepy - żydowski i łemkowski.

widok na ruiny tartaku i dawny plac targowy. W tle wzgórza nad Rostajnym


II Wojna Światowa nie przyniosła wielkich zniszczeń. Jednak okupant niemiecki nie pozwalał gnuśnieć. Zimą mieszkańcy musieli odśnieżać codziennie drogi, a w inne pory roku brać udział w różnych robotach np przy pracach leśnych. Pod koniec wojny w leśniczówce usadowił się sztab niemiecki, we wsi gromadzono wielkie zapasy amunicji - do pracy przy rozładunku tego niebezpiecznego "towaru" zmuszano mieszkańców. Na Żydówce zbudowano również drewniane schrony, potem opuszczone. Okupant odszedł stąd dopiero w styczniu 1945 roku, wcześniej wysadzając w powietrze tartak na Zawoi. Okupacji nie przetrwali tutejsi Żydzi, wywiezieni przez Niemców...
Jednak koniec wojny nie zwiastował spokoju. W 1945 roku wyjechali na Ukrainę niemal wszyscy mieszkańcy, skuszeni zapewne obietnicami "raju na ziemi", tak zachwalanego przez sowieckich komisarzy. Pozostałych kilkoro mieszkańców wysiedlono w 1947 roku w ramach Akcji "Wisła" na Ziemie Odzyskane. Polacy natomiast przeprowadzili się do Czarnego. Po odejściu Niemców pojawiły się w okolicy oddziały UPA. Zajmowały m. in. poniemieckie schrony na Żydówce. Nie były dla okolicy lekkimi sąsiadami, o czym świadczy chociażby tragedia rodziny gajowego...


Święta Rodzina z 1901 roku (przy drodze na Rostajne)

krzyż z 1902 roku, autorstwa Wasyla Graconia

Po wojnie wieś opustoszała, jeśli nie liczyć pracujących tutaj od lat 60. więźniów.Oni to oczyszczali teren - rozebrali w latach 60. kaplicę prawosławną i dopomogli w upadku cerkwi unickiej. Zajmowali się też rozbiórką chyż i innej zabudowy. Również ich dziełem są liczne ślady dewastacji na kapliczkach i krzyżach
Warto wspomnieć coś o cerkwi. Była drewniana, o konstrukcji zrębowej z wieżą o konstrukcji słupowej. Orientowana, trójdzielna, wykonana w tzw. północno - zachodnim stylu stanowiła prawdziwę perłę Łemkowyny. Niestety, nie dane jej było przetrwać. sama cerkiew zawaliła się w latach 1963-64, a dzwonnica dotrwała do 1973 roku. Duży udział mieli w tym szabrownicy i więźniowie. Jednak nie cała świątynia przepadła. W cerkwi - muzeum w Bartnym przechowywane są odrzwia z wypisaną datą 1780, uważaną za rok budowy. Element ten "przemycił" do Bartnego Józef Madzik. Wiózł odrzwia na wozie, pod sianem, chcąc uratować cokolwiek z cerkwi.
Jeszcze 3 lata temu cerkwisko porastała bujna roślinność, i tylko osoba wiedząca o jego istnieniu mogła je zauważyć. W 2015 roku, w okresie wakacyjnym miejsce to wyczyszczono, ułożono kamienie podmurówki na kształt świątyni, a na cerkwisku postawiono kamień pamiątkowy z wizerunkiem świątyni.
Naprzeciw świątyni unickiej stanęła w 1930 roku kaplica prawosławna. Nie zachowały się jej zdjęcia, i dziś nie bardzo wiadomo jak wyglądała.

ruiny młyna nad Wisłoką



Przy drodze do Wołowca stoi też wyremontowana w początkach XXI murowana kapliczka domkowa z końca XIX wieku.

Stoją tu obecnie dwa domy. Jeden to dawna leśniczówka (dziś chatka), a drugi to budynek przeniesiony z Lipnej. Do Nieznajowej przeniósł go pewien Polak, w częsci budynku urządził schronisko, jednak potem teren ten zajął zakład karny, a on sam przeniósł się do Wołowca w 1970 roku.
Oprócz wspomnianych budynków w Nieznajowej znajdują się też drzwi. Projekt ten, zrealizowany przez Natalię Hładyk to sposób upamiętnienia mieszkańców kilku nieistniejących wsi łemkowskich (Lipna, Radocyna, Długie, Czarne, Nieznajowa) przez ustawienie na ich terenie drzwi - takich, jakimi dawniej można było wejść do chyży. Na drzwiach umocowana jest tablica z informacjami o wsi, mieszkańcach, podglądowym planem dawnej wsi i kilkoma fotografiami archiwalnymi (obecnie już trochę wyblakła od słońca i deszczu).

dom z Lipnej

Chatka w Nieznajowej (d. leśniczówka)

Jest to raj dla "tradycyjnych" turystów - wędrowców, dreptających w ciężkich butach lub fanów rowerów górskich. Wiedzie tędy żółty szlak (opisany przez nas tutaj). Warto nim się wybrać, bo wiedzie przez piękne tereny, bogate w "małe sakralia" i ładne krajobrazy. Wiedzie tędy również Winny Szlak Rowerowy. Jest to dość wymagająca trasa, jako że przecina on kilkanaście razy koryta Wisłoki i Zawoi, a na trasie ( na szczęście!) nie ma kładek. Przez Nieznajową wiedzie też odcinek zimowej "Śnieżnej trasy przez lasy", przeznaczonej dla miłośników biegówek.
Dolina wsi graniczy z Magurskim PN, dlatego (miejmy nadzieję) uchroni ją to przed zasiedleniem przez "daczowiczów"... Chociaż niestety spotkaliśmy kilka samochodów należących do amatorów hałasowania na łonie natury..

drzwi w Nieznajowej


Odwiedziliśmy Nieznajową dwukrotnie. Pierwszy raz we wrześniu 2012 roku. Wówczas to szliśmy z Radocyny do Wołowca. Ale wtedy było gorąco! Żar lał się z nieba... Miło było przysiąść w cieniu starych jabłoni.. Bardzo zaciekawiły nas liczne mijane po drodze krzyże i kapliczki. Wtedy niewiele o tym miejscu wiedzieliśmy. Bardzo niewiele..
Kolejny raz zawitaliśmy tutaj również we wrześniu, ale trzy lata później. Odwiedziliśmy wówczas m. in. runy tartaku nad Wisłoką. Nutka zaś wykorzystała ostatnie ciepłe dni i wykąpała się beztrosko w pobliżu Chatki. Chyba lubi nas to miejsce, za każdym razem wita nas słońcem, śpiewem ptaków i szumem drzew..

kapliczka postumentowa z 1911 roku

kapliczka domkowa przy drodze do Wołowca

Kiedyś była to nieduża, ale tętniąca życiem wieś. Dziś nie ma tutaj domów - zostały rozebrane. Plac targowy jest dziś wykaszaną łąką. Znajduje się przy drodze do Rostajnego, blisko ruin tartaku. Wnikliwi poszukiwacze, lubiący błądzić po lasach znajdą resztki schronów poniemieckich i banderowskich. Jednak dolina wciąż żyje. Młode  nasady jabłoni zachęcają do odwiedzin misie. Stare, łemkowskie sady częstują zaś pysznymi jabłkami strudzonych wędrowców. Gościnna jest też chatka w Nieznajowej, a na "jeziorku" w miejscu gdzie Zawoja wpada do Wisłoki można się swobodnie wykąpać, podziwiając przy okazji dorodne ryby. Dumne krzyże przydrożne i kapliczki strzegą pamięci o tym, że dawniej tutaj była wieś. Cmentarz, skryty nieco pośród drzew, pozwala na chwilę kontemplacji o przemijaniu życia ludzkiego, przemijaniu wioski...
Warto odwiedzić to miejsce dla wspaniałych krajobrazów, pięknie wkomponowanych w przyrodę kamiennych krzyży, czy też po prostu dla spokoju. Jednak zawsze trzeba pamiętać, dlaczego tak tutaj jest, że kiedyś tutaj byli ludzie.


Mamy nadzieję, że Wam się podobało.





Pozdrawiamy.







Źródła inf.:
Długaszek R., 2001, U źródeł Wisłoki.
Grzesik W., Traczyk T., Wadas B., 2012, Beskid Niski od Komańczy do Wysowej.
Kryciński S., 2015, Łemkowszczyzna po obu stronach Karpat.
Luboński P., 2012, Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty.
Piecuch A., 2013, Opuszczone wsie ziemi gorlickiej.



niedziela, 24 stycznia 2016

Rozmowa z Lemkynią z Bartnego


Witajcie,
dzisiaj mamy dla Was nieco inny artykuł. Pora na wywiad. I to z nie byle kim! O sobie, o Łemkach, ich kulturze, codzienności opowie Marysia Felenczak - Lemkyni urodzona i wychowana w Bartnym, a także nasza dobra przyjaciółka.





Miej lektury!

N&K Marysiu, jak czujesz się na co dzień w środowisku polskim jako przedstawicielka mniejszości etnicznej?

MF: Jak się czuję? Hm, to trudne pytanie.. Zazwyczaj czuję się dobrze, nie odczuwam bariery, żadnej granicy. Czasem jednak czuję się obco - niektórzy bowiem nie rozumieją moich poglądów, wynikłych z wychowania w nieco innym środowisku. Na ogół "problemy" opierają się o religię. Należę do kościoła prawosławnego, i czasem mam inne spojrzenie na pewne rzeczy, sytuacje niż moi znajomi, rówieśnicy. Inaczej postrzegałam sprawę mieszkając w domu, z rodziną, pośród "swoich". Wtedy było OK, nie miałam problemów. Obracałam się dużo pośród kręgów łemkowskich - języka, religii, poglądów. Oczywiście miałam wiele kontaktów z Polakami, ale oni byli jak "swoi", znali mnie, i jeśli bywały jakieś spięcia, to minimalne. Natomiast poczułam się wyobcowana, gdy wyjechałam z domu na studia. Tutaj właściwie nie ma Łemków, a obracając się pośród Polaków poczułam odrębność. Tak, odrębność. Ale to stało się dla mnie motywacją, by dbać o "swoje". Wręcz zechciałam pochwalić się swoją kulturą. Czuję się wyróżniona, że jestem inna.

N&K: Więc jakie są reakcje nowo poznanych ludzi, gdy dowiadują się, że jesteś Lemkynią?

MF: Cóż.. Zazwyczaj jest to zaskoczenie - najczęściej pozytywne. Posłużę się przykładem. Mam bardzo fajną torbę z napisem "Odkal twoi didowe?" (skąd Twoi dziadkowie?), oczywiście napisanym cyrylicą. Zabieram ją często na zakupy, na uczelnię.. Ktoś kiedyś stwierdził że "jest to pisane po rusku" mając na myśli język rosyjski. Wtedy to zaczęłam tłumaczyć że to jest po łemkowsku, i opowiadać o Łemkach. Znajomi mieli "duże oczy". Mówiłam też że jestem Lemkynią, nie Polką. Niektórzy się oburzyli, ktoś stwierdził że muszę być Polką, bo mieszkam w Polsce. Ale to trochę pozorna ignorancja. Ludziom po prostu brakuje chyba oczytania, obycia z regionalizmem, z kulturą Polski. Tak samo niewielu wie, że wśród Polaków wydzielić można grupy etnograficzne (nie etniczne!). Osoby, którzy dużo czytają - o dziwo często nie są zdziwieni, i coś niecoś o Łemkach wiedzą.

N&K: Kontynuując pytanie - czy często spotykasz się z tym, że ludzie nie mają w ogóle pojęcia kim są Łemkowie?

MF: Jak wyżej - często. Jednak z drugiej strony poznaję również ludzi, którzy są "pozytywnie walnięci" na punkcie Łemków i Łemkowyny. Zresztą widać to chociażby po coraz to nowszych książkach o Łemkach wychodzących na rynek. Cieszy mnie to.

N&K: Jak kultywujecie tradycje Waszych przodków w domu? Podaj nam jakieś przykłady.

MF: Po pierwsze - w domu rozmawiamy po łemkowsku. Nie wstydzimy się swojego pochodzenia czy języka, i nawet w mieście swobodnie mówimy ojczystym językiem. Po drugie - jesteśmy silnie związani z cerkwią.
Niestety nie wszyscy mają takie poczucie dumy z pochodzenia. Przykładem są chociażby coroczne zakupy przedświąteczne - początkiem stycznia Gorlice "roją się" od Łemków. Kiedy jednak np. w supermarkecie ktoś odezwie się głośno po łemkowsku, wielu znanych mi Łemków opuszcza głowę. Wielu również nie mówi w publicznych miejscach po łemkowsku, nawet na pozdrowienia odpowiadają w języku polskim.
Ale do rzeczy. Ciekawą tradycją jest u nas kolęda. Zbieramy się wtedy grupą i chodzimy od domu do domu: Po Wigilii obchodzimy pół wsi, a Pierwszego dnia świąt - drugą połowę. Mamy stały repertuar: W skład kolędującej grupy wchodzi Żyd, Trzej Królowie (Tryje Caryje), Herod (Irod), Żołnierz (Żołnir), Anioł (Anheł) oraz pastuszkowie. Oczywiście postacie te się przebierają. W skrócie wygląda to tak: Królowie idą oddać cześć Dzieciątku i pytają o drogę Heroda, a ten na wieść o narodzeniu większego króla niż on każe w gniewie Żołnierzowi zabić wszystkich małych chłopców. Wtedy to Anioł potępia go i gani. W trakcie występu śpiewamy oczywiście kolędy. Zebrane pieniądze oddajemy zawsze na cerkiew.

N&K: Pochodzisz z Bartnego, "Stolicy Łemkowyny" - jak się ma sprawa z kolei z tradycją w tej miejscowości? Czy jest ona kultywowana, czy też wyparta przez nowoczesność?

MF: W Bartnym (Bartnym) nie odczuwamy wpływu "obcej" kultury. Najważniejsze, że każdy rozmawia po łemkowsku, to jest naszym spoiwem. "Stolica" więc ma się całkiem dobrze. Nie bez znaczenia jest to, że w Bartnym zdecydowaną przewagę mają Łemkowie - mieszka tutaj tylko kilka rodzin polskich. Po części również położenie wsi chroni ją przed postępem - wieś jest na uboczu, z dala od głównych dróg, w "cieniu" Mareszki i innych szczytów..

N&K: Pośród Łemków krąży wiele legend, podań na temat pochodzenia Łemków. Czy w Twojej rodzinie krąży jakaś legenda na ten temat? Skąd się wzięli?

MF: U mnie w domu uważa się, że "zawsze" tu byliśmy. Nikt jednak nie wgłębiał się w szczegóły - jesteśmy i koniec. Chociaż wiemy na pewno jedno - na pewno nie jesteśmy Ukraińcami. Łemkowie na Łemkowynie żyją od dawna, wystarczająco długo, by uważać ją za swoją ojczyznę.

N&K: Twoim rodzinnym językiem jest łemkowski. Czy trudno w związku z tym mówić Ci po polsku? Jak reaguje Twoje otoczenie, słysząc lemkiłsky jazyk?

MF: Mam problemy z liczeniem - cyfry "widzę" po łemkowsku. Tylko po łemkowsku. Natomiast nie sprawia mi problemu mówienie po polsku. Chociaż, gdy długo nie używam łemkowskiego języka to wtedy na przykład w niekontrolowany sposób dodaję do polskich słów końcówki łemkowskie, bądź do zdań łemkowskie słowa - np. lem, czuju, teper.

N&K: Jak młodzi Łemkowie podchodzą do swojego pochodzenia? Kryją się z nim, czy przeciwnie - afiszują?

MF: Jest to bardzo różnie. W Bartnym to norma, nie trzeba się afiszować. Ale w innych miejscowościach jest różnie. Ze znajomymi Łemkami rozmawiam jednak po łemkowsku, niezależnie od tego gdzie się spotkamy.  Ja sama uwielbiam się chwalić łemkowską kulturą, np. przez wspomnianą już torbę.

N&K: Lubisz swoje łemkowskie góry? Wędrujesz po nich? Jakie jest Twoje ulubione miejsce na Łemkowynie?

MF: Ojej! To chyba pytanie retoryczne. Ja ubóstwiam moje łemkowskie góry. Jestem góromaniakiem. Czy mam ulubione miejsce? Trudno tak powiedzieć o określonej wsi czy górze - zawsze przecież znajduje się kiedyś lepsze. Ale bardzo lubię chodzić w jedno miejsce, przy drodze z Bartnego do Banicy. Jest tam potoczek, wkoło szumią buki - to chyba moje ulubione miejsce.

N&K Jakie są tradycyjne łemkowskie dania, które jada się u Ciebie w domu?

MF: Hm.. Na Wigilię jemy Kyselycie - to jest rodzaj takiego żuru robionego na mące owsianej. Ma kwaskowaty posmak. Uwielbiam go.
Bardzo lubię też zupę hrybową (grzybową), zupę grochową oraz ziemniaki z kiszoną kapustą - to są również wigilijne potrawy.
Uwielbiam też pierogi z kiszoną kapustą.
Przyznam że to trudne pytanie - teraz ciężko jest  o tradycyjną kuchnię, kiedy produkty kupuje się w sklepach. Dawniej robiło się z tego, co dała ziemia...

N&K: Co sądzisz o szeroko pojętej turystyce w Beskidzie Niskim? Jaki jest Twój stosunek  do zagospodarowywania nieistniejących wsi?

MF: Mam mieszane uczucia. Zazwyczaj osiedlają się ludzie bogaci, z wielkich miast. Oni nie chcą żyć tak jak na wsi, po sąsiedzku. Przeszkadzają im ryczące krowy i to co po sobie pozostawiają. A oni chcą ciszy na wsi. Niewiele wiedzą o wiejskim, trudnym życiu. Turystykę i turystów dzielimy na kilka czynników: wędrowców, warszawiaków, miłośników gór, fanów Beskidu Niskiego. Szanujemy wszystkich. Ale niech nie robią z naszą Łemkowyną tego, co zrobili z Bieszczadami czy Tatrami. Nie potrzeba tutaj bujnej turystyki, autostrad, sklepów z pamiątkami, brukowanymi ścieżkami i licznymi szlakami. Góry rządzą się swoimi prawami. Są dla wybranych. Zostawmy je dzikie, takie jakie są.

N&K: Marysiu, w zupełności się z Tobą zgadzamy. Nie zmieniajmy tego miejsca. Dziękujemy Ci za wywiad. Pozdrawiamy serdecznie i - do zobaczenia na szlaku!


Mamy nadzieję, że wywiad z Marią się Wam spodobał. I że dał Wam dużo do myślenia. Beskid Niski i jego mieszkańcy nie potrzebują do szczęścia tłumów turystów. Wystarczą tylko Ci najbardziej wytrawni, wezwani przez łemkowskie góry...

Pozdrawiamy!

niedziela, 17 stycznia 2016

Bohdan Igor Antonycz

Witajcie,

dzisiaj chcemy przybliżyć Wam wybitną postać pochodzącą z Łemkowyny, z Beskidu Niskiego. Przedstawimy Wam poetę, który przez całe swoje krótkie życie sercem, duszą i piórem związany był ze swoją małą ojczyzną.
Mowa o Bohdanie Igorze Antonyczu.


Bohdan Igor Antonycz (Богдан-Ігор Антонич) urodził się 5 października 1909 roku w Nowicy (Zachodnia Łemkowyna). Był synem parocha Wasyla Antonycza. Co ciekawe, wcześniej ojciec Bohdana nosił nazwisko Kit - lecz zmienił je, bo nie chciał by syn był pośmiewiskiem dla innych (szczególnie że był synem księdza). Bohdan pochodził z rodziny greckokatolickiej. Zresztą pozostał grekokatolikiem do końca życia.
Od początku wyróżniał się ciekawością otaczającego go świata, miłością do "słowa". Chyba też lubił się uczyć.
A uczył się początkowo w domu, pod okiem opiekunki pochodzącej z Nowicy. To jej zasługą było wpojenie mu przywiązania do ludowej tradycji, fantastycznych baśni, legend i opowieści, a nader wszystko - wierszy. W przyszłości stało się to zauważalne w jego twórczości. Antonycz nie tylko posiadł talenty pisarskie. Także malował i grał na skrzypcach a nawet komponował własną muzykę. Tym wszechstronnym zdolnościom zawdzięczał wspaniałe wiersze, tworzone w oparciu o przeżycia i bogatą wyobraźnię.
Wiersze zaczął pisać wcześnie, już w szkole.
Miał szczęście - jako syn parocha posiadł dość dobre wykształcenie, bowiem zazwyczaj tylko księży było stać na kształcenie swoich dzieci. A jako że był jedynakiem, był specjalnie traktowany. Co ciekawe, przez pewien czas mieszkał w Lipowcu -jego ojciec bowiem został parochem lipowieckiej parafii (był nim w latach 1913-1918).
B. I. Antonycz /źródło: pl.wikipedia.org/

W roku 1928 ukończył Gimnazjum w Sanoku. Tutaj też pogłębił swoją wiedzę (a właściwie zetknął się) z języka ukraińskiego - bowiem ukraińskie i rusińskie dzieci pobierały tam lekcje tegoż języka. To też wykreowało jego osobowość i przyszły sposób tworzenia.
W 1928 roku przeprowadził się wraz z rodziną do Lwowa. Tam też zaczął naukę w Uniwersytecie, Lwowskim. Kształcił się w dziedzinie polonistyki i slawistyki. Co prawda była to polska instytucja, jednak pobierało w niej nauki wielu Ukraińców. Bohdan zaś nawiązał z nimi szybko serdeczne kontakty i przyjaźnie. Wspierany przez przyjaciół, zaczął szybko uczyć się literackiego języka ukraińskiego, oraz tworzyć w języku ukraińskim.
Był bardzo aktywny. Oprócz pisania wierszy zajmował się też publicystyką. Został współredaktorem czasopisma Dażboh, przeznaczonego dla młodych Ukraińców. Bardzo szybko odnalazł się w kulturalnym życiu Lwowa. Wkrótce na łamach licznych gazet zaczęły pojawiać się jego teksty, publikowane pod pseudonimem Zoil. Pisywał satyry i felietony. Szczególnym uznaniem cieszył się jego dowcip, ostry i dosadny.
Antonycz niemalże pochłaniał książki do gramatyki ukraińskiej. Bardzo szybko też nauczył się biegle władać tym językiem. Równolegle też aktywizował swoje życie literackie. Pisał recenzje, przekłady, robił wykłady na temat ukraińskiej (i nie tylko) literatury, polemizował na tematy społeczne i polityczne.
Bohdan nie tylko pisał wiersze. Próbował również swoich sił m. in. w prozie. Zaczął pisać nowelę Trzy Mandoliny, której niestety nie ukończył. Nie ukończył również swojej powieści Na druhomu berezi (На іншому березі). Antonycz ułożył także libretto do opery Dowbusz autorstwa A. Rudnickiego.
Jednak najwięcej miejsca w jego twórczości zajmowała poezja. Za życia wydał trzy tomiki wierszy: Prywitannia żyttia (Привітання життя) w 1931 roku [pl. Przywitanie świata] , Try persteni (три перстені, 1934) [pl. Trzy pierścienie]  oraz Knyha lewa (книга Лева) w 1936 roku [pl. Księga lwa].
Niestety, był człowiekiem wielkich myśli, lecz słabego zdrowia. Zmarł 6 lipca 1937 na zapalenie płuc we Lwowie. Przeżył zaledwie 28 lat.

Pomnik B. I. Antonycza w Nowicy

Już po jego śmierci wydano w 1938 roku zbiór wierszy Zelena jewanhelija (Зелена Євангелія) [pl. Zielona ewangelia] oraz Rotaciji (Ротації)[Obroty].
Bohdan Antonycz wierzył w niepodzielną jedność człowieka, przyrody i kosmosu. Pociągały go także sprawy społeczne, na co wpływ miała obserwacja nocnego życia w biednych dzielnicach Lwowa. Sam siebie nazywał małym chrabąszczem ukraińskiej poezji.
Dzisiaj uznawany jest przez wielu znawców literatury za twórcę nowoczesnej literatury ukraińskiej.

Poeta po latach został upamiętniony. Stanął skromny pomnik ku jego czci w Nowicy w roku 1989. Jego imieniem nazwano IV LO w Legnicy. Pamięta o nim również Sanok, nazwano jego imieniem m. in. jeden z trzech dębów posadzonych ku czci trzech wielkich pisarzy.
W 1994 roku Władysław Graban wydał zbiór wierszy B. Antonycza, przetłumaczony z języka ukraińskiego na polski. Nosi on tytuł Cała chmielność świata.

Śladem pamięci o wielkim łemkowskim poecie jest Szlak Literatury im. Bohdana Igora Antonycza. Wiedzie on przez cztery wsie łemkowskie: Nowicę, Leszczyny, Kunkową i Oderne. Liczy on około 15 km. Obejmuje on kilkanaście atrakcji, m. in. cerkwie drewniane (i kościółek) z wspomnianych miejscowości.

Na koniec przedstawiamy Wam kilka wybranych wierszy Antonycza. Pochodzą z  tomu Cała chmielność świata:

Kalina

Kalina pochylona w dół
niczym jagoda
rośnie w czerwone słowo

Do uskrzydlonej wiosny
módl się módl
i pisz na głazie
pieśń kalinową


Słońce promienne
niczym strzała
przeszpili każde słowo
przepali głaz

Tylko kalina
kwitnie wciąż na nowo
pieśnią kalinową


Kośba

Niby ostrzałkę
kosiarz słońce za pas wciska
aż dzień się staje jaśniejszy i głośny
w rękawy chwytasz czas
i słowa śpiewanej kośby
pokotem kładziesz w strofy
trud się natchniony spełnia
i pot skrzydlaty uleci z czoła


Chmiel

Dziewczyno wiosenny chmielu
opleć mnie dookoła
to dzięcioły wystukują nasze sny
pośród mchów i liści
w stu dąbrowach
Wesela omajone wiosną
noc z tobą jak narkotyk
tajemnica szczęścia
i chmielny dłoni dotyk

Las

Naucz się leśnej mowy
z lisiej myśli z szeptu saren
księżyc idzie szlakiem do dąbrowy
elegie pisać na pniach

Strumyki wypłukują srebro ciszy
w kropelkach rosy pławią się trawy
niechaj najprostsze słowo noc usłyszy
i w księdze lasu zapisze nieśmiało

Powroty

Powracam
tam gdzie olszy i ryby
gdzie mięta wierzby płaczki
malowane ściany
i znów całuję czarne skiby
padłszy przed słońcem na kolana
I pochyliło się nade mną
jak matka nad synem
i znów mnie ziemia wzmacnia
pocałunkami kwiatów
oszałamia

Tu skiby czarne trzęsawiska siwe
na płotach chmury
jak pieluchy wiszą
w kędziory maja omotany ciszą
na świat przyszedłem
w słońcu pod olchami


Dzisiaj to już koniec, życzymy miłego tygodnia.
Pozdrawiamy!





Źródła informacji:
kurirgalicyjski.com
saczopedia.wmediach.pl
pl.wikipedia.org
szlakiliteratury.pl/szlak-literatury-im-bohdana-antonycza/

niedziela, 10 stycznia 2016

Rezerwat Kamień nad Jaśliskami

Witajcie,
dziś chcemy Was zabrać na kolejne wojaże po Beskidzie Niskim. Tym razem pragniemy zabrać Was na wędrówkę w okolicach Jaślisk. Trzeba zaznaczyć na wstępie, że Kuba pała do tego miejsca ogromną miłością. Ja szczerze lubię to miejsce, choć pierwsze związane z nim doświadczenia nie są miłe - kumpela musiała nas ratować przed zamienieniem się w bałwany. To była pora jesienno - zimowa szybko robił się zmrok, a my po skończonej wędrówce chcieliśmy odpocząć w schronisku. Lecz marne były tego szanse skoro schronisko stało zamknięte na cztery spusty. Cóż Kuba postanowił przełamać to moje pierwsze złe doświadczenie i pojechaliśmy tam znów. Tym razem własnym autem i w porze nieco cieplejszej.

Piękna buczyna...
No ale przejdźmy do rzeczy. Naszym głównym celem było zwiedzenie cmentarzy, które znajdują się na granicy państwa. Skoro są cmentarze to i były na tym terenie walki i to nie byle potyczki, ale ciężkie boje. Najlepiej je właśnie zwiedzać mając bazę wypadową w Jaśliskach lub okolicy. Ale o tych cmentarzach napiszemy innym razem. Przy okazji jak to zwykle bywa zdobyliśmy górę Kamień (857 m n.p.m.). Często jest ona nazywana "Bieszczad". Obecna końcówka nad Jaśliskami została dodana przez współczesnych autorów, aby odróżnić pozostałe "Kamienie" znajdujące się w Beskidzie i na Pogórzu. Sam szczyt leży w głównym paśmie Karpat, między Przełęczą Łupkowską na wschodzie, a Przełęczą Dukielską na zachodzie. Można jeszcze dodać, że znajduje się ona ok 3,5 km od przełęczy Beskid nad Czeremchą, oraz około 6 km od Jaślisk. Wierzchołek tej góry leży tylko 700 m od granicy polsko-słowackiej i dzięki temu cała kopuła szczytowa terytorialnie należy do naszego kraju:)

Jeden z cmentarzy, które zwiedzaliśmy.
Po zakończeniu I wojny światowej w 1918 roku masyw Kamienia pełnił ważna rolę w nielegalnym przemycie. Wiązało się to z powstaniem Polsko-Czechosłowackiej granicy. Była to zupełna nowość dla mieszkających po jej obu stronach Rusinów. Dotychczas mogli się swobodnie przemieszczać, spotykać, zaopatrywać w towary. Dodatkowo nie rzadkie były sytuacje, że  Rusini z Polski mieli pastwiska lub najbliższą rodzinę po drugiej stronie granicy. Wtedy Łemko musiał starać się o przepustkę - ale wygodniej było ominąć posterunek znajdujący się na Przełęczy Beskid. Przez Bieszczad biegł pradziwyszlak przemytniczy, którym szmuglowano m.in. spirytus z Słowacji. Dlatego też szlak ten nazwano "Spirytusową Drogą". Niestety bieda zmuszała tamtejszą ludność do przemytu nie tylko spirytusu, ale produktów pierwszej potrzeby jak żywności, nafty czy soli.



Rezerwat do którego chcielibyśmy Was dziś zabrać powstał w 2000 roku. Istnieje już więc jakby nie patrzeć szmat czasu. Ochroną został objęty obszar o powierzchni nieco ponad 300 ha, obejmujący zbocza i partie szczytowe Kamienia.Warto zaznaczyć, że jest to najwyższe wzniesienie w środkowej i wschodniej części Beskidu Niskiego. Należy on do Korony Beskidu Niskiego. Jednak jego zdobycie nie wymagało od nas wiele wysiłku, ponieważ szczyt ten jest płaski i rozległy. Niestety jak to często w BN bywa jest to szczyt zalesiony  nie ma z niego żadnego widoku. Trudno też odnaleźć najwyższy punkt tej góry. Szczerze nie szukaliśmy go, ale wędrując dostrzegliśmy stos kamieni. Zdziwieni podeszliśmy bliżej i okazało się, że oto zdobyliśmy szczyt Kamień:). Nie mamy pojęcia skąd te kamienie się tam wzięły. Czy istnieje tradycja przynoszenia kamieni przez turystów w to miejsce?Jeśli coś wiecie na ten temat napiszcie nam o tym koniecznie:).Tuż przy szczycie znajduje się obelisk upamietnający wędrówkę Jana Pawła II po tym terenie.


Kamień na kamieniu...




 Co ciekawe na terenie rezerwatu mają swoje źródła Bełcza i Węgierka (lewobrzeżne dopływy Jasiołki). Sam rezerwat ma za zadanie chronić naturalną buczynę karpacką, która występuje na tym terenie w 3 podzespołach: typowym, wilgotnym i zespół kwaśnej buczyny górskiej. Prócz tego warto zaglądnąć tu by zobaczyć torfowiska (niskie i przejściowe) zwane również "berezedniami". Występuje tu wiele roślin chronionych i rzadkich m.in.: miesiącznica trwała, żywiec gruczołowaty i omeg górski. Nie lada atrakcją może być zobaczenie owadożernej rosiczki okrągłolistnej - nam niestety się nie udało. Warto zaznaczyć, że takie środowisko stwarza doskonałe warunki do rozwoju fauny. Najczęściej można spotkać tu jelenia, sarnę, dzika, wilka, rysia, od czasu do czasu można też zobaczyć niedźwiedzia. Z ptaków można zaobserwować m.in. puszczyka uralskiego i sóweczkę. 

A tu zamiast rosiczki spotkaliśmy orlicę pospolitą:)
Nie mniej atrakcyjna jest na terenie rezerwatu przyroda nieożywiona. Rzeźbę tego terenu wzbogacają niezwykłe formy powstałe z tzw piaskowca dukielskiego. Najbardziej charakterystyczne są długie skalne ściany znajdujące się głównie w północno-zachodniej części rezerwatu. Pisząc o formach skalnych nie można pominąć tego co pozostało po dawnych kamieniołomach. O ścieżce która prowadzi przez ten niezwykły teren pisaliśmy tutaj. Prócz tego na granicy państwa  (będącą jednocześnie granicą rezerwatu) biegnie pieszy szlak niebieski i pieszy szlak czerwony zwany granicznym. Przy opisie Jaślisk wspominaliśmy, że było to miasteczko silnie związane z handlem winiarskim i nie tylko. Chcemy więc Wam przypomnieć, że u podnóża tego rezerwatu przebiegał szlak handlowy z Polski na Węgry..Będąc w tym miejscu koniecznie musicie poszukać kolejnej z jego atrakcji, a mianowicie jeziorka "Siny Wyr". Znajduje się ono u podnóży nieczynnego kamieniołomu. My o jego istnieniu nie mieliśmy pojęci - wiec nie szukaliśmy. Ale kto wie, może jeszcze zawitamy w tamte strony i odnajdziemy to miejsce. My jak my ale Was zapraszamy serdecznie do wędrówki przez te dzikie ostępy Beskidu Niskiego.



Zapraszamy do obejrzenia odcinka programu z serii "Leśne Rezerwaty Podkarpacia", w którym to został bardzo ciekawie omówiony "Rezerwat Kamień nad Jaśliskami". Szczególnie interesyująco została omówiona wstępna obróbka kamienia.



Do zobaczenia na szlaku!








Źródła:
Luboński P., Przewodnik Beskid Niski dla prawdziwego turysty, REWASZ, 2012, Pruszków
www.parkikrosno.pl
www.zielenepodkarpacie.pl

niedziela, 3 stycznia 2016

Płonna

Witajcie,
Już po świętach (przynajmniej tych w kościele rzymskokatolickim), po sylwestrowym szaleństwie - pora więc zrzucić kilka zbędnych kilogramów :) Zabieramy Was więc na mały spacer. Odwiedzimy dziś jedno z częściej odwiedzanych przez nas miejsc, bardzo przez nas lubiane, chociaż nieco smutne. Tutaj historia pozostawiła po sobie dużo śladów. Zapraszamy do Płonnej.

Wieś leży u północno - wschodniego podnóża Pasma Bukowicy, przy drodze wojewódzkiej nr 889, nad doliną rzeki Płonki. Dawna wieś, sprzed wysiedleń, zajmowała dużo większy obszar - od północ graniczyła z nieistniejącą wsią Kamienne. Od wschodu wieś zamykało wzgórze Dilec (474 m n. p. m.) a od południa - pasmo Rzepedki. Od zachodu zaś wieś niemalże graniczyła z Karlikowem. Na wstępie też dodamy że wioska znajduje się na tzw. obszarze przejściowym łemkowsko - bojkowskim (rozwiniemy to w dalszej części artykułu).

Cerkiew p.w. Opieki NMP (Pokrow) w Płonnej kiedyś - i dziś.

/źródło: Ossadnik H., Cerkiew w Płonnej/
widok na ruiny cerkwi z drogi
Najpierw odrobina historii:

Wieś wzmiankowana jest już w 1433 roku. Jest więc jedną z najstarszych miejscowości w okolicy. Wieś jednak musiała powstać nieco wcześniej, wedle niektórych danych około (lub nawet przed) 1418 rokiem. Ciekawa jest nazwa wsi - pochodzi od słowa płony, czyli lichy. Wieś "słynęła" z kiepskiej jakości gleby. Lokowanie więc wsi w tym miejscu jest zastanawiające, ale tłumaczyć je można tym, że osiedlono tutaj ludność zajmującą się pasterstwem, hodowlą - Wołochów lub Rusinów. Zresztą lokacja na prawie wołoskim wszystko tłumaczy.  Wieś była własnością prywatną. W 1435 roku jej właścicielem był Steczno z Tarnawy, jednak już w 1437 roku Płonna znalazła się jako zastaw w rękach czterech (!) braci Czeszykowiczów z Tylawy Wołoskiej. Wkrótce (1451) Steczkowie odzyskali majątek. W roku 1483 miał miejsce podział majątku miedzy braci Steczków. Płonną, Wysoczany i Karlików dostali Mikołaj i Seweryn. Już w 1493 majątek Steczków zakupił Stanisław Kormanicki, a część wsi kupuje Piotr Felsztyński ze Zboisk. Później dobra przeszły w ręce rodu Tarnawskich, potem zaś - Ciechanowskich. Pozostało tak do XVII wieku. Następnie właścicielami wsi zostali Truskolascy. Ród ten władał Płonną do 1913 roku - ostatnią właścicielką była Helena Balowa - Truskolaska, żona zmarłego w 1906 roku Włodzimierza. Swoje dobra musiała sprzedać ks. Emilianowi Konstantynowiczowi.

kopie ikon z dawnego ikonostasu

dzwonnica parawanowa
Wzmianki o cerkwi prawosławnej pochodzą już z 1488 roku. Wedle miejscowych legend, świątynie (wraz z księdzem i mieszkańcami) mieli spalić Tatarzy. Wzmianka o cerkwi nie jest zawsze równoznaczna z jej istnieniem, niemniej jednak nie mamy dowodów pozwalających zarówno negować, jak też i potwierdzać te informacje. Wieś powstała przy trakcie wiodącym do Sanoka. Lokalizacja ta pozwalała na szybki rozwój, bo już w 2 połowie XV wieku podzielono ją na Górną i Dolną. Wznoszono tutaj kolejne kaplice. Świątynię przetrwałą do dziś wzniesiono około 1790 lub 1850 roku (spotykamy różne dane) w tzw. stylu józefińskim. Nosiła wezwanie Opieki NMP (Pokrow). Cerkiew wzniesiono z kamienia, na planie prostokąta zamkniętego półkoliście od strony prezbiterium. Ściany były tynkowane, nad przedsionkiem wznosiła się drewniana wieża z brogowym dachem zakończonym sygnaturką.. Nawę i prezbiterium pokrywał kalenicowy, blaszany dach. W jego środkowej części znajdowała się niższa, mniejsza wieża, zwieńczona okazalszą, cebulastą sygnaturką. Pod koniec XIX wieku dobudowano wikarówkę. Przed cerkwią stoi murowana dzwonnica parawanowa.
wnętrze cerkwi od strony prezbiterium

widok z wałów folwarku
Obiekt ten po wysiedleniach przeznaczono na budynek gospodarczy PGR, i odpowiednio go do tego przebudowano - obniżono ściany, zmieniono pokrycie dachowe usuwając wieże, usunięto wszelkie wyposażenie. Później obiekt porzucono, popadł w ruinę, w latach 90 zawalił się dach. Jednak od 2005 roku ruiny zostały otoczone opieką. Oczyszczono teren wokół cerkwi z chaszczy, zabezpieczono wnętrze przed wandalami, wyremontowano dzwonnicę. Na ścianie nad wejściem do cerkwi powieszono kopie ikon z dawnego ikonostasu. Podczas prac remontowych, w pobliżu ołtarza natrafiono na kryptę. W niej zaś znajdowała się metalowa (cynowa) trumna. Pochowano tam prawdopodobnie Włodzimierza lub Leonarda z Truskolaskich.

Kilkanaście metrów od cerkwi, przy drodze na Kulaszne znajduje się cmentarz greckokatolicki. Zachowało się na nim kilka pięknych, kamiennych nagrobków. Jest też tablica pamiątkowa, ku czci wysiedlonych mieszkańców. Cmentarz był kilkakrotnie porządkowany.

Cmentarz grecokatolicki


Była to duża, ludna wieś. Pod koniec XVIII wieku w Płonnej mieszkało ponad 710 mieszkańców.
We wsi znajdował się dwór obronny (folwark) zbudowany w XV/XVI wieku, otoczony wysokim wałem na planie prostokąta. Fragmenty wału zachowały się do dziś, m.in. w pobliżu cerkwi. Obiekt rozbudowano w latach 70 XVIII wieku. O samym obiekcie ciekawie można poczytać na stronie internetowej poświęconej rodowi Truskolaskich, więc nie będziemy przedłużać artykułu szczegółami. Warto jednak wspomnieć, że obiekt był aż 4 - krotnie rabowany. Pierwszy raz w 1604 roku, kiedy to na Płonną napadli zbójnicy, tzw. beskidnicy. Kolejny raz dwór ucierpiał w 1809 roku, kiedy to Galicja, próbując przyłączyć się do Księstwa Warszawskiego wystąpiła przeciw zaborcy austriackiemu, a w Sanoku utworzono "rząd" w skład którego wszedł Adam Truskolaski. Rząd upadł, a Austria zaczęła represje. Pierwszą ofiarą był dwór w Płonnej. Trzeci raz dwór ucierpiał podczas rabacji galicyjskiej w 1848 roku. Kolejny raz dwór i wieś ucierpiała z rąk rosyjskich w trakcie I Wojny Światowej. Stało się tak z prostej przyczyny - ks. Konstantynowicz był przeciwnikiem ruchu moskalofilskiego. Straty oszacowano na 58674 koron w złocie. Dwór do naszych czasów nie przetrwał - spalili go banderowcy w 1944 roku. Pozostały tylko resztki murów, fundamenty, kolebkowe sklepienia piwnic i nieliczne drzewa z dawnego parku dworskiego ...
W 1836 roku zaczęła działać w Płonnej szkoła parafialna - wtenczas uczyło się w niej siedmioro dzieci. Kolejną szkołę otworzono w 1871 roku.


tablica pamiątkowa na cmentarzu

W 1911 roku mieszkało tu 937 unitów, 25 Żydów i 9 osób obrządku zachodniego. Mieszkańcy posiadali łącznie 1712 ha gruntów, a Truskolascy (wtenczas Anna i Helena) - 165 ha. W 1918 roku Płonna przyłączyła się do Republiki Komańczańskiej, proukraińskiego tworu państwowego.
Przed II wojną światową we wsi byłe 174 zagrody, dwór, cerkiew, szkoła. Działała czytelnia "Proświty" i kooperatywa "Nadzieja".
W okresie II Wojny Światowej eksterminowano tutejszych Żydów - jedna rodzinę rozstrzelano w dworze, a pozostałych wywieziono. Dwór był miejscem zbornym dla okolicznych Żydów - tutaj decydowano o ich losie.. Obudziły się również wśród mieszkańców dawne sympatie ukraińskie. Kilku mieszkańców wstąpiło do 14 Dywizji Grenadierów SS (Galizien), a we wsi powstały komórki OUN i UPA. Pierwsze wysiedlenia przeprowadzono już w 1944 roku - wtedy dobrowolnie na wschód pojechali Cyganie i 6 rodzin greckokatolickich. W tym też roku kwatery we wsi zajęła 96 DP Wehrmachtu, szykująca się do walki z Armią Czerwoną. W dworze urządzono wtedy szpital polowy, a zmarłych chowano w pobliżu cerkwi (ponoć około 200 Niemców). Po odejściu Niemców wieś zajmują sowieci. Kilkunastu mężczyzn wcielają przymusowo do wojska. To nie poprawiło nastrojów, wkrótce w okolicy zaczęła działać, i to całkiem skutecznie - UPA. W okolicy stoczono kilka potyczek z banderowcami. Upowcy atakowali zarówno sowietów, jak też i żołnierzy polskich. We wrześniu 1945 roku oddział UPA zaatakował tutaj oddział radziecki prowadzący bydło. Rok później, w maju 1946 r.sotnia Chrina uderzyła na oddział polski. Wieś została poważnie zniszczona zarówno podczas walk z radziecko - niemieckich, jak też i polsko - ukraińskich. W 1946 roku wyjechała na wschód duża grupa mieszkańców. Pozostałych wysiedlono na ziemie zachodnie w 1947 roku.
Wieś opustoszała, a na przełomie lat 40 i 50 przybyli tu polscy osadnicy do pracy w powstającym PGR. Rozwijano tu prężnie hodowlę owiec (część terenu wydzierżawiono również podhalańskim pasterzom). Powróciły tu tylko 2 rodziny łemkowskie (w latach 50). PGR upada w latach 90, a we wsi pozostają tylko dwa domy. Mieszkańcy specjalizują się w produkcji mleka - w ten sposób część zabudowań gospodarstwa jest wykorzystywana w dalszym ciągu.


zabudowa dawnego PGR - u

i widoki na okolicę
Wspomnieliśmy na wstępie o tym, że Płonna leży na obszarze przejściowym łemkowsko - bojkowskim. Co to znaczy? Otóż Roman Reinfuss, wielce zasłużony dla Łemkowyny etnograf, wyróżnił granicę poszczególnych grup etnicznych. Udało mu się również wytyczyć trudno uchwytną granicę między Łemkami, Bojkami i Dolinianami. Granica między Łemkami i Bojkami biegnie pasmem Bukowicy i pasmem Wielkiego Działu. Tam, gdzie te pasma rozdzielane są przez dolinę Osławy, elementy kultury łemkowskiej "przebiły" się nieco na północ, i połączyły z elementami bojkowskimi. Obszar ten obejmował następujące wsie: Karlików, Płonną, Przybyszów, Wolę Piotrową, Tokarnię, Kamienne i Kulaszne.

/Źródło: Ossadnik H., Cerkiew w Płonnej/
Obecnie obok ruin cerkwi prowadzone są prace ziemne, budowane są jakieś zbiorniki wodne, kolorowe domki letniskowe - jakże to kontrastuje z upadłą świątynią! Nie podoba się nam to, ale niestety musimy to zapewne zaakceptować. Tworzy się nowa historia..

Dzisiaj to już tyle, pozdrawiamy Was serdecznie!







Źródła inf.:
Luboński P.(red.), 2012, Beskid Niski. Przewodnik dla prawdziwego turysty.
Ossadnik H., 2014, Cerkiew w Płonnej [w:] PŁAJ 14
Reinfuss R., 1998, Łemkowie jako grupa etnograficzna.
www.grupabieszczady.pl
truskolascy.info
tablica inf. przy ruinach cerkwi